czwartek, 27 września 2012

Francja. Bretonia.

Dojechaliśmy, może nie do samej Bretanii, ale na granicę z Normandią. To ta Normandia, znana z plaży Utha, Omaha - czyli lądowania wojsk koalicji w 1944 roku.



Ponad maską kampera, widoczna skalista wyspa z opactwem.
  
To jednak nie nasz kierunek. Tym razem
zadowolimy się tylko atrakcją turystyczną
numer dwa we Francji (tuż po wieży Eiffla)
- czyli widoczną już z odległości wielu kilometrów - wyspą Mont Saint Michel.
W czasie odpływu robimy sobie 3 km spacer na wyspę.
             Na wyspie o wysokości 80 metrów, zamieszkuje garstka mieszkańców, a na szczycie króluje olbrzymi kościół opactwa benedyktynów. Dopiero w XIX wieku wybudowano na wyspę stałą groblę. Początki klasztoru sięgają VIII wieku. Do chwili obecnej kompleks ciągle zadziwia zwiedzających.
Brama wejściowa.
     Spędziliśmy tu dwa dni. Lecz już bez zwiedzaania muzeów (są cztery). Gospodarze doszli bowiem do wniosku, ze wszyscy powinni znać język francuski. Ale i bez tego byliśmy zachwyceni urokiem tego miejsca. Samochody trzeba pozostawić na olbrzymim parkingu, 3 kilometry od wyspy. W cenie parkowania (kampery 12,5 EUR/12 godzin) mamy bezpłatne autobusy dowożące turystów, co kilkanaście minut, pod mury opactwa.


St.Michel nocą.

   
         Nocne iluminacje nic nie ujmują uroku tego miejsca. Do teo szum morza, wlewającego się w ciemnościach, na puste plaże. Trzeba wiedzieć, że sama wyspa nie była by taką atrakcją, gdyby nie pławy morskie. Otóż dwa razy na dobę, głównie za sprawą księżyca, maja miejsce przypływy i odpływy wód oceanu. Nic to wielkiego. Bałtyk też zaznaje takich zjawisk. Ale o ile nad naszym morzem przypływ podnosi lustro wody o powiedzmy 20 cm, to w Mont Saint Michel różnica poziomów wody sięga ................. do 15 metrów. W czasie odpływu nie widać granicy wody morskiej. W czasie przypływu wyspa była (teraz za sprawą stałej grobli już nie jest), odcięta o kilka kilometrów od stałego lądu.

Za chwil kerchery pójdą w ruch.

         Muszę jeszcze dodać, że w czasie tych pływów morskich morze przypomina rzekę górską. Po
odejściu wody pozostaje wokół murów obronnych warstwa błota.


       I w końcu Bretania. Tu zatrzymujemy się na kilka dni, u nowo poznanych znajomych. Czasami mówi się, że aby kogoś poznać, trzeba z nim beczkę soli zjeść. Z Mirką i Jackiem wystarczała ... beczka wina ! Znaleźliśmy wspólny język. Może dlatego, że sami są kamperowcami i to po wakacjach na Ukrainie. Taki wyjazd we Francji jest traktowany na równi z Legią Honorową 
Potem już w czwórkę ruszyliśmy poznawać Bretanię.
           Region trochę odmienny od pozostałej Francji. Począwszy od pogody (wieje tu i pada w nadmiarze - wiadomo - ocean dookoła), a kończąc na poczuciu odmienności, innym języku, dużej pobożności mieszkańców.



Megality z Carnac.

     Co na zdjęciu? O tym już w kolejnej relacji.

wtorek, 25 września 2012

Francja

15 wrzesień 2012.

            Godziny południowe. Pożegnanie z rodziną, sąsiadami z za płota i ruszamy na trasę.


Kraków - start
Przed nami blisko dwadzieścia tysięcy kilometrów, drogami Europy i Afryki.


          Trasa została nieco zmodyfikowana. Najpierw odwiedzimy znajomych Bretanii. Murielle i Jacka. Przekonali nas Oni, że Bretania,
to najpiękniejszy region Francji, że koniecznie musimy go poznać.
Po wytyczeniu linii prostej, pomiędzy Krakowem i półwyspem bretońskim okazało się, że grzechem było by nie zwiedzić kilku innych, ciekawych miejsc.
Jedziemy swoim tempem, po 200-500 km dziennie. Po drodze odwiedzamy znajomych, prywatnie przyśpieszamy święto zmarłych. 

Poranek na aires w Void Vacon FRA
         Pierwszy nocleg w Nysie. Potem skok czeskimi autostradami do Niemiec. Trzeci nocleg już na "normalnym" placu postojowym we Francji (aires de services camping-cars). We Francji, takich wyznaczonych miejsc dla kamperów, gdzie można zrzucić ścieki, nabrać wody, podłączyć prąd - jest .......... blisko 3000. W Polsce może ze trzy? Nie mówię tu oczywiście o kempingach! Po Francji poruszamy się tak zwanymi nacjonalkami. Są to drogi oznaczone literą "N z numerem". Drogi te, często czteropasmowe, są oczywiście bezpłatne. Autostrady, nawet dla rodowitych Francuzów, są za drogie.
 
