niedziela, 21 sierpnia 2016

Rosja 2016 - Moskwa i region centralny - kamperem 5

       Co jeszcze można zobaczyć w Rosji w ciągu 3dni? Jest kilka alternatyw. Najpierw jednak trzeba wybrać kierunek powrotu do Polski. Przez Pribałtyki (Łotwa, Estonia)? Już tyle razy tam bywaliśmy.
Droga z Moskwy na Tułę
Przez Ukrainę? Mówi się, że na wschodzie wojna. Donieck? Ługańsk? Ekonomicznie to dobrze wygląda, bo bliżej do Krakowa i paliwo tanie, ale bezpieczeństwo najważniejsze? No i mamy medialną informację, że niedawno Ukraińcy poturbowali kilkoro Polaków i ich samochód w rejonie lwowskim. Policja nie interweniowała. Hmmmmm. Konsultujemy zagadnienie w kraju i za granicą. Nasz znajomy Tomek, ze Straży Granicznej, czyli osoba jak najbardziej kompetentna twierdzi, że przez Ukrainę można śmiało. Byle nie na kierunku działań bojowych. 

No to Ukraina. 
Nie znamy jej wschodniej części. Nie byliśmy w Kijowie. Co jednak można „po drodze” w Rosji jeszcze zobaczyć? Ryazan, Tułę, Kursk? Niezastąpiona Svieta doradza – Tuła.
Tuła. Centrum handlowe.
Więc tam pędzimy autostradą z Moskwy. Po drodze mijamy stacje z możliwością zatankowania propanu. Sami też tankujemy swoją butlę po 16.10 rubla za litr. Przykładowe stacje:  N 55.56496  E 37.60256,  N 54.91606  E 37.51283. Po południu stajemy na olbrzymim parkingu, przy nowym centrum handlowym w Tule. N 54.19264  E 37.63356 Dziewczyny biegną na zakupy, bo w Moskwie nie było na to czasu i nasza lodówka się wypróżniła. Ja do centrum miasta, na kreml, gdzie zlokalizowane są prawie wszystkie atrakcje Tuły. 

Muzeum Samowarów
Muzeum Samowarów. Mnie nie powaliło na kolana. Nie czuję tej dyscypliny parzenia herbaty. Wstęp na teren kremla jest free, ale co to za kreml? Odbudowany, odrestaurowany, po prostu piękny. Tylko duszy w nim brak. Jest za to Muzeum Broni (bilet 200 rubli). Bo przecież Tuła to również stara fabryka karabinów. Mam już trochę dość broni wszelakiej, ale mimo to .......... wszedłem. I powiem Wam, że nie żałuję. Robili w tutejszej fabryce i robią nadal prawdziwe cuda. Szczególnie broń myśliwska zaimponowała mi wykonaniem i grawerunkiem. 
Tulski kreml. Jak malowany.


Tuła. Muzeum broni.

Tuła. Broń myśliwska.

Tuła. Kałasznikowa jednak nie pokonali.
        Wracając do kampera zapytałem policjantów, gdzie można by zanocować? Wskazali mi mały parking N 54.19278  E 37.62830. Dla mnie trochę za blisko ruchliwej jezdni położony. Robimy w kamperze krótką naradę. Nie zostajemy w Tule. Wybieramy nowy cel. Na kierunku Ukrainy, blisko Tuły.
Nasz SP w Jasnej Polanie.
Jasna Polana. Jest położona nieco na uboczu, więc nocleg powinien być spokojny. I taki był. N 54.07382  E 37.53249. Do rana, bo potem zaczynają się zjazdy turystów. Trudno się dziwić. To miejsce dość magiczne i ważne dla rosyjskiej kultury. Tu powstała „Anna Karenina”, „Wojna i pokój” i inne mniej znane rzeczy. Czyli już wszyscy wiedzą? Tak, Lew Tołstoj tu żył i tworzył. Wstęp na teren posiadłości i parku 50 rubli. Oprowadzanie przez przewodnika (tylko tak wejdziemy do wnętrz) 300. Dla mnie bomba. Zaraz po powrocie biorę się za wojnę. Potem przeczytam pokój. Ale najważniejsze, co wyniosłem z Jasnej Polany, to zrozumienie i poczucie sympatii do tego rosyjskiego pisarza.
Jasna Polana. Nasza przewodniczka.

Jasna Polana. Dom Tołstoja.

Jasna Polana. Park i grób pisarza.
Zastanawiam się tylko, dlaczego czuję taki szacunek wobec Tołstoja, czy też Kazantzakisa? Jedno ich obu łączy. Czy to właśnie mnie tak intryguje i przyciąga? 

Po południu jedziemy dalej, nocleg znajdziemy gdzieś tam, bez planowania, na trasie. Teren staje się coraz bardziej pofalowany. Góra, dół. Góra, dół.
Rzeka Czerń.


Justa i cap

Gdy czas na jakieś jedzenie, skręcamy za miejscowością Czerń nad rzekę. Zatrzymujemy się przy ostatnim domu. Właściciel nie ma nic przeciwko temu. Opowiada o zniszczonej przez mera miasta rzece, o lisach, które mu zostawiły tylko koguta i takie tam plotki prowincjonalne. Justa biega od kota do capa, od konia do kozy. I tak nam mija wieczór Śpimy spokojnie.
Czerń. Tankowanie wody.
Rano nabieramy wody do picia z pobliskiego źródełka, a wody "technicznej" z kałonki. I dalej. 
Żelieznogorsk i "nibykot"
Jutro musimy przekroczyć granicę. Droga cały czas ok., tylko miejscowości i wiosek coraz mniej. Za miasteczkiem Żelieznogorsk znowu skręcamy w bok. Po kilometrze stajemy obok ładnego domu. Pytam właścicielki czy możemy? Nie ma problemu. Nagle zjawia się obok mnie Justa i po rosyjsku pyta, a kota to Wy macie? Ale siara! Uzależniać miejsce postoju kampera od kotów? Naszej Młodej chyba się w głowie poprzewracało na tym wschodzie. Na szczęście kot (taki dziwny, bo bez sierści) był i zostaliśmy. Ałła i Igor okazali się miłymi gospodarzami. Sami zaproponowali prąd i wodę do kampera, a już prawie o zmroku, zabrali nas swoim samochodem na punkt widokowy niesamowitej dziury w ziemi, która jest widoczna nawet z kosmosu.
Żelieznogorsk. Wielka dziura.
N 52.31335  E 35.40550. To miejsce wydobycia rudy żelaza. Wyrobisko ma już 450 metrów głębokości i z 10 kilometrów długości. Wydobycie trwa przez całą dobę. Warto było zobaczyć coś takiego. Dziękujemy.
Nasi gospodarze. Ałła i Igor.
Następnego dnia pokonujemy ostatnie 100 kilometrów i stajemy o 12.30, jako 50 pojazd w kolejce na przejście. Jako jedyni turyści. Jest kilka samochodów z rosyjską rejestracją, a reszta to „biznesmeni” z Ukrainy. Po ponad 4 godzinach powolnego podjeżdżania jesteśmy na terenie rosyjskiego przejścia. Podchodzi funkcjonariusz, zbiera paszporty.
Ostatnie 50 km do Ukrainy .....


