sobota, 26 września 2015

Kamperem z TVN



     
            Pewnego wrześniowego poranka, przybyła do nas ekipa reporterska TVN. Ola, Darek i Piotr pokazali nam, jak się to robi? 
Z kilkugodzinnego kręcenia, wyszło kilka minut materiału do emisji. Wiele naszych wypowiedzi, ujęć było powtarzanych kilkakrotnie. 

Czyli za nami kolejna przygoda, która nam się trafiła dzięki karawaningowi. Może dzięki takim reportażom kolejni polscy emeryci ruszą w świat? W związku z tym reportażem, wpadły w moje ciekawskie oczy dwie sprawy. 


        W czasie emisji programu, a potem na stronie internetowej TVN ukazały się napisy: camper. Nie jest to błędem, gdyż w języku polskim nie ma obowiązku spolszczania obcych słów. Nie mniej przyjęliśmy już do obiegu spolszczone słowa: kampus, komputer, karawaning, kemping - więc i może czas na kamper?
        Sprawa druga jest moim zdaniem poważniejsza i ociera się o śmieszność, w wykonaniu stacji TVN. Chodzi mi o reklamy umieszczone na naszym kamperze. Jest to jakaś nasza forma podziękowania osobom i instytucjom, które nas w podróżach wspierają.
        Zdaniem TVN jest to reklama warta setki tysięcy złotych! Daj więc Panie Boże, aby 1% z tej sumy, w naszych kieszeniach się znalazła. Jednak teraz będzie najciekawsze.
     
        W czasie emisji reportażu, w programie Dzień Dobry TVN (15 września br.) materiał poszedł "w całości", bez zakrywania napisów i symboli. Nie mniej, na stronie internetowej, pod adresem: /kliknij na napis/

Zamieszkali w białym domu. Na kółkach.

        wszystko zostało już zakryte! Kamper czasami jak biała plama, a nie jak kamper wygląda!
       Ciekawe, dlaczego tak nie postępowali, na przykład w czasie wywiadu z Adamem Małyszem? No tak, wtedy po zakryciu jego reklam, musieli by tylko sam nos Adama pokazywać na wizji :-)

piątek, 25 września 2015

Skończyły się wakacje ......... czyli kamperem po Polsce tylko.

        Zakończyły się miesiąc temu. Teraz liście z drzew opadają, a nam tylko wspomnienia pozostały i ....... kilka pomysłów na wakacyjny karawaning, którymi się podzielę.
Wspominałem na wcześniejszych wpisach, że od kilku już lat, miesiące wakacyjne spędzamy w Polsce. Dlaczego? Kilka argumentów: w lipcu i sierpniu tłok niemiłosierny we wszystkich atrakcyjnych miejscach w Europie, ceny idą w górę, bezpieczeństwo spada w dół. Wszędzie głośno i lans. Sierpień każdego roku, to już szczyt sezonu. Cała Francja i Włochy wyjeżdża na urlopy!
       Dajemy więc szansę ludziom pracującym. W wakacje zabieramy 'na pokład" wnuczkę Juste i ruszamy w Polskę. Ostatnie lata jechaliśmy wschodnią Polską, z południa na Mazury. Udało nam się tam dotrzeć w 3 roku. Takie to mamy tempo, albo tyle ciekawych rzeczy jest po drodze do zobaczenia?
       W roku 2015 trasa naszej podróży wiodła od Śląska i udało nam się, w ciągu 2 miesięcy, aż za Poznań dotrzeć!
No to teraz czas na foto album i trochę praktycznych porad dla podróżników.

     
       Z Krakowa wyjeżdżamy dopiero popołudniu, więc w Beskid Żywiecki dojedziemy dopiero wieczorem? Jednak po drodze jest Kalwaria Zebrzydowska. Ze 100 razy przez nią przejeżdżaliśmy i dopiero teraz postanawiamy ją zwiedzić. Miejsca postojowe są free na wielkich parkingach N  49.859291°  E 19.673626°, a i samo miejsce godne jest zobaczenia
     
        Teraz czas na nasz patent. Lato gorącego tego roku, więc najlepiej spędzać je wysoko! Tak, tak. Temperatura spada blisko 1° C na 100 metrów wysokości. Dlatego zamiast nad jeziorem Żywieckim, zatrzymaliśmy się na dni kilka, na szczycie góry Żar. N 49.785498°  E 19.226573°. Trzeba tylko pamiętać, że wjazd od dolnej stacji kolejki na szczyt, jest dozwolony pomiędzy 19.00 (?), a 9.00. W ciągu dnia policja lubi odławiać odważnych kierowców. W zamian za podjazd na wysokość 700 metrów mamy cisze w nocy, możliwość spacerów i grzybobrania, wspaniałe widoki na Śląsk i Kotlinę Żywiecką, miłe powiewy wiatru i wiele innych atrakcji.