Przejazd przez park pałacowy.
 
        Czwartego dnia docieramy, do położonego poniżej Paryża, królewskiego miasta Fontainebleau, słynącego z największego we Francji renesansowego pałacu. Właściwie jest to kompleks pałaców. Pierwszy powstał w XII wieku, Każdy kolejny władca starał się coś nowego wybudować lub zmienić. Dlatego obecnie Chateau de Fontainebleau, posiada aż 5 dziedzińców i kilka wspaniałych ogrodów. Spędziliśmy tu prawie dwa dni.


Widok na pałac z ogrodu francuskiego.

             Zwiedzanie trzeba podzielić na dwie części:ogrody z pałacami, a oddzielnie muzea.Najlepiej przeznaczyć na każdą z nich kilka godzin. Słyszałem opinie, że Fontainebleau jest ciekawsze od Wersalu i zwiedzających jest tutaj wielokrotnie mniej! Pałac przetrwał rewolucyjne zawieruchy. Był ulubioną rezydencją Napoleona I. W czasie II wojny mieściło się tutaj dowództwo niemieckie, a po wojnie, do roku 1965, baza dowództwa NATO.
 
Dziedziniec Pożegnań i schody Napoleona.
        Teraz kilka miejsc "kultowych". Na zdjęciu słynne schody na dziedzińcu pożegnań (Courdes des Audieux). To z tych schodów, w 1814 roku, Napoleon żegnał się ze swoim wojskiem, przed wyjazdem na Elbę. Schody te, w kształcie podkowy, zostały zbudowane w pierwszej połowie XVII wieku, w czasach Ludwika XIII.

Najstarsza część zamku - Dziedziniec Owalny.
         Duże wrażenie robi Dziedziniec Owalny, z najstarszym fragmentem zamku - wieżą obronną.
 
 
Wejście na Dziedziniec Owalny.
 
Chwila zadumy w starej części zamku.
 
Spacer po ogrodach zamkowych.
      Samo zwiedzanie ogrodów zamkowych zajmie nam sporo czasu. Ogród francuski (z przecinającym go Wielkim Kanałem) , ogród angielski, ogród Diany z 1603 roku to królestwo hałaśliwych pawi.
       Teraz nadszedł czas na zwiedzenie muzeum. Właściwie, to jest to kilka oddzielnych obiektów muzealnych, których zwiedzenie zajmie nam co najmniej 2-3 godziny czasu.
Tutaj jest jeden WIELKI plus. W ramach biletu wstępu (10 EUR) dostajemy e-przewodnik. Urządzenie wielkości słuchawki telefonicznej, z którego w języku polskim odsłuchujemy informacje, o zwiedzanych miejscach w muzeum Fontainebleau.
Co możemy zobaczyć? Oto dwie próbki.
 
Sala tronowa Napoleona.
 
Muzeum "Wielkie Apartamenty" i galeria Franciszka z XVI wieku.
      Na koniec pobytu w Fontainbleau zobaczyłem coś ciekawego. Jadąc przez lasy otaczające tą miejscowość, przypadkowo zobaczyliśmy "coś" (kapliczka?) poświęconego Tadeuszowi Kościuszce.
 
Kapliczka (?)  Tadeusza Kościuszko.

         Z internetu dowiedzieliśmy się, że w tym rejonie Francji, przez 15 lat mieszkał i pracował jako guwernant, nasz bohater narodowy.
 
Teraz zostawiamy królów i cesarzy i przenosimy się kilkadziesiąt kilometrów na zachód, do Chartres - miasta słynącego z XIII wiecznej katedry Notre-Dame.
Najpierw mamy mały problem ze znalezieniem parkingu. To znaczy nawigacja pokazuje w śródmieściu kilka parkingów dla samochodów, ale ................. wszystkie one są podziemne.
Więc z kamperem możemy sobie itd.itd.
Dopiero późnym popołudniem idziemy do katedry uważanej za najpiękniejszy kościół gotycki w Europie.
 
Katedra Notre-Dame w Chartres.
 
Witraż powstały około 1150 roku !!!
           Katedra słynie dodatkowo z dwóch rzeczy. Najznakomitszych witraży średniowiecznej Europy. Intensywny odcień błękitu tych witraży, doczekał się nawet nazwy "błękit chartres".
Drugie to relikwia Sainte-Chemise (święta szata). Fragment ubrania, które Matka Boska miała ponoć na sobie, gdy rodziła Chrystusa.
 
      Potem jeszcze jeden nocleg w małym francuskim miasteczku Brezolles (warte zwiedzenia) i wjeżdżamy do Bretanii.

czwartek, 13 września 2012

No to ruszamy! To znaczy jutro ruszamy.

