wtorek, 23 lutego 2016

Kamperem - Tunezja - zapowiedzi

     Witamy serdecznie naszych czytelników.
Ten wpis wielce nietypowy jest. Ale i sytuacja takowa.
Od półtora miesiąca włóczymy się po Tunezji.
Obecnie gdzieś na południowym-wschodzie tego kraju.
Z różnych względów, zrezygnowaliśmy z dotychczasowego układu bloga.
Zapiski w "brudnopisie" prowadzimy niczym kronikarze.
Dzień po dniu. Na bieżąco.
Przedstawimy je w całości, ale dopiero po zakończeniu tunezyjskiego etapu.
        Pomni niedawnych "przygód" pewnego turysty w Egipcie, zwłokę w publikacji traktujemy egoistycznie.
Troską o nasze bezpieczeństwo.
Dlatego proszę o trochę cierpliwości. Około dwóch tygodni. Może 2-3 dni więcej.
Niecierpliwym możemy zasugerować zerknięcie na fejsa Andrzej Teresa Kamperem przez Świat . Tam wrzucamy trochę zdjęć, niekoniecznie z komentarzem.

        Tymczasem w ramach "zadośćuczynienia",  coś z podróży po Sycylii pokażę.
Jeszcze kilka lat temu, jako prawdziwy mężczyzna,  hodowałem sobie na parapecie kaktusy. Rozpoczęły się podróże - skończyła się przygoda z kaktusowatymi. Ale sentyment pozostał i gdy na Sycylii, gdzieś w okolicy Agrigento, zobaczyłem kaktusowy ogród, to serce szybciej zabiło.
Może Was też poruszą zdjęcia?
To co u nas w doniczkach rośnie, na Sycylii w ogrodzie i do tego 2-3 razy większe!
I kwitnące!



 

czwartek, 11 lutego 2016

Kamperem - po Sycylii - cz.6 i zarazem ostatnia.

        Za kilka dni Święta. Potem powitanie Nowego Roku. Tak sobie wymyśliliśmy, że zrobimy sobie co najmniej tygodniową przerwę w kamperowaniu. Już trzy miesiące w podróży jesteśmy. Co 1-2 dni składanie się, przemarsz, rozkładanie. Prania też zebrało się trochę. Pralka jest na pokładzie, ale pranie w terenie to cała operacja z wodą i prądem. No i samo przygotowanie świątecznego stołu też wymaga warunków do pracy. Nie ma co dyskutować. Poprzednie święta spędziliśmy na kempingu w Kenitra (Maroko), więc na tegoroczne też się gdzieś zakotwiczymy.

        Wybór padł na Lido Rossello. N 37.294833°  E 13.454546° Mamy tam oznaczony kemping całoroczny. Malutka miejscowość kąpieliskowa. Teraz powinno tam być cicho i spokojnie. I tak by było, gdyby kemping jeszcze istniał. Teren w stanie po dewastacji. Od lat nikogo tu nie było. Zastanawiamy się co dalej? Podchodzi do nas Włoch i mówi, że jego dom stoi na przeciw bramy wjazdowej na kemping. Możemy obok niego stanąć i nawet prąd nam da. Dobre chłopisko. No może nie do końca takie dobre, bo za swoją dobroć dostał trochę upominków, a po 3 dniach, gdy jechaliśmy dalej zażyczył sobie 20 EUR za swoją dobroć. Dostał 10 za prąd, za co powinien być i tak zadowolony.
Wieczorne klimaty na Lido Rossello. 
Stąd nasza uwaga. Są jeszcze gościnni ludzie na tym świecie, ale tylko tam, gdzie turyści (karawaningowcy) nie docierają. Jeżeli przed nami byli w danym miejscu kamperowcy z: Niemiec, Francji lub innych Włoch, to na 100% pewne, że będziecie strzyżeni przez miejscowych jak barany na wiosnę. Teoria ta sprawdziła nam się na terenie Afryki Zachodniej, Grecji i w innych krajach EU. Na szczęście zasada ta nie dotyczy jeszcze Rosji, krajów z rejonu Kaukazu, Białorusi, Albanii - czyli miejsc, gdzie ewentualni "turyści" poruszają się w zorganizowanych kolumnach i nie mają kontaktu z miejscową ludnością. Skąd u mnie takie rozgoryczenie takim zachowaniem? I to u mnie, osoby która jest tolerancyjna aż do przysłowiowego bólu? No cóż, wystarczy podróżując patrzeć i słuchać innych. Wielu intelektualistów z Afryki apeluje, nie przysyłajcie nam darów! One rodzą tylko korupcję i niechęć do pracy. Turyści! Nie dawajcie naszym mieszkańcom, a szczególnie dzieciom prezentów "za nic"! Takie Wasze "widzi mi się" powoduje, że dzieci odrywane są od szkoły, uczą się, że można mieć coś, nic nie robiąc. Dorośli wolą żebrać, bo jeden bezmyślny Wasz datek przekonuje ich, że nie warto pracować! I tak dalej i tak dalej.  Moim zdaniem, dając komuś jedno, czy kilka EUR, postępujesz niczym durni amerykanie w Iraku czy Libii, gdzie nieśli wolność i demokrację. Efekty tego mamy i mieć będziemy jeszcze długo. Jeśli ktoś ma inne zdanie, zapraszam do dyskusji w ramach komentarzy do tego bloga. Na koniec dodam jeszcze, że w ramach przygotowania do swoich podróży, staramy się poznać rejon do którego jedziemy. Już na miejscu interesuje nas kilka spraw. Na przykład średnia płaca w danym kraju, emerytura, koszty leczenia, koszty życia itp. Dzięki temu wiemy, ile możemy komuś zaoferować za jakąś usługę, czy towar. Nigdy nie wykorzystujemy gościnności, czy dobrej woli tubylców. W kamperze mamy zawsze wiele (kilogramów!) souvenirów, upominków, albumów, folderów i wiele, wiele innych przedmiotów, którymi staramy się odwdzięczyć za czyjeś dobre serce.
Jeśli natomiast płacimy, to tylko i wyłącznie za coś i wiedząc ile taka rzecz jest warta w danym miejscu. Wszystko inne to tylko dalsze psucie tego zepsutego Świata. I nie myśl czasami mój ty "darczyńco", ze jak dasz bosemu dzieciakowi 5 EUR, aby sobie buty kupił, to on to zrobi. Za dużo takich manewrów w czasie swoich podróży widzieliśmy. STOP
Wracam do tematu.
Jesteśmy na tej plaży Rossello N 37.294833°  E 13.454546°. Miejsce urokliwe, widoczki na lewo i prawo imponujące, ale na świętowanie raczej się nie nadaje.