        Kilka kolejnych dni poświęcamy na odwiedziny rodziny i znajomych na Śląsku. Korzystamy też z atrakcji krytego basenu uzdrowiskowego w Goczałkowicach Zdrój. Można się tu zatrzymać za free (np. N 49.939216°  E 18.982308°) lub wjechać za kilka PLN na teren sanatorium, gdzie możemy uzupełnić również wodę w zbiornikach.
Z tego miejsca pozdrawiamy Knurów, Bielsko, Jaworze (na foto obok), Tarnowskie Góry i jedziemy dalej.

        Przeskakujemy nad zalew Jeziorsko, zlokalizowany nad Wieluniem i Wartą. W tych dwóch miastach warto zaopatrzyć się w wodę. W Wieluniu jest sporo hydrantów przy ulicach, a w Warcie np. obok Biedronki. Nad zalewem stoimy w N 51.822896°  E 18.667942°. Miejsce zapełnia się tylko w weekendy. Jest tu mała plaża. Dla lubiących luksusy proponuję płatne miejsce w porcie jachtowym N 51.803545°  E 18.658202° /10 pln za kampera i po 8 za osobę z prądem/

        Po kilku dniach zachciało nam się zmienić miejscówkę i pojechaliśmy do portu w Pęczniewie. N 51.815226°  E 18.717046° Miejsce free, w weekendy tłumy. Są toalety, ale trafiliśmy na rozkwit glonów i plaża była niedostępna. Nie mniej wokół Jeziorska jest sporo miejsc gdzie możemy postawić kampera.

        Trochę ciekawostek. Przykładowo, punkt widokowy na czynną kopalnię węgla brunatnego N 52.409544° E 18.172160°

        Sprawdzamy miejscówki zapodane przez innych. W miejscowości Mrówki jest zjazd nad jezioro pokopalniane N 52.481780°  E 18.111704°. Miejsce urocze, ale samo jezioro nie nadaje się do kąpieli. TO znaczy miejscowi mają patenty, w rodzaju kąpiel z łodzi lub pomostu. Byle tylko nie dotykać dna, gdyż wtedy podniesie się straszny, biały osad. Czyli nocujemy i jedziemy dalej.


        Teraz pierwsza piątka naszych tegorocznych miejsc postojowych plaża Giewartów. N 52.374125°  E 17.948030° Teoretycznie to jest płatny parking przy gminnej plaży. 5 pln od pojazdu. Miejsce nadzoruje pan Jurek. W zamian mamy toalety i to w miarę czyste. Możliwość zatankowania wody i jezioro Powidzkie. Ciągle jeszcze czyste.

        Dookoła mamy ciekawe tereny dla turystyki rowerowej. W pobliskiej miejscowości Słupca spotkamy miejsca, gdzie znajdują się narzędzia i gdzie możemy samodzielnie naprawić rower. Pobliskie jezioro Słupeckie, nie nadaje się do kąpieli! Grozi rozpuszczeniem ludzkiego ciała.


        W tym samym powiecie obok miejscowości Strzałkowo, spotkałem miejsce obozu jenieckiego, gdzie w latach dwudziestych, ubiegłego wieku przebywali jeńcy sowieccy. Zmarło ich kilka tysięcy (8?) Według miejscowych, umierali oni ze starości i z tęsknoty za krajem. Ok, tak też bywa. Na zdjęciu zbiorowe mogiły Rosjan, a raczej miejsca, gdzie te mogiły się znajdują. Wnioski pozostawiam każdemu. N 52.305799°  E 17.858786°

        Mała dygresja - nie na temat. Pewnego dnia, siedząc sobie przed kamperem, starałem się sfotografować jaskółki w locie. Zrobiłem chyba ze setkę seryjnych zdjęć. Jedno jako tako wyszło i udało się w kadrze umieścić tą szybką pticę! :-)






          Inna ciekawostka. W Giewartowie jest kościół, a w kościele witraże,które wykonał ...... wnuk Jana Matejki. Chyba mniej zdolny od swojego dziadka, gdyż na taką informację trafiłem przypadkowo, a na witrażach zwyczajnie się nie znam! Więc nie wiem co są warte?