..... bezludzie, ale urocze .......

        Po chwili przynosi je do kampera. Już bez drugiej części karty przekroczenia granicy, którą się wypełniało w czasie wjazdu.
..... i nagle już tylko ludzie.
Podchodzi celnik zabiera dowód rejestracyjny i deklaracje celną, którą wypełniało się w czasie wjazdu. Właściciel pojazdu idzie odebrać sam dowód rejestracyjny do wskazanego okienka. Na końcu wszyscy podchodzimy z paszportami do okien straży granicznej. W tym czasie celnik prosi o otwarcie kampera, wchodzi do środka. Prosi o otwarcie 2-3 szafek i po odprawie. Jeszcze jakiś mundurowy podchodzi i pyta prywatnie skąd jedziemy, jak się podróżuje i takie tam. Szlaban w górę i na Ukrainę. I tam dopiero się zaczyna jatka!!!

wtorek, 16 sierpnia 2016

Rosja 2016 - Moskwa i region centralny - kamperem 4

          Jednak przełamuje się, i kilka obrazków z rosyjskiego muzeum lotnictwa zapodaję. Na mnie (i nie tylko), oglądanie tych eksponatów MUZEALNYCH (!) zrobiło duże wrażenie.
Mi-12

Su-100 + dwie bomby jądrowe.

M-50

Su-7L. Odrzutowiec na płozach.

Tu-95. Ciągle lata i atakuje. Rok 2015 cele ISIS w Syrii. 
     
Camping Sokolniki
Moskiewskie osiedle mieszkaniowe.


        Tego samego dnia, już o zmroku stajemy w Moskwie. I od razu wyjaśnienie, jakie otrzymaliśmy od Rosjan. Moskwa i Rosja, to dwie różne płaszczyzny. Dwa różne „kraje”. W Moskwie jest wszystko na plus. Kultura, ruch uliczny, ludność (12-14 mln) i ceny również. Zaopatrzeni w takie informacje, stajemy na jedynym chyba w tym mieście campingu Sokolniki. N 55.81596  E 37.67597 Nie liczę tu oczywiście różnego rodzaju parkingów przyhotelowych, ale o tym później. Parking należy do miasta, więc i ceny są miejskie. Za dobę trzeba liczyć na 3 osoby 1500 rubli. Jest punkt zrzutu szarej wody, opróżnienia toalety (dobrze przygotowany), niektóre gniazdka z prądem działają, jest jakiś aneks kuchenny i nawet jeden (!) prysznic na cały kemping. Czyli da się wyżyć. Natomiast, czego nie ma? Żadnej mapki, czy innej informacji o Moskwie, nie ma biletów komunikacji miejskiej. My jednak spisujemy sobie na kartce, co pani w recepcji nam mówi i jedziemy do centrum. Jakieś 300 metrów od kempingu jest przystanek tramwajowy. Wsiadamy do linii 25, w kierunku miasta. Pamiętajmy, że w Rosji, a w Moskwie szczególnie, pieszy ma pierwszeństwo nawet, gdy zbliża się do przejścia.
Grób poległych za ojczyznę.
Miłe to i szkoda, że w Polsce tak nie jest w praktyce. Tramwaj podjeżdża, czekamy aż się zatrzyma i dopiero wtedy wkraczamy na jezdnie. W komunikacji miejskiej wchodzimy ZAWSZE przednimi drzwiami. Tam są bramki obrotowe. My nie mamy biletów, więc kupujemy u motorniczego. Cena jednakowa na wszystkie środki komunikacji moskiewskiej. Łącznie z metrem, to 50 rubli od osoby. Justa kasuje bilety. Przykłada wszystkie 3 na raz do czytnika i wchodzi tylko ona. My zostajemy w czarnej ……….. Stoimy w przedsionku. Tramwaj jedzie około kwadransa. Dojeżdżamy do końcowej pętli, więc o pomyłce nie ma mowy. Tuż przed pętlą motorniczy otwiera swoje drzwi i pyta, dlaczego nie weszliśmy dalej?
Pod murem Kremla. Feliks Dzierżyński
Odpowiadamy żartobliwie, ale zgodnie z prawdą, że my z Polski, mało jeszcze obeznani z zawiłościami miejscowej techniki. Mówi, że trzeba było mu powiedzieć, to by nam otworzył przejście do wagonu. Potem pyta nas, dlaczego Polacy tak nienawidzą Rosjan? Odpowiadam mu z godnie z naszą wiedzą, że nienawidzi może 2-3 miliony Polaków. Pozostałe 90 procent ma zapewne inny pogląd. Odpowiedział, że tak jest też w Rosji. Durnych nie brakuje, ale teraz on nam dziękuję za te słowa i jeszcze długo potrząsał moją ręką. Mówiąc, dziękuję Wam. To było takie miłe, pierwsze spotkanie w Moskwie. Potem przesiadka do metra. Trzeba przejść kolejne 300-400 metrów do takiego małego pawilonu, z małymi literkami „M” dookoła. To stacja metra Sokolniki. Znowu kasa, znowu bilety za 50 rubli.
Moskwa. W muzeum im.Puszkina
Pytanie, na który peron do centrum i po 2-3 minutach siedzimy już w wagonie pędzącym w podziemnych tunelach. Na stacjach metra można robić zdjęcia. Byle nie policjantom. Niektóre stacje moskiewskiego metra przeszły już do historii architektury, jako socrealizm i to wysokiego lotu. Jedziemy 6 lub 7 stacji. Do stacji Ochotnyj Riad. Są zapowiedzi przez głośniki. W metro jest internet, ale tylko dla posiadaczy rosyjskich numerów telefonów. Wysiadamy, kierujemy się tunelami, za strzałeczkami „Krasnaja płaszczad” i wychodzimy na powierzchnię, tuż przed Placem Czerwonym. Dalej według uznania. Jak zaplanować indywidualne zwiedzanie Moskwy? Sami dokładnie nie wiemy. Nie udało nam się przez tydzień czasu namierzyć jakiejś informacji. Więc pytamy, czytamy i kombinujemy. Mauzoleum Lenina i innych czynne w wybrane dni do godziny 13.00. Trzeba odstać w kolejce około pół godziny. Wstęp free. Kreml nieczynny chyba w czwartki.
Polska czapka w Muzeum Armii Rosyjskiej.
Generalnie, co zabytek, to inaczej. Dzwonimy do starych „latających” znajomych Sviety i Andrieja. Mówią, że zaraz nas zabierają samochodem na wycieczkę po Moskwie. Takie miłe spotkanie po latach. Pokazują nam centrum Moskwy w pigułce. Łubianka, punkt widokowy ze wzgórza z moskiewskim uniwersytetem, poznajemy historię Łubianki numer 3 (dom na nabrzeżu), pomnik Piotra I, sobór Chrystusa Zbawiciela, moskiewski Manhattan i wiele, wiele innych. Przez cały czas żar leje się z nieba. O spacerach nie ma mowy. Kolejne dwie noce spędzamy w podmoskiewskim jacht klubie naszych znajomych, gdzie najpierw próbujemy żeglować – bezskutecznie, bo albo flauta, albo burza.
Żeglowanie prawie w Moskwie.
Kolejny dzień spełnia się moje ciche marzenie i jedziemy do Kubinki. Podmoskiewskiej miejscowości, oddalonej od Sokolnik o bagatela 90 km! Kamperem trudno by było przedrzeć się przez zatłoczone obwodnice Moskwy i zapewne byśmy zrezygnowali. Co to jest Kubinka? Chyba największe na świecie muzeum czołgów. Prawdziwy mężczyzna tu być musi! Tym razem na trzech kartach pamięci uwieczniłem takie rarytasy jak naszą rozpoznawczą tankietkę TKS, Tygrysy, Pantery, jedyny na świecie egzemplarz niemieckiego czołgu Mysz, samobieżne działo Carl z 600 mm armatą, które brało udział w tłumieniu powstania warszawskiego. Stary i nowy sprzęt pancerny różnych armii świata. Dziesiątki prototypów czołgów rosyjskich, a prawie na naszych oczach przywieziono rosyjski czołg o wysokości ……. najwyżej 150 cm. Balsam na moje serce. Troszkę zapewne mniejszy, na serca moich dziewczyn
Zaplecze muzealne. Co to?