         Więc rower w ruch. Najpierw ruszyłem na zachód. Już w pierwszej miejscowości Realmonte widzę fajne klimaty. Jest niedzielne południe. Na małym placyku w centrum miejscowości kilkunastu (...dziesięciu) facetów chodzi w kółko niczym na więziennym spacerniaku, głośno ze sobą rozmawiając. Politykują?


        W miejscowości Montallegro zobaczyłem stare ruiny, a w nich ktoś sobie fajny domek postawił. Dość zjawiskowy widok, więc podjeżdżam, chcąc zapytać kto na taki fajny pomysł wpadł. Nie zdążyłem, gdyż na spotkanie wyszły mi dwa psy wielkości Szarika z 4 pancernych. Więc dyplomatycznie się oddaliłem.

        Obok tej samej miejscowości jest wzgórze o nazwie Monte Suso. Na tym wzgórzu  widoczne są już z oddali jakieś ruiny. Ruiny miasta?



        Nieco dalej jest znana agroturystyka, która przyjmuje kampery. N 37.376191°  E 13.322599° Cena za dobę, bez prądu to 24 EUR. Pani twierdzi, że jeszcze tylko jedno miejsce ma. Poza tym cały ogród zarezerwowany, na okres świąteczno noworoczny. Dziękuję i szukam dalej. Jak się jedzie rowerem i myszkuje po okolicy, to nie jest trudno znaleźć fajne miejscówki. Tak było i w tym dniu. Problemem jest tylko możliwość podłączenie się do prądu, gdy w pobliżu nie ma żadnego źródła zasilania.
Przykładowe miejsca Bovo Marina N 37.380980°  E 13.307620° - miejsce dla amatorów kąpania.
Blisko tego miejsca jest adoptowane miejsce kempingowe. W zimie nieczynne, choć dostępne N 37.382031°  E 13.309287°
Siculiana P obok zamku, free, N 37.338660°  E 13.418544° miejsce wygląda ok, choć ja ciągle szukam czegoś "świątecznego". W tej samej miejscowości ale w tak zwanej Marinie są dwa kolejne miejsca nadające się na postój kampera. Nad morzem N 37.336764°  E 13.387784° oraz obok pizzerni CANNE N 37.335538°  E 13.393473°. To drugie miejsce wygląda na przygotowane dla kamperów (przynajmniej częściowo), gdyż są tam przyłącza do prądu. Jednak ze względu na nieczynny lokal, nie mogłem ustalić, czy można i za ile skorzystać z tego miejsca.
No cóż, zachodnia strona nie wypaliła, więc pakujemy się i następnego dnia jedziemy kamperem na wschód.
Oto kilka ciekawych miejsc, które spotkamy po drodze.

        W kolejności będą to: punkt widokowy na Tureckie Schody N 37.293490°  E 13.469784°.