        Wyczaiła nas tutaj rodzina i syn Tomek wpadł z wizytą kurtuazyjną.

        Ja natomiast pedałowałem, to tu, to tam. W pobliskiej gminie Ostrowite stoi jeszcze wieża, choć już bez reflektora lotniczego. Przed II wojną światową służył on w lotnictwie pasażerskim, do wskazywania kierunku dalszego lotu, dla samolotów latających na trasie Warszawa - Poznań N 52.376537°  E 18.045563°.

        Jakieś 3 kilometry od naszego obozowiska na plaży w Giewartowie, znajduje się lotnisko wojskowe w Powidzu. Nie dziwiły nas przelatujące nad kamperem Herculesy. Ćwiczenia trwały od poniedziałku do piątku. Wiadomo, że w weekendy działań wojennych się nie prowadzi.




        Jak komuś nie pasuje cisza w Giewartowie, zawsze może przejechać do pobliskiego Skorzęcina, gdzie jest kemping i jedyna w swoim rodzaju plaża na śródlądziu. Tutaj można uskuteczniać lans! Płaci się już za sam wjazd na teren obiektów, a potem płaci się już tylko więcej i więcej N 52.457752°  E 17.891664°




        Ślesin. Miłe miasteczko i port na trasie pętli wielkopolskiej N 52.371572°  E 18.313344°. Ruch tu spory, ale. Ponieważ budowę obiektu częściowo pokryto ze środków unijnych, więc przez okres 5 (?) lat jego obiekty muszą być udostępnione bezpłatnie! Kiedy kończy się w Ślesinie ten okres, nie wiem. Jest pewna zmowa milczenia, aby nie reklamować takich możliwości. Generalnie: pobyt, woda, WC, prysznice, prąd, a nawet dźwig portowy są BEZPŁATNE. To jedyna, znana mi korzyść UE dla karawaningu rodzimego. Oj, gdyby tak ktoś, jakiś obeznany urzędnik szczebla wojewódzkiego, chciał ustalić i udostępnić wykaz takich obiektów? Marzenie. Chciało by się rzec - jaki kraj - taki karawaning. :-)

        Jeszcze takie jedno bezpłatne miejsce do biwakowania spotkałem, w czasie rowerowych wycieczek, w Licheniu. N 52.311910°  E 18.349755Nie ma takiego wypasu jak powyżej, ale spokojnie i za free (woda, prąd, WC) można się zatrzymać.

        Skoro byliśmy nad jeziorami wielkopolskimi, to nie sposób było sobie odmówić i trochę popływać. Wystarczyło raz dziennie pobiec z kanistrem do cepeenu. Całe szczęście, że sport motorowodny wszystkim, szybko się nudzi i po kilku dniach spokojnie pojechaliśmy dalej.




        Do Muzeum Pierwszych Piastów, nad jeziorem Lednickim N 52.528396°  E 17.385592°. Do dyspozycji teren oświetlony i ochraniany, WC. Wodę też zatankujemy. Jak nam się znudzą już początki polskości, to możemy się przenieść na plaże obok (N 52.524492°  E 17.385076°), gdzie mamy do dyspozycji tylko toalety, a niedaleko możemy zatrzymać się na kolejną noc przy skansenie (warty zwiedzenia). Opłata w ciągu dnia 5 pln N 52.512582°  E 17.384470°, jak za parking. Bez udogodnień.

      W Gnieźnie trzeba czegoś szukać na parkingach, przed supermarketami, bo w śródmieściu parkingi wysokopłatne i ciasne, niczym w stodole. Natomiast duży apetyt miałem na zwiedzenie muzeum Arkadego Fiedlera w Puszczykowie N 52.275468°  E 16.867044°. Widać, że synowie i wnukowie naszego wielkiego podróżnika wolą odcinać kupony po swoim dziadku, niż kontynuować jego dzieło.