Muzealna nowość.

Samobieżne działo z powstania warszawskiego.

Obiekt 279, czyli 4 gąsienice.
        Dziękujemy Svieta i Andrzeju za poświęcony nam czas i pokazanie rzeczy, których sami byśmy na pewno nie zobaczyli.
Parking w centrum Moskwy.
Teraz temat postoju kamperem w centrum Moskwy. Każdy tu bywający polski kamperowiec mówi, że nie ma problemu. Przeszedłem na piechotę kilka stojanek (parkingów) w okolicach Placu Czerwonego. Przecież tu wszędzie obowiązuje jeden cennik! 100 rubli za godzinę postoju. 2400 za dobę. Nigdzie nie chcę być inaczej. Czyli stoisz gdzieś między blokami, albo pod innym mostem. Ciągły ruch samochodów, spaliny. Brak dostępu do wody itp. Na jedną noc zapewne byśmy wytrzymali, ale więcej? Muszę jeszcze dodać, że niewłaściwe parkowanie w Moskwie grozi spotkaniem z samochodem, jak na zdjęciu poniżej.
Łowcy czekają na sygnał.
Zielone lawety, w asyście policjanta podjeżdżają, same ładują sobie "ofiarę" dźwigiem i wywożą w siną dal. Nie jest im obce wyciąganie samochodu z pomiędzy innych. Ciekawe, czy i kampera sobie załadują? 
Więc wróciliśmy na kolejne 2 doby do Sokolnik. Tu niespodzianka, bo nie jesteśmy już samymi wśród Rosjan. Jest kamper z Niemiec (jadą do Mongolii), Hiszpanie wracają z Kazachstanu. Czesi robią objazdówkę, no i przyprowadzili swoje małe stadko niemieckich kamperowców Maciek i Ania. To Ci, których spotkałem kilka dni wcześniej w Pereslaviu.


        Co jeszcze robimy w Moskwie? Jeden dzień gospodarczy, pranie po miesięcznej podróży. Ja rowerem jadę z Sokolnik w miasto. Da się. Podziwiam Tverskoj, Arbat, okolice Teatru Wielkiego, Centralne Muzeum Armii Rosyjskiej (150 rubli). Trudno tyle rzeczy zobaczyć w jeden dzień na piechotę. Wszystkie interesujące punkty w Moskwie, są porozrzucane po mieście. To nie Petersburg, gdzie wszystko (prawie) mamy w zasięgu spaceru. Kolejny dzień jedziemy z Justą ponownie metrem do centrum. Powtarzamy sesję foto na Placu Czerwonym.
Justa do góry nogami na placu zabaw.
Kilka dni wcześniej chodziliśmy jak w angielskim smogu i zdjęcia wyszły byle jakie. Okazało się, ze płoną lasy na Uralu i wschodni wiatr przywiał dymy aż do Moskwy. I do tego ta upalna pogoda. Mimo to oddajemy cześć wodzowi rewolucji, odbijamy się od Kremla – zamknięty. Tu wyjaśnię jedną rzecz. Prawie każde rosyjskie stare miasto ma swój kreml. To jego ufortyfikowana, historyczna część, gdzie za murami mieszkał jakiś miejscowy władca. Natomiast Kreml pisany z dużej litery, zarezerwowany jest dla moskiewskiej części miasta, gdzie jest siedziba – kiedyś cara, a obecnie prezydenta. Potem mieliśmy do wyboru: Trietiakowska, czy muzeum Puszkina? Wybraliśmy to drugie (300 rubli osoba), jako bardziej urozmaicone tematycznie. Jeszcze Grób Poległych za Ojczyznę z wartą honorową, spacer po Arbacie i wieczorem wracamy do Sokolnik. Na nasz ostatni moskiewski dzień przenosimy się bliżej innych atrakcji. Znalazłem miejsca, gdzie za free można spokojnie stanąć na noc i kilka fajnych rzeczy mieć w zasięgu spaceru.
Kamper, Robotnik i Kołchoźnica.
Najbardziej romantyczne jest nocowanie pod monumentalnym pomnikiem Robotnika i Kołchoźnicy N 55.82789  E 37.64424. Miejsce oświetlone, bezpieczne, w nocy spokojne. Pamiętać jednak trzeba, że Moskwa to nie rosyjska prowincja i kałonki z wodą tutaj nie spotkamy! Za to 200 metrów od wskazanego parkingu możemy wejść na teren wystawienniczy targów, gdzie między innymi jest oferowana do sprzedaży broń, przed którą drży nasz obecny minister wojny. Zestawy do zestrzelenia samolotów „niewidzialnych” i bezpilotowych, a nawet kompleks rakietowy „Topol” do wysyłania rakiet na odległość 10 tysięcy kilometrów. Oferty po rosyjsku i angielsku. Tylko kupować!
Fragment oferty sprzedaży.
Ale nie przyjechaliśmy tu kupować cokolwiek. Zwiedzamy pobliski Park Zdobywców Kosmosu. Potem taki „dzielnicowy” park wypoczynku, z atrakcjami, na widok których Justa aż podskakiwała z radości. No tak, w Rosji wszystko musi być naj. No, ale skoro są pieniądze, to i musi być zabawa! Stara kapitalistyczna prawda. Wskażę jeszcze inne „odkryte” miejsca postojowe w tym rejonie Moskwy: 



        P free przy ulicy N 55.81304  E 37.62377 (foto po lewej) lub bardzo spokojne miejsce, z pobliskimi sklepami N 55.81731  E 37.62887 (foto po prawej)








        Dodam jeszcze, że na zachód od centrum Moskwy jest już nowy PŁATNY odcinek autostrady zbudowany. Cena za przejazd zależy od wysokości pojazdu i w przypadku kamperów jest strasznie wysoka! Sami zobaczcie na poniższych zdjęciach.
Bramki autostradowe.

Cennik
Wysokościomierz na przeciw okienka kasjera.

          Moskwę opuszczamy po 6 dniach. O wiele za krótki to pobyt, ale do końca ważności wizy pozostały tylko 3 dni!
Bezpłatną autostradą w stronę Tuły.