        Jeśli komuś spodoba się ten widok, top może zjechać na brzeg, zatrzymać się na free parkingu N 37.288026°  E 13.481496°








Następnie podejść plażą (około kilometra) do tego cudu natury. Ale uwaga. Dojazd z głównej drogi krótki, ale stromy. Sprawdź najpierw, czy Twój kamper da radę!






Tureckie Schody

        Potem mamy kilka miejsc, gdzie możemy się zatrzymać. Nie zawsze mogę podać nazwę miejscowości, gdzie one się znajdują, bo jak ktoś był na Sycylii, to wie, że znalezienie tutaj wolnego miejsca, miejsca niezabudowanego, graniczy z cudem. Nie wiadomo gdzie coś się zaczyna, a gdzie kończy.
Na końcu ulicy jest ciekawe miejsce N 37.289575°  E 13.495556°, jednak bez mediów.

        Duży parking, poza sezonem free N 37.292956°  E 13.501140°, również bez zaplecza.








        Parking free obok portu HONDA  N 37.286824°  E 13.525201°









        Przy bramie portowej N 37.288270°  E 13.530541° bez mediów. (foto po lewej).
Duży, spokojny P, choć nieco na uboczu N 37.286000°  E 13.549650°, na kilkanaście kamperów.






    W końcu ktoś podpowiedział nam takie urocze miejsce. Na plaży w miejscowości Fumarolo N 37.167688°  E 13.729981° Mógł bym w tym miejscu spędzić dni wiele. Kamienista plaża, uroczy brzeg. Obok wieża San Carlo z wieku XVII. Miasteczko, a właściwie jedna ulica, zupełnie bez turystów. Tylko ten jeden minus. Energia elektryczna. Nawet woda jest dostępna w ulicznych kranach, przy drodze. Jeśli ktoś będzie podróżował w pobliżu - polecam to miejsce.

        Ostatecznie skończyliśmy na kempingu Valle dei Templi w San Leone. N 37.269446°  E 13.583416° Cena wysoka, ale zależna. Od sezonu i okresu pobytu. Za 10 dni zapłaciliśmy 140 EUR za wszystko. Z prądem i WiFi.
Za bramą wjazdową jest mały Carrefour i warzywniak. Sporo kamperów przewinęło się przez ten kemping, w czasie naszego pobytu.

        Jeden nam się szczególnie spodobał. Pasował by do afrykańskich eskapad.

Kolacja wigilijna AD 2015 w kamperze 


        Potem nastały święta. Moja żona, jak zwykle przygotowała je na najwyższym, tradycyjnym poziomie. Co widać na zdjęciu. Była nawet mała choinka, ale przede wszystkim, to te święta była doprawdy świąteczne. Bez tej całej oprawy, jaką przeżywamy w kraju: zakupy, prezenty, kredyty, reklamy, wizyty, rewizyty, seriale i hity.
W czasie świątecznych spacerów udało nam się namierzyć kilka kolejnych, ciekawych miejsc postojowych. Były one wykorzystywane przez włoskich kamperowców. W porcie Santa Leone N 37.262260°  E 13.579000°. Duży, oświetlony plac betonowy, postój bezpłatny.

        Nad morzem też coś się znajdzie, nawet wędkę można z kampera zarzucić N 37.262406°  E 13.576624° (foto po lewej)
Kilkaset metrów dalej jest wielki plac nad brzegiem morza N 37.260208°  E 13.586123°.






             Teraz kilka słów o Agrigento. Prawdę mówiąc, to miasto nie ma za wiele do zaoferowania. Mówię tutaj o samym mieście, nie okolicy.

Jedna, czy dwie ulice, ze 2-3 kościoły i katedra z ciekawą ekspozycją obuwia na schodach wejściowych.

            Tymczasem Agrigento kojarzy się głównie z "Doliną Świątyń". Jeśli ktoś lubi kulturę i zabytki starożytnej Grecji, to tu będzie kontent.

Bo znajdzie tu, wprawdzie nie w "dolinie i nie świątynie", jak wskazywała by nazwa tego miejsca, nie mniej jest to kompleks najlepiej zachowany greckich zabytków kultury materialnej, poza Grecją.
      My wyczekaliśmy do pierwszej niedzieli stycznia, kiedy wstęp do wszystkich obiektów był bezpłatny (w kieszeni zostało prawie 50 EUR). Potem zatopiliśmy się w dzieje starożytności.
Warto pamiętać, że jak już zdecydujemy się na zwiedzanie kompleksu Valle dei Templi, to warto pamiętać o muzeum archeologicznym. Wszystko co odkopano jest właśnie w muzeum. Na zwiedzanie świątyń i muzeum trzeba poświęcić cały dzień. Szkoda tylko, że nie ukazał się polskojęzyczny przewodnik po "dolinie".
Ruiny zamku w Palma di Montechiaro
Widok na miasteczko Naro.
              Ponieważ czasu mieliśmy sporo, to i na pomyszkowanie w okolicach Agrigento było wiele okazji. Oczywiście rowerem. Naro, czy też Palma di Montechiaro.