         Jak już krążyliśmy wokół Poznania, to nie sposób było nie zajechać do rozsławionego muzeum, pałacu Raczyńskich w Rogalinie. Wspaniałości wiele, wspaniały ogród z największym skupiskiem dębów. I te słynne trzy stare drzewa: Lech, Czech i Rus. Opowiedziałem Justynce legendę i chcieliśmy koniecznie te drzewa zobaczyć. Tymczasem wielkie G. Brak jakiejkolwiek informacji, sprzeczne wypowiedzi przypadkowych turystów i wszędobylskie tabliczki KASA, KASA, KASA, które bezbłędnie prowadzą do najważniejszej komórki w tym kompleksie muzealnym. Skutecznie nas to zniechęciło do spojrzenia z bliska, na niemych świadków narodzin naszego kraju.

Na moment wpadamy jeszcze do zaprzyjaźnionej hodowli piesków nieznanej mi rasy. Wszystkie one mają chyba więcej medali, niż same ważą. Dni jeszcze kilka przed nami, więc zaraz po plenerze podróżników w Boruszynie (pisałem już o tej miłej imprezie) jedziemy do ostatniego punktu naszej wakacyjnej włóczęgi.

        Do Czarnkowa. Dokładnie to do mariny N 52.906829°  E 16.556161°, prowadzonej przez dwóch uroczych, ale jakże polskich bosmanów. Miejsce, spokojne, ogrodzone, oświetlone. Do dyspozycji mamy kuchnię, toalety, prysznice, prąd, możliwość zrzutu kasety i szarej wody oraz WiFi. Wszystko sterylnie czyste, w najwyższym standarcie. I wszystko za free. Jeszcze do połowy (?) 2016 roku.


        Jak do tego dodamy jeszcze miejsce na grilla, możliwość wypożyczenia, a nawet wywiezienia kajaków w dowolne miejsce Noteci, to ręce same składają się do oklasków, dla władz miasta i powiatu. Trzeba jeszcze dodać, że miejska i powiatowa informacja turystyczna (w urzędach) działa ok, że miasteczko jest schludne i zadbane, że jest wspaniały basen i sklep firmowy miejscowego browaru, to już tak nawet nie specjalnie przeszkadza tablica pamiątkowa umieszczona na Rynku, z napisem:  Na chwałę powstańcom wielkopolskim i księżom katolickim - potomni. Długo przed tą tablicą stałem i starałem się zrozumieć sens słów tam umieszczonych. Nasunął mi się tylko jeden wniosek, jak czasami blisko od chwały do śmieszności. Chyba, że są jakieś fakty historyczne, o których pojęcia nie mam - wtedy głowę popiołem posypię.

        Droga powrotna wiedzie nas przez Wrocław (ZOO) i Górę św.Anny na Śląsku, skąd widok jak na foto obok.
        Trochę nam śpieszno, gdyż rozpoczęcie roku szkolnego za pasem, a my ciągle jeszcze bez wiz do miejsca naszego tegorocznego zimowania, choć bociany już dawno na południe odleciały.
        Jeszcze jedna podpowiedź, która może jakiemuś wędrowcy po Polsce się przyda. Znalazłem na stronie wielkopolskiego urzędu wojewódzkiego wykaz gminnych kąpielisk. Popatrzyłem na nie na Google Earth i okazało się, że co najmniej połowa z nich nadaje się do wykorzystania, w czasie naszych karawaningowych wędrówek. Są tam na ogół jakieś parkingi, toalety, często napisane, że i dostęp do wody pitnej jest. Więc co nam więcej do szczęścia, a raczej do zatrzymania się, w czasie włóczęgi potrzeba? Ciekawe, czy inne województwa też posiadają takie dane, o lokalizacji kąpielisk na swoich akwenach wodnych? Oczywiście, o ile takowe akweny, na danym terenie występują!

 
        O przygotowaniach do planowanego wyjazdu na Sycylię, do Tunezji i Algierii - za dni kilka napiszę.  Bo jest o czym!

Kamperem przez świat. Irak 2021

             Matko Boska! Krzyknąłem, gdy zobaczyłem swoje zaległości w prowadzeniu PPP (praktycznych porad podróżników) na naszym blogu. Gd...