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Rosja 2016 - Moskwa i region centralny - kamperem 3

          Poprzedni post dość niezapowiedzianie zakończyłem. Ale takie jest graniczne prawo, a dokładniej to zasady obowiązujące w czasie przekraczania granicy rosyjsko-ukraińskiej. Czyli najpierw wielogodzinne czekanie, a potem galopem do przodu, że człowiek nawet bloga nie może spokojnie zakończyć. Ale o tym będzie później. Teraz jesteśmy w Rosji i jedziemy z Miednoje, w kierunku miejscowości Uglich. Robimy to "na skróty", czyli Tver, a potem na Kashin. Droga III klasy, w porównaniu do tych, którymi się do tej pory poruszaliśmy. Ale generalnie da się żyć.
Spotkanie z Wołgą.
Czasami jezdnia gładka jak stół, czasami trochę garbata. Ale największe moje zdziwienie budzi i jednocześnie nie pozwala zrozumieć logiki rosyjskich urzędników, gdy przykładowo mamy 10 kilometrów dobrej drogi, potem 200 metrów dziur na jezdni, które trzeba omijać poboczem, a potem kolejne 15 kilometrów nowej nawierzchni. Z takimi przypadkami spotkaliśmy się już 2-3 razy. Gdzie tu sens? Ale o to nich się martwią Rosjanie.

        Tymczasem jesteśmy 50-60 kilometrów za Tverem. Zaczyna się szarówka. Trzeba gdzieś zanocować. Nasza sprawdzona metoda – skręcamy do jakiejś wioski. Pierwsza nie – droga szybko zmienia się w dziurawy trakt. W drugiej domy wyglądają na niezamieszkałe od lat. Trzecia to Pogorelcy. Jakiś sklepik czynny jeszcze na skrzyżowaniu. Czyli są mieszkańcy.
Ruiny cerkwi w Pogorelcy
W oddali widzę ruiny cerkwi. Nawet dość fotogeniczne. Może gdzieś w jej cieniu zanocujemy? Ale dojazdu brak. Zatrzymujemy się obok jakiegoś domu. Podchodzę do bramki i wołam, aby zapytać, czy nie będziemy tu intruzami? Podchodzi do bramki mężczyzna i odpowiada – możecie zostać, ale najpierw chodźcie do mnie coś zjeść. Odpowiadam, że my mamy wszystko, że tylko ……. Nie ma dyskusji – jesteście gośćmi i nie przyjmuje odmów. Gospodarz ma na imię Władymir. Jego żona szybko coś przygotowuje do zjedzenia. Sałatka, jajka, jakieś wędliny i sery. Szybko znajdujemy wspólne tematy. Jest czas i na politykę i na historię. I na jeden, czy drugi kieliszek czegoś mocniejszego też. Potem Władymir zaprasza na ………….. polowanie. Jest jeszcze trochę widoczności na zewnątrz.  Polowanie nie będzie takie zwyczajne. Pojedziemy „wszędołazem” na bagna. Na łosia. Bagna zaczynają się zaraz za zabudowaniami i ciągną przez 50 kilometrów! Wszędołaz, to monstrum na czterech niskociśnieniowych kołach. Każde o szerokości blisko jednego metra. I to właśnie te koła sprawiają, że bestia wjedzie wszędzie. Justa aż piszczy z radości. Teresa przezornie zostaje z gospodynią „na stałym lądzie”. 
Moja broń na łosia i niedźwiedzia.
        Ja dostaje do ręki coś takiego, jak widać na fotografii. Dobrze, że w swoim krótkim życiu byłem i trochę myśliwym i w wojsko też się bawiłem. To sobie z obsługą poradzę. Władymir opowiada nam o napotykanych roślinach, o łosiach, których jednak nie spotykamy. Oddalamy się od wioski na wiele kilometrów. Żaden człowiek nie dojdzie pieszo w te rejony. Gdyby tak to monstrum odmówiło posłuszeństwa? Hmmm. Zasięgu komórki od dawna już nie ma. My nie wyjdziemy z pojazdu, bo zaraz nas bagno pochłonie. Nikt nas nie znajdzie. Ale gdybyśmy w naszych podróżach rozważali tylko czarne scenariusze, to zapewne do tej pory siedzielibyśmy w ciepłych bamboszach, przed telewizorem. Taka wizja jest dla mnie bardziej przerażająca od oczekiwania na pomoc, gdzieś na rosyjskich bagnach.
Wszędołazem przez bagna.
Nie mniej generalnie, to łosia nawet nie zobaczyliśmy. To znaczy były dwa razy jakieś dalekie sylwetki widoczne, ale o strzale nie mogło być mowy. No to jeszcze jedna próba. W ciemnościach zmieniamy łowisko. Wracamy na stały ląd i w czasie jazdy przez leśne ostępy, będziemy próbowali wypatrzyć w świetle naszych reflektorów, niedźwiedzia albo dziki. Po kilku kilometrach rezygnujemy i z tego. Nic na siłę! Komenda „rozładuj broń” i wracamy z bezkrwawych łowów do …….. zastawionego stołu. Dodam jeszcze, że w te zabagnione rejony tverskiej oblasti (województwa twerskiego) przyjeżdżają myśliwi z Europy, na tokowiska głuszców. Czy ktoś pamięta jeszcze takiego ptaka? Rarytas!
        Trochę dokładniej opisałem to nasze poszukiwanie noclegu na trasie, aby pokazać, do jakich fantastycznych spotkań może dojść. Przypadkowo, poznaliśmy miłych ludzi. Uczestniczyliśmy w polowaniu na bagnach. W poszukiwaniu brunatnych niedźwiedzi. Wszystko z zaskoczenia. W tym dniu Justa umyła się wcześniej, aby położyć się zaraz po zatrzymaniu na noc. Tymczasem przeżyła wspaniałą przygodę, a uśmiech nawet w śnie nie znikał z jej twarzy do samego rana. Bo tak właśnie wygląda podróżowanie kamperem.
        Rano żegnamy się, wymieniamy między sobą trochę pamiątek i ruszamy w dalszą drogę, aby w końcu wjechać na szlak wokół Moskwy. Szlak Złotym  Pierścieniem zwany.
Tak naprawdę, to do końca nie wiadomo, jaki jest szlak tego „pierścienia”. Coraz więcej miast pretenduje do tego tytułu. Wiadomo. Turyści = pieniądze. Sama nazwa została wymyślona w latach sześćdziesiątych, aby uhonorować miasta położone na północny wschód od Moskwy. Miasta, które mają duże znaczenie dla historii Rosji. Które powstały, gdy od XI wieku Kijów, ówczesna stolica Rusi Kijowskiej, była coraz częściej najeżdżana przez dzikie hordy z południa. Wtedy mieszkańcy przenosili się na północ i zakładali nowe miasta – z Moskwą włącznie. 
Pierwsze międzynarodowe kontakty Justy.
Koło południa zatrzymujemy się w miasteczku Kashin. Ma tu być przepiękna, stara cerkiew nad rzeką. Cerkwi nie znaleźliśmy, ale za to udało się kupić w kiosku fajny przewodnik po złotym pierścieniu. Wspominam o tym, gdyż Rosja cierpi na brak aktualnych przewodników w języku polskim. Z Kashina jedziemy na Uglicz. Tutaj wpadamy na minę. Nie na taką wojenną, ale na drogę, którą możemy jechać na pierwszym biegu. Dziury i rozjechane pobocze. I tak przez 20-30 kilometrów.
Cerkiew na kremlu w Uglichu.
Uglich (Uglicz). Miasto, które pretenduje do złotego pierścienia, i które naszym zdaniem warto zobaczyć. Wszystko, co ciekawe znajduje się w centrum i tu warto się zatrzymać. My staliśmy na oświetlonym skwerze N 57.52618  E 38.32090. Do dyspozycji mamy: dobrą informację turystyczną, co w Rosji nie jest takie oczywiste! Niestety. Natomiast tu pamiętam strzałki kierunkowskazów z napisami „informacja 116 metrów”, „kreml 340 metrów” itp. Jak już o kremlu wspomniałem, to w Ugliczu jest to miejsce, które odegrało ważną rolę w dziejach Rosji. Kilka przecznic w jedną, czy drugą stronę mamy dwa ciekawe monastyry. Młodzież nawiązała pierwsze kontakty międzynarodowe, a ja bez trudu znalazłem kilka kałonek z wodą. Ceny biletów wstępu są dla nas atrakcyjne. Przykładowo za dwie wybrane ekspozycje muzealne na kremlu w Ugliczu zapłacimy 95 rubli. I tak minął nam dzień, a następnego ranka pojechaliśmy w kierunku Rostova. 
Jednak najpierw był krótki postój N 57.25986  E 39.15224 w miejscowości Borisoglebskiy. Chciałem zobaczyć miejscowy monastyr, z którego zdobycia zrezygnowały polskie wojska w XVII wieku. Mieli rację. Mury obronne jeszcze dzisiaj budzą szacunek. Można było zostać ostrzelanym przez piechotę, poniżej otwory do polewania wrzątkiem, albo inną smołą, a na dole murów, co 4-5 metrów otwory strzelnicze dla armat. Więc nasi poszli na pobliski Rostov. My też tam pojechaliśmy.
Mury Borisoglebskiy.
W Borisoglebskiym moanstyrze. 