        Kilkumiesięczne przygotowania już za nami. Wydaje się, ze wszystko jest ogarnięte, ustalone, przeczytane, kupione, opanowane, zrozumiane i zapakowane.
Ale tak na prawdę, to plan naszej wielomiesięcznej podróży sięga zaledwie 10-14 najbliższych dni.     
Czyli kierunek Bretania i zwiedzanie, przez tydzień, tego ciekawego regionu Francji.
Potem na południe.
Jednak korzystając z chwili wolnego czasu, może warto opisać przygotowania do takiego wyjazdu ?
          Wyjazdu kamperem, który będzie trwał około 8 miesięcy, którego trasa będzie przebiegała częściowo po Europie, ale w większości po Afryce Zachodniej.

Najpierw rodzi się pomysł - jedźmy gdzieś !
Jednak w Europie ceny paliwa są wysokie. Objazdówka po starym kontynencie, nie jest najlepszym pomysłem. Rosjanie dają zbyt krótkie wizy, jak na tak wielki kraj. Poza tym drogi. Nasz kamper nie jest 4x4, więc preferujemy nawierzchnię asfaltowe.
Kolejne dane wyjściowe do planowania to:
- zdrowie dopisuje (puk, puk),
- sytuacja rodzinna jest ok (puk, puk), czyli czasu mamy sporo,
- nie musimy uszczęśliwiać w podróży żadnego pieska, kotka lub innego czworonoga,
- przy dobrej organizacji i naszym sposobie podróżowania, pewne kierunki geograficzne są w naszym zasięgu finansowym,
- sytuacja polityczna, tu wojenki, tam wojenki, trzeba się po prostu dopasować do realiów,
- jaki sobie stawiamy cel, dla nas lans na plaży odpada, raczej aktywnie spędzamy czas.

       Z takich oto danych wyjściowych, pod koniec stycznia br., wypracowaliśmy sobie cel naszej kamperowej podróży - Afryka Zachodnia.
Najpierw wertowanie polskiego internetu. Czy ktoś kamperopodobny bywał w tamtych rejonach? Polacy bywają, ale jest to najczęściej szybki, 3-6 tygodniowy przejazd samochodami 4x4 lub innymi enduro. Czyli to nie jest to.
Fora zagraniczne. Tu już lepiej. Okazuje się, że całkiem spora ilość kamperów jeździ w interesujący nas rejon Afryki. Do tego ukazały się już książki (niemieckojęzyczne), omawiające podróże kamperem po Maroku, Saharze Zachodniej, czy też Mauretanii.
Nie ma zmiłuj - trzeba zamówić i tłumaczyć.
Z mapami nie jest źle. Wszystkie można w Polsce nabyć.
Nawigacja GPS - źle. Na Maroku praktycznie się kończy. Garmin specjalizuje się raczej w Afryce środkowej i południowej. Ale dzięki androidowi mamy Sygica i praktycznie całą West Afrykę.
Resztę map, dzięki oprogramowaniu Maverick, dorobi się samemu na domowym komputerze.
Na tym etapie przygotowań wiedzieliśmy już, że w jesieni zwiedzimy Portugalię, a na miesiące zimowe przeniesiemy się do Maroka, Mauretanii i Senegalu, Gambii lub Mali.
Wszędzie w tych krajach główne drogi są asfaltowe, czyli nasz kamper to wytrzyma.
               Przyszedł teraz więc czas na sponsorów. Skoro polskie kampery nie docierają jeszcze (?) w tamte rejony, więc może warto coś zrobić w tym kierunku. Może warto sprawdzić, czy polski emeryt musi spędzać zimę w kraju? Czy poza naszym zasięgiem jest witanie Nowego Roku w południowej Portugalii? Może na plażach Maroka? Może jeszcze dalej na południe? Może warto zainteresować się, co się stało z kulturą Maurów, która dominowała przez 700 lat, na terenie Półwyspu Apenińskie i nie tylko tam, a teraz Mauretania to jeden z najbiedniejszych krajów świata?
W tych tematach otrzymaliśmy wsparcie naszych sponsorów:

- EXIDE Technologies SA z Poznania - fabryka akumulatorów
- Marszałek Województwa Małopolskiego
- Prezydent Miasta Krakowa
- FujiFilm
- Wydawnictwo Hachette - przewodniki turystyczne
- Intrak - pneumatyczne zawieszenia
- Biuro Reklamy PERFEKT w Kaliszu - wizualizacja kampera
- Firma Krzysztof Borowski - przygotowanie kampera od strony technicznej
- Firma Glostar - chemia kamperowa
- A.S.O Krzysztof Nachtman - doposażenie kampera
- Interia.pl
- Magazyn Polski Caravaning - sponsor medialny
- WOGIS - reprezentant firmy TRUMA
- Mercator Medical S.A. Kraków
oraz Sławomir Kseń z Austrii.

Wszystkim, na kilkanaście godzin przed naszym "startem" serdecznie dziękujemy !



Kamperem przez świat. Irak 2021

             Matko Boska! Krzyknąłem, gdy zobaczyłem swoje zaległości w prowadzeniu PPP (praktycznych porad podróżników) na naszym blogu. Gd...