                            Fajną rzeczą był rezerwat Macalube, obok miasteczka Aragona. Wejście jest obecnie zabronione, prawdopodobnie jest to związane ze śmiercią małej dziewczynki, którą błoto wessało. Bo jest to miejsce, gdzie co pewien czas mają miejsce erupcje gazowe wulkanów błotnych.

              Potem, co już opisywałem, bez ostrzeżenia padł komputer. Czasu więc miałem coraz więcej i chyba dzięki temu, gdzieś - sam nie wiem jak nazwać tę miejscowość - znalazłem hobbystę, który przed swoim domem Cactus garden sobie założył. Sporo czasu tam spędziłem i naocznie się przekonałem, że te gatunki, które u mnie, na parapecie osiągały średnicę powiedzmy 5 cm, to tu, w warunkach idealnych, były prawie 10 razy większe!

 


        Na odbiór "zastępczego" komputera, który doleciał do nas z Polski, (dzięki Joannie!) oczekiwaliśmy w miejscowości  Sciacca. W porcie rybackim N 37.505364°  E 13.076537°. Chyba jest to dość znane miejsce tranzytowe, bo codziennie jakieś włoskie kampery tam stały. Jednak jest tam jeden minus, a dokładniej to dwa. W samej miejscowości nie ma ciekawych plaż do kąpania, a sprawa druga, bardziej wstydliwa, to brak (?) oczyszczalni ścieków w tej miejscowości. Kolektor ściekowy jest usytuowany tuż obok portu. Woda tam brunatna, a zapachy ........

        Dlatego może lepiej zatrzymać się w innym miejscu. Może N 37.505093°  E 13.080114°, albo bardziej widokowo za teatrem N 37.504913°  E 13.082461°.
Samo miasto jest dość ciekawe, choć daleko mu do największych atrakcji turystycznych Sycylii. Można je przejść i zwiedzić w ciągu kilku godzin. Trasa wiedzie dwoma odrestaurowanymi uliczkami, wzdłuż zbocza, dość ostro opadającego do morza. Oto kilka fotek.
Duch Sciacca.
Sciacca. Historyczne centrum.

Sciacca. Bazylika.

Monreale. Normańska katedra nocą widziana.

        Czas szybko biegnie. Dla nas za szybko. Minęły już dwa miesiące, od kiedy wjechaliśmy na Sycylię. Zostawiamy więc całą zachodnią część wyspy i jedziemy "na przełaj" do Palermo. Czas nagli. Tunezja czeka. Po drodze prawie nic nie widzimy. Już o zmroku zatrzymujemy się w Monreale. Wszystko pozamykane. Katedra w remoncie.
        Przed północą wjeżdżamy do Palermo. Pomimo obaw, że będzie spory ruch, brak miejsca do zatrzymania - nie jest tak zle. Ruch na ulicach raczej mały. wodę tankujemy na stacji paliw. Zatrzymujemy się przed portem promowym. Można tu stać, ale w ciągu dnia będzie głośno, więc pieszo sprawdzam, czy można wjechać do portu? Tak, policjanci na drugiej bramie nie mają nic przeciwko temu. Więc zaraz za pierwszą bramą wjazdową skręcamy w prawo i zatrzymujemy się po 100 metrach. Spokojnie, teren oświetlony i ogrodzony. W ciągu dnia działają tu jakieś parkingi. N 38.129116°  E 13.362072°. Rano przemieszczamy się do sklepu ARD N 38.146539°  E 13.361588°, aby zrobić ostatnie europejskie zakupy. Udaje się też namierzyć dostęp do wody, na jednej z pobliskich ulic. Tankujemy full, a nawet z zapasem, bo nie wiadomo jak to w Tunezji będzie. Gdy Teresa zapełnia naszą lodówkę, ja robię kilkanastokilometrowy spacer po mieście. Kilka rzeczy, które zobaczyłem, to poniżej pokazuję.
Palermo Teatr Politeama.

Palermo. Katedra i Loggia dell'Incoronazione

Palermo. Stary pałac o remont się prosi!

Palermo Piazza Pretoria i fontanna wstydu z XVI wieku

Palermo. Kopuły kościoła San Giovanni degli Eremiti
        I tak oto kończy się nasza europejska podróż. Z wnioskami poczekamy do drogi powrotnej, która też po Italii jest zaplanowana. Ale to dopiero przełom marca i kwietnia.



Tymczasem zapraszamy do Tunetanii.

Kamperem przez świat. Irak 2021

             Matko Boska! Krzyknąłem, gdy zobaczyłem swoje zaległości w prowadzeniu PPP (praktycznych porad podróżników) na naszym blogu. Gd...