       Najpierw trzeba było poszukać jakiegoś miejsca na nocleg. Nie było to takie proste, bo mamy już swoje wymagania. Ma być spokojnie, cicho, bezpiecznie i niedaleko do miejsc, które chcemy zwiedzać.
Nasz SP w Rostovie.
Stanęło więc na N 57.18257  E 39.41761. Ciekawym miejscu nad jeziorem Nero. Następnego dnia okazało się, że są jeszcze inne miejsca na postój kamperem: N 57.18525  E 39.41834, to raczej tylko na krótki postój lub przy cerkwi Izydora Błażiennowo N 57.18808  E 39.41949. Szczególnie to ostatnie miejsce jest godne polecenia. Wszędzie blisko. Sam Rostov? Teraz z perspektywy czasu mogę napisać, że w pierwszej trójce miast, które zwiedzaliśmy w tym roku, mieści się na pewno. Sam kreml, jest zaraz po moskiewskim Kremlu. Wspaniałe zabytki.
Rostovski kreml.
Kawał historii Rosji. Na każdym kroku spotykamy się tu ze wspomnieniami z początku XVII wieku. O wojskach naszego dzielnego Jana Piotra Sapiehy. Jego chorągwie mordowały wszystkich. W jednej cerkwi zasiekano kilkaset osób, które tam się ukryły. Krew płynęła ulicami, a przez wiele tygodni ludzkie zwłoki psy zjadały, gdyż nie było nikogo żywego, kto mógłby pochować zabitych. Jak by tego było mało, to polscy żołnierze pootwierali wszystkie grobowce miejscowych świętych i cudotwórców. Zrabowano wszystkie kosztowności, a kości porozrzucano. Taką też mieliśmy historię, o której w Polsce niechętnie się wspomina. O tym wszystkim dowiedziałem się dopiero tu, w Rostovie. Od kilku osób, z kilku tablic umieszczonych na zabytkach, które wspominają wielką smutę i jak to napisano: interwencję obcych wojsk.
Rostov. Cerkiew Izydora Błażennowo.......

.... oraz nasz SP obok niej (widok z dzwonnicy)
        Co ciekawe, nie spotkaliśmy się tu nigdzie z wrogością, gdy nasi rozmówcy dowiadywali się, iż jesteśmy Polakami. To wszystko historia. Trzeba o niej pamiętać, ale nie rozpamiętywać i nie udawać niewiniątek skrzywdzonych przez wszystkich sąsiadów. Zmęczył nas ten Rostov zwiedzaniem. Atrakcji było sporo. Wyjątkowo też upalne jest lato tego roku. 

Nie tylko kreml jest w Rostovie.
Starczyło jeszcze sił na zobaczenie, oddalonego o kilka kilometrów od centrum, monastyru świętego Jakuba (foto po prawej). Na upartego można by i było zanocować pod jego murami. Przykładowe ceny biletów: rostowski kreml 50, rostowski kreml – muzeum 100, dzwonnica 120, 
My jednak po trzech dniach pojechaliśmy do miasta Jaroslav. Prawie dojechaliśmy, bo na dalekich przedmieściach w m.Dubki jest delfinarium. Justa miała frajdę w czasie ponad godzinnego show. Chodziły po jej nogach, chlapały na nią jakieś delfiny, foki i inne potwory morskie. Są trzy lub 4 seanse dziennie, Wstęp 1000 rubli. Zakaz foto i video. 

Jaroslav.
Jaroslav. Pierwsza przymiarka do SP. To nie to.

Jaroslav. Spacer po parku Striełka.

Jaroslav. Wieże kremla nocą.

Jaroslav. Nasz SP w klubie jachtowym

Jaroslavski kreml. Wystawa prac dzieci.

Jaroslav. Walentyna Tierieszkowa.


Jaroslav. Zabytek UNESCO.

          To największe miasto Złotego Kręgu. Najpierw zatrzymujemy się nad rzeką, obok murów kremla. N 57.620495  E 39.889002. Ale cicho to tu nie będzie. Biorę więc rower i szukam czegoś lepszego. To, co kiedyś było kiedyś miejscem dla autobusów – dzisiaj jest torem kartingowym. Ale po drugiej stronie rzeki jest klub jachtowy. Stajemy i za ochronę płacimy 100 rubli. Zwiedzania było na jeden cały dzień. No, w końcu UNESCO nie bierze byle czego pod swoje skrzydła. Ale i inne rzeczy warte były spaceru. Park Striełka, uliczki starego miasta, a mnie udało się nawet spotkać tablicę pamiątkową na budynku, gdzie kiedyś mieścił się jarosławski aeroklub. W tym aeroklubie w latach 1959-1961 uczyła się latać Walentyna Tierieszkowa. Mała rzecz, a cieszy. Przykładowe ceny wstępu: kreml 30, dzwonnica na kremlu 150,

        Potem Kostroma.
Ipatiewski monastyr.
Na nocleg wybraliśmy parking z dala od centrum, obok klasztoru Ipatiewskiego. N 57.77856  E 40.89538 To najcenniejszy zabytek tego miasta. Wieczorem pusto tam i cicho. Dopiero rano obudziliśmy się w niezłym tłoku i gwarze. Ważne to miejsce dla prawosławia, to i pielgrzymów nie brakuje. Po zwiedzeniu zabytków jedziemy do centrum, a tam ………. , za Moskiewską Bramą, nad brzegiem Wołgi, gdzie również można spokojnie zanocować N 57.76479  E 40.92135, wyprawę włoskich i hiszpańskich kamperów z Versilia Camper Club.
Kostroma i Włosi.
Gdy zobaczyli, że my sami podróżujemy po Rosji byli pełni podziwu i skwitowali to po rosyjsku – gieroje. Potem pojechali w swoją stronę, a my po krótkim spacerze, po kilku okolicznych uliczkach, pojechaliśmy dalej. Z tego pobytu w Kostromie utkwiło mi jeszcze kilka rzeczy. Czystość na targu i w sklepach spożywczych. Identyfikatory u osób sprzedających żywność. Wiesz co, od kogo kupujesz. No i pomnik pewnego ruskiego chłopa, który przeszedł do historii, a nawet przysłów rosyjskich. Wszystko za sprawą ………. polskich okupantów. W roku 1613 w Ipatiewskim Monastyrze mieszkał Michał Romanow. Przyszły car, wybrany glosami bojarów, którzy chcieli zakończenia wielkiej smuty (kryzysu państwa). Gdy dowiedzieli się o tym polscy żołnierze, postanowili zgładzić cara-elekta. Jednak najpierw trzeba było dostać się do monastyru. Groźbami i biciem zmuszono prostego chłopa Iwana Susanina, aby ten wskazał im drogę do klasztoru. Ten długo kluczył po okolicznych bagnach, potopiło się wielu żołnierzy i koni, aż w końcu Polacy zrozumieli, że są wodzeni za nos i zamordowali Susanina. Tym samym wynosząc go na pomniki, jako wzór rosyjskiego patriotyzmu. A gdzie przysło

Kostroma. Pomnik Susanina.
wie? Otóż obecnie, gdy domorosły przewodnik turystyczny prowadzi wycieczkę nie wiadomo gdzie, mówi się o nim, że 
udaje Susanina. W języku rosyjskim, nawet to jakoś się rymuje. Dla porządku dodam jeszcze jedno miejsce, gdzie możemy zanocować w kamperze. Parking N 57.76198  E 40.92966. Dodam jeszcze, że Kostroma jest najdalej na północ położonym miastem, jakie obecnie odwiedzamy i są tu widoczne jakieś namiastki białych nocy. Horyzont jest wyraźnie jasny i widać jak słońce przemieszcza się za nim z zachodu na wschód.
Kostroma. Wnętrze monastyru
Kostroma. Brama moskiewska.
Kostroma. Riady, czyli sklepy w halach.
Kostroma. Justa kupuje sobie knige z bukwami.
         Plos. Znane z twórczości rosyjskich malarzy-pejzażystów. Głównie Isaaka Lewitana.
Plos. Widok z Wołgi.
Stajemy w strzeżonej strefie obok prywatnej willi N 57.45774 
E 41.53636. Cena 200 rubli za dobę z prądem i dostępem do wody) Poznajemy jej właścicieli, a z Ilią zawieramy bliższą znajomość. Miło spędzamy trzy dni. Na wodzie, na rowerze, w muzeach i na spacerach. Ten Plos ma coś w sobie, co przyciąga w sezonie wiele osób. Do tego stopnia, że w weekendy, od piątkowego wieczoru obowiązuje zakaz wjazdu samochodów do centrum, a wszystkie pojazdy kierowane są na wielki parking N 57.45310  E 41.53153 (bezpłatny), gdzie też możemy zanocować w kamperze.
Plos. Nasz SP na Górze Lewitana. 
Na ostatnią noc wybraliśmy dla siebie inne, romantyczne miejsce N 57.45674 
E 41.52560. Na górze Lewitana. Wśród zabytkowych krzyży, obok drewnianej cerkwi. Z pomnikiem malarza i cudownym widokiem na Wołgę. Tylko dla tej jednej nocy warto było tu przyjechać. No i zrobiliśmy kolejny mały krok, ku zrozumieniu rosyjskiej duszy. Ponieważ ostatnie dni mieliśmy dość intensywne, postanowiliśmy kilka dni odpocząć, a przy okazji zobaczyć to dość ciekawe miejsce nad Wołgą. 

Wspomnienia z wypoczynku w Plos.

Spacer nabrzeżem Wołgi.

Popisy znajomych Rosjan. 

Bokser i Justa.

Pomnik Lewitana nad Wołgą.

Rowerem, gdzieś po wioskach okolicznych.

Dom starego komucha. Jako atrakcja Plos.

Panorama Plos.

Ilia uczy się na czymś takim ....

.... bo na tym już umie.

Młody Ilia lepiej surfuje za motorówką.

Zaraz zaczynamy 230 koni pod maską.

Przy 112 km/h obcina obroty.

Miałem do dyspozycji 450 koni. To robi falę,
na której można surfować. I po co Hawaje?

Wodne zabawy.

Nocna Wzgórzu Lewitana.

Nocne krzyże.
        Miasteczko Suzdal. Miasteczko z zabytkami UNESCO, gdzie nakręcono dziesiątki rosyjskich filmów historycznych. Kupujemy plan z zaznaczonymi zabytkami Jest ich prawie 100 !!! I jak tu coś sensownego zaplanować?
Suzdal i święto ogórca.
Dodatkowo jest weekend i trafiliśmy na doroczne święto ogórków. Bo ogórki prawdopodobnie tu dorodne i smaczne rosną. Czyli mamy wokół tłumy ludzi. Co nam nie przeszkadza, bo dzięki temu poznajemy miejscowe obyczaje. Jak Rosjanie bawią się i świętują. Wszędzie sprzedawane są ogórki. Atrakcja goni atrakcję. Zatrzymujemy się na jedynym strzeżonym parkingu, który wskazywany jest, jako miejsce dla kamperów. N 56.43230  E 40.44513. Trochę oddalony od kremla. Najlepiej zapłacić w euro. Za dobę 5. Wodę można dotankować, ale przy głównej ulicy są, co najmniej dwie czynne kałonki.
Suzdal. Nasz SP za 5 EUR.
Dopiero w czasie zwiedzania trafiliśmy na jeszcze jedno ciekawe miejsce dla kamperów. Przy kąpielisku rzecznym N 56.42562  E 40.43688. To trochę bliżej centrum i free. Przy Pokrawskim monastyrze też można spokojnie stać N 56.42852  E 40.43429. I tak nam dwa pełne dni minęły na zwiedzanie muzeów, cerkwi, monastyrów. Warto było. 





Widok na Suzdal z dzwonnicy .
SP obok kąpieliska
















Cerkiew Borysa i Gleba.
Nasz SP w Kideksza.
Wieczorowa kąpiel rzeczna.

         Jak już jesteśmy w Suzdal, to nie sposób nie podjechać kilku kilometrów do wioski Kideksza. Tylko po to, aby zobaczyć perełkę architektoniczną. Pięknie odrestaurowaną cerkiew Borysa i Gleba z XII wieku. Ekspozycja jest na światowym poziomie. Pomieszczenie klimatyzowane, Odrestaurowane fragmenty fresków z okresu budowy cerkwi. Kto będzie chciał, to sobie resztę doczyta. My zostaliśmy tam na noc. Przy pomniku poległych N 56.42421  E 40.52654. Wieczorem, wspólnie z miejscowymi, kąpiel w pobliskiej rzeczce. Nauka pływania przy silnym prądzie. Bo to nie basen, czy inny aquapark. Rozmowy z mieszkankami sprzedającymi swoje ogródkowe zbiory. Zakupy w wiejskim sklepiku. Szybko minął wieczór i poranek.


Cerkiew na Nerli

        Rano krótki etap. Zjeżdżamy do Vladymira, a dokładniej, to najpierw na jego przedmieścia, do Bogolubowa,
Ścieżka do cerkwi

gdzie usytuowana jest tak zwana cerkiew na Nerli. N 56.19658 E 40.56246 Rówieśniczka cerkwi, którą zwiedzaliśmy dnia poprzedniego. Ale usytuowana w miejscu, gdzie aparat fotograficzny sam wciska się w ręce. Do cerkwi prowadzi urocza ścieżka, wśród łąk i rzeki Nerla. Kampera można pozostawić na parking, przy stacji kolejowej, gdzie zatrzymują się turystyczne autobusy N 56.19614  E 40.53509. 

        Potem Vladymir. Tu nie możemy sobie poradzić ze znalezieniem sensownego miejsca na postój. Zatrzymujemy się na kilka godzin w bocznej uliczce. Wszystko za sprawą braku możliwości przejechania na przeciwległy pas ruchu, głównej ulicy miasta. Są tam rokujące place postojowe, ale na nocleg nie polecam. 
Vladymir. Złota Brama.
No cóż. Miasto „pierścienia”, dwa zabytki UNESCO, to i utrudnienia spore. Do tego jest poniedziałek. Więc WSZYSTKO zamknięte. Muzea, to rozumiem. Złota Brama i dwa najważniejsze Sobory – tego już nie rozumiem. Jak można robić przerwy od modlitwy? Niebo też jest nieczynne w poniedziałki? Może lepiej nie umierać w ten dzień? Ale dopiero najlepsze przede mną. Jak już odnalazłem budynek informacji turystycznej (na placu Sobornym), co jak wiadomo w Rosji jest rzeczą nie często spotykaną, to okazało się, że biuro jest w poniedziałki nieczynne! Moim zdaniem, w tym Włodzimierzu, to się nieźle w głowach poprzewracało.
Vladymir. Sobór Zaśnięcia Bogurodzicy.
Nie łaska na rogatkach miasta umieścić tablicę, że w poniedziałki miasto dla turystów zamknięte? Obszedłem się smakiem i obszedłem najważniejsze miejscówki spacerem, podziwiając ich zewnętrzne powłoki. W tym wszystkim była jedna wisienka. Przez przypadek znalazłem kościół katolicki (polski), jedyny w oblasti i do tego otwarty i z możliwością porozmawiania po polsku z kościelnym (?), bo ksiądz to nie był. Aby ostudzić zapędy misyjnego myślenia powiem, że na niedzielnych mszach jest tutaj zaledwie kilka osób, a w czasie świąt Bożego Narodzenia nieco więcej – czasami kilkadziesiąt. Późnym popołudniem zostawiamy zabytki Włodzimierza i jedziemy na nocleg do Yurijew Polsky.
Yurijew Polsky.
Samo miasteczko nie jest zapewne oddzielnym celem w podróży po Rosji. Przynajmniej na razie, bo widać, że kilka zabytków kremla jest aktualnie restaurowanych. Za to następnego dnia, oprócz krótkiego zwiedzania kremla, mieliśmy niepowtarzalną okazję zobaczenia jak się żyje na rosyjskiej prowincji. Powiem tak. Biednie, ale godnie. Nie ma żebractwa, nachalności. Są dziury w jezdniach, są biedne zaułki. Widać bezrobocie tu spore. Jednak jest czysto. I o tym powiem kilka słów. Rosja, którą do tej pory widzieliśmy, zaskoczyła nas swoją schludnością. Znajdowaliśmy czasami w lasach sterty śmieci, ale w większości były to odpadki z przed kilkudziesięciu lat. Często już pozarastane. Tymczasem obecnie pobocza dróg są koszone na bieżąco. 
Yurijew Polsky. Kreml w "odbudowie".
Nawet w miejscach, gdzie nawierzchnie jezdni są w opłakanym stanie. Widzieliśmy wiele ekip, w składzie dwie kosy spalinowe i jeden zbierający śmieci. Efekty widoczne są na każdym kroku. Efekty miłe dla oka. Dla porządku dodam jeszcze, że nazwa miasteczka nie ma nic wspólnego z Polską, tylko z polami. Na nocleg zatrzymaliśmy się na dużym, oświetlonym parkingu N 56.49511 E 39.67825. Do zwiedzania kremla można podjechać bliżej centrum, nabierając po drodze wody, z kałonki zlokalizowanej obok placu targowego. 
Jezioro Pleszczewo
        Kolejny nasz cel, to Pereslavl-Zalesskiy i tu doznajemy największej porażki. Kilkadziesiąt kilometrów drogi jest w katastrofalnym stanie. W sumie stu kilometrowy odcinek pokonujemy w pięć godzin! Inaczej się tego nie udało zaplanować, ale tak to bywa jak się korzysta z dróg III kategorii, bo tak czas nas goni, a człowiek zobaczyć by chciał jak najwięcej. W końcu docieramy do Pereslavia, i przez przypadek trafiamy nad jezioro Pleszczewo, gdzie miejsc do postoju kamperem jest, jak to mówią starożytni Grecy – skolka ugodno. I już na pierwszy rzut oka widać, ze 2-3 dni to w tym miasteczku wypada zostać. Dużo tu zabytków i atrakcji wszelakich. O zabytkach każdy zainteresowany poczytać sobie sam może. Ja napisze o innych atrakcjach. Najpierw nasze miejsce postawienia domu na kółkach. Łąki nad jeziorem, jak by przygotowane dla karawaningowców. Prawie jedynymi ich gospodarzami są turyści z namiotami. Głównie, chyba fani pływania na deskach z latawcami. Są tu dostępne toytoy’e. 
Nasz SP
My staliśmy N 56.77732  E 38.83549. Kilometr dalej jest zlokalizowany „cud natury”, tak zwany Niebieski Kamień. Długo by o nim i jego historii opowiadać. Od pradawnych czasów był miejscem kultu. Teraz też chyba ma coraz więcej wyznawców. Za czasów chrześcijańskich był ukrywany i topiony. Nic z tego. Zawsze pojawiał się na powierzchni ziemi. N 56.78417  E 38.82727. Do miejsca N 56.83259  E 38.72849 dojedziemy już gruntową drogą, ale za to na miejscu jest zlokalizowane, znane od wieków, źródełko z cudowną wodą. W miasteczku są oczywiście kałonki z wodą. Wszystkie wysokie na półtora metra. Przykładowo N 56.74123  E 38.85375, lub N 56.73587  E 38.85163. Jak nie chcemy stać nad jeziorem, a preferujemy miejskie parkingi, to do naszej dyspozycji są wszystkie miejscowe monastyry. Przed każdym sporo miejsca, na nocleg nawet.
Fragment rakiety balistycznej R-29
Kolejne interesujące miejsce, to muzeum poświęcone żeglarskim zainteresowaniom Piotra Pierwszego. Cara uwielbianego przez Rosjan N 56.72387 E 38.77353. Wszedłem tam, ale nie dla cara, ale dla pewnej ekspozycji ukrytej w lesie, na terenie tego muzeum. Dokładnie w miejscu N 56.72345  E 38.77172. Jest tam umieszczonych kilka egzemplarzy broni używanej przez marynarkę wojenną Rosji. No, w końcu Piotr I, to twórca morskiej potęgi tego kraju. Na mnie największe wrażenie zrobił umieszczony tam jeden stopień balistycznej rakiety typu R-29, wystrzeliwanej z atomowych okrętów podwodnych typu Kalmar. Wszystko można było zobaczyć i dotknąć. Rzeczy, o których szeptem mówiło się przed laty, są teraz wystawione niczym zabawki dla dużych chłopców. Duża frajda.
Muzeum kolejek wąskotorowych.
Jednak obok zainteresowania militariami w muzealnym tylko wydaniu, jestem obecnie zatwardziałym pacyfistą, więc chętnie popedałowałem wokół jeziora Plezczewo i dodatkowo, polnymi drogami (innych tam nie ma) do Muzeum Kolejek Wąskotorowych N 56.80269  E 38.64751. Wcale nie żałuje tych nadłożonych kilometrów. Było ciekawie. Po sąsiedzku jest jakiś skansen pojazdów militarnych, których można poużywać na pobliskich bezdrożach. Jak już wspominam o różnych małych, często nieujętych nawet w internecie prywatnych zbiorach, to dopowiem, że w rejonie Muzeum Piotra I widziałem jeszcze muzeum radia i muzeum gramofonów.
Niemieccy kamperowcy w Rosji.
Na koniec powiem jeszcze, ze przed jednym z monastyrów spotkałem kilka niemieckich kamperów, bez zawartości ludzkiej, które były prowadzone przez znaną mi z czasopism karawaningowych firmę HEKA. Za kilka dni okaże się, że właścicielami i przewodnikami w jednej osobie jest małżeństwo rodowitych Polaków. Przykładowe ceny biletów: kreml 50, Uspieński sobor 60,



Pereslavl-Zalesskiy. Nikicki monaster. 

Pereslavl-Zalesskiy. Kałonka.

Pereslavl-Zalesskiy. Sobór w monasterze Gorickim

Rowerowy szlak wokół jeziora.

Pereslavl-Zalesskiy. Reklama.
Pereslavl-Zalesskiy. Cudowne źródełko.
Niebieski kamień. 
Ławra.
         Kolejny nasz etap, to kilkadziesiąt kilometrów bezpłatną autostradą w stronę Moskwy i docieramy do miasteczka Sergiev Posad, gdzie znajduje się między innymi Ławra Troicko-SiergijewskaTo najważniejszy chyba ośrodek religijny w Rosji i cel pielgrzymek. Jest to również zabytek klasy UNESCO. Znaleźliśmy tu, nie bez trudu, strzeżony parking N 56.32550  E 38.13266, w cenie 150 rubli za sutku.
Nasz SP w Sergiev Posad.
Tego rosyjskiego słowa też warto się nauczyć, a oznacza ono dobę. Na zwiedzenie Ławry wystarczą 2-3 godziny. Pozostałe atrakcje miasta odpuszczamy sobie. No może z wyjątkiem jednej. Zauważyłem, ze na placu przed Ławrą stoją sobie, niedaleko od siebie, dwa pomniki. Jeden z nich to pomnik Sergiusza z
Radoneża. Założyciela Ławry, osoby świętej i najczęściej fotografowanej przez turystów i pielgrzymów. Nieopodal stoi sobie samotny, opuszczony, choć wcale nie zaniedbany pomnik …….. Lenina. Stoi i patrzy na Ławrę myśląc sobie, że jego idee wcale nie zostały takie wieczne. Amen.
Autostrada do Moskwy.

        Teraz miała być Moskwa, ale czytając to i owo, grzebiąc w internecie (o jak dobrze sobie żyją ludzie, którzy nic nie czytają!) znalazłem, na tych kilku ostatnich kilometrach, jeszcze kilka ciekawych punktów. Więc nasza droga znowu się zakrzywia. 






        
        Najpierw Gwiezdne Miasteczko. N 55.87191  E 38.10734 Tak nazywa się miejscowość, a w nim zlokalizowane jest centrum przygotowań kosmonautów. Gratka niesamowita. Można zwiedzać w zorganizowanych grupach. Bierzemy go „z marszu”. Stajemy na parkingu, przed wejściem zbiera się akurat kilkunastoosobowa grupa turystów. Wartownik pyta przewodniczki, czy dopisze do listy jeszcze 3 osoby. Ale jak dowiaduje się, że my z Polszy, a jak wiadomo Polsza pod obecnymi władzami szykuje się do akcji odwetowych albo, co najmniej jakiegoś kontruderzenia na Rosję, więc o wejściu możemy zapomnieć. Jeszcze coś próbowałem napomnieć o naszym rodaku Hermaszewskim, który tu się uczył, ale to wszystko na nic. Musimy zgłosić minimum miesiąc wcześniej chęć zwiedzenia ośrodka, a uzyskanie zgody nie jest takie oczywiste, nawet dla Rosjan rodowitych. Ośrodek ciągle pracuje i szkolą się w nim przyszli kosmonauci.


        No, więc punkt kolejny. Kilkanaście kilometrów dalej miejscowość Monino i Centralne Muzeum Lotnicze Armii Rosyjskiej. Parking przed wejściem N 55.83120  E 38.18830. Możemy zanocować? Nie ma problemu. Następnego dnia 5 godzin zwiedzania, tego jednego z największych na świecie muzeum lotniczego. Dla niespełnionego pilota, to miód na serce. Dwie zapełnione karty w aparacie i nawet Justa wytrzymała prawie w całości ten maraton.
SP przed wejściem do muzeum w Monino.
Była zajęta czytaniem na głos, dla potrzeb naszego filmu amatorskiego, tabliczek informacyjnych: co to za model samolotu, z którego roku, jak uzbrojony itp. To taka nowa metoda nauki nastolatków żywego języka rosyjskiego. No i efekt już prawie trzytygodniowej podróży po Rosji. Zna się te bukwy, mówi Justa. To tyle w temacie Monino.





        Jeszcze jedna generalna uwaga: do muzeów (za wyjątkiem militarnych) i innych historycznych atrakcji na terenie Rosji, wstęp dla dzieci do 16 roku życia jest  BEZPŁATNY. Tak tu się uczy historii i kultury swojego kraju. Generalnie dla studentów i rosyjskich emerytów ceny biletów są o 50% niższe. 

Kamperem przez świat. Irak 2021

             Matko Boska! Krzyknąłem, gdy zobaczyłem swoje zaległości w prowadzeniu PPP (praktycznych porad podróżników) na naszym blogu. Gd...