niedziela, 30 stycznia 2022

Kamperem przez świat. Irak 2021

             Matko Boska! Krzyknąłem, gdy zobaczyłem swoje zaległości w prowadzeniu PPP (praktycznych porad podróżników) na naszym blogu. Gdy popatrzyłem wstecz, ponad 150 wpisów, to zastanowiłem się czy ktoś to jeszcze czyta? Czy blogi nie odeszły do lamusa? Jest tyle innych, szybszych, wygodniejszych form docierania do swojego kręgu zainteresowanych. Podcast, bo tylko słuchasz. Socjal media, bo tam jest chyba każdy i jest szybko. Wideoblog, bo tam i pogadać można i pokazać jakiś filmik z zachodem słońca. No i książka podróżnicza, bo jak się ma pieniądze to każdy nam ją wyda, a i splendor niczego sobie. 

        Ale my póki co, pozostaniemy dinozaurami internetu i będę się starał przelewać tu, na bloga swoje wspomnienia i porady. W miarę wolnego czasu, w miarę zapału, którego mam taką nadzieję nam nie zabraknie.

Hasło naszej podróży 2021

       Czas więc teraz na spektakularny wyjazd  do Iraku. Potem Turcja, krótko Polska i jej   atrakcje   dookólne, a potem będzie poradnik o   Dagestanie, Czeczenii i paru innych miejscach   na północnym Kaukazie.

         

        Czyli tematów nie brakuje. Nie traćmy więc czasu i zaczynajmy.

            Skąd pomysł na Irak? Wyskoczył znienacka po przeczytaniu wpisu, utytułowanego polskiego podróżnika Pawła Krzyka, który sobie ........... tam pojechał. Tak to jest czasami z tymi planami i marzeniami. Szukamy przeszkód i problemów, a tymczasem pewne kierunki, czy też miejsca nadają się jako cele naszych karawaningowych wycieczek. Tak było i w tym przypadku. Zadzwoniłem do Pawła (znaliśmy się wcześniej z festiwali podróżniczych) i zapytałem, jakim cudem dostałeś się do tego kraju? Odpowiedział, że sprawa jest prosta, niczym budowa cepa. Bezpłatna wiza na granicy lądowej, ale tylko przy wjeździe od strony Turcji. Pobyt do 30 dni, niestety tylko w regionie Kurdystanu. Poza tym bezpiecznie, fajni ludzie, fajne miejsca można penetrować.

Flaga irackiego Kurdystanu

          Teraz przyszedł czas na moje działanie, bo nikt nikomu wszystkiego nie wyłoży i nie odwali za nas czarnej roboty. Jeden jedzie rowerem, drugi leci samolotem. Jeden na bogato, drugi po kosztach. Jeden z rodziną, drugi sam, a więc każdy wyjazd jest inny i każdy wymaga innych przygotowań. 

          W przypadku Iraku doszły dwa dodatkowe elementy, które trzeba było samodzielnie ogarnąć. Pierwszy to sytuacja geopolityczna (tak, tak wielkie słowo, ale jak sami zobaczycie w pełni uzasadnione w tym temacie) w tym regionie świata. 

         Drugi element, to znalezienie miejsc, a więc i trasy podróży, którą warto zaplanować, aby coś ciekawego zobaczyć. Jak się domyślacie, szybciej można w internecie znaleźć  opisane zasady prowadzenia działań bojowych nad zatoką Perską, niż przewodnik dla turystów.

            Przed wyjazdem znane nam były dwa niezmienne warunki, do których musieliśmy dopasować późniejsze elementy układanki:

Grupa chętnych na Irak, bez tego prawego.
1. W wycieczce biorą udział 3 (ostatecznie 2 załogi), w tym jedna załoga (Magda i Grzegorz + dwoje dzieci w wieku szkolnym) o małym doświadczeniu podróżniczym. My + zwyczajowo Justa lat 16.

2. Ze względu na uczestnictwo uczniów, cały wyjazd musimy zaplanować na czas nieco wydłużonych wakacji, a więc okres letni, a więc najgorsza pora roku do podróżowania po Azji Mniejszej. To był dylemat, na który odpowiedziałem sobie dopiero po powrocie. Czy warto młodzież, a tym samym i siebie angażować w letnie wojaże po upalnym regionie?

Teraz praktyczne porady.

Teren, gdzie zamieszkują mniejszości kurdyjskie.
Czy kiedyś powstanie z tego jedno państwo?
Naszym zdaniem nie. :-(
        * O ile w czasie wyjazdów w inne regiony, swoją wiedzę "polityczna" możemy potraktować nieco lekko, to o Kurdach i Kurdystanie nie powinniśmy tego robić. Jest to region stabilny, ale sytuacja zmienia się tam dość dynamicznie. Warto pamiętać, że Kurdowie - naród liczący 20-30 milionów bez swojego państwa - zamieszkują głównie 4 kraje: Irak, Turcję, Syrię i Iran. 

      W Iraku Kurdowie mają swój autonomiczny region, swój rząd, prezydenta i spore złoża ropy, dzięki której intensywnie się rozwijają.. Faktycznej granicy pomiędzy regionem irackiego Kurdystanu, a pozostałą częścią Iraku nie ma, bo jest to jednak jeden kraj, choć ........ no właśnie... Gdy dojedziemy do pewnych punktów drogowych, to okaże się, że stoją na nich iraccy żołnierze i poproszą nas o wizę wjazdową do Iraku, gdy takiej nie posiadamy, niewątpliwie zostaniemy cofnięci. Tak jest na kierunku miast Mosul, albo Kirkuk, nota bene bardzo ciekawych historycznie. Dodatkowo warto wiedzieć, że właśnie o te dwa miasta od lat trwa spór pomiędzy Bagdadem, a Irbilem, a chodzi o ........... duże złoża naftowe zlokalizowane w tych regionach.

   
         Przy okazji wato wiedzieć, że najbardziej "w plecy" mają Kurdowie zamieszkali na terenach Turcji. Słowo Kurd w tym kraju nie istnieje (za jego propagowanie idzie się siedzieć!). Należy mówić "góral turecki". Region zamieszkały przez Kurdów sięga prawie 1/3 kraju, a zaczyna się za Kapadocją. Zapewne dlatego, ze strachu przed mającymi tu kiedyś miejsce rebelii kurdyjskich przeciwko Turkom, ma miejsce pewne zjawisko karawaningowe. Kampery zapuszczają się do polowy Turcji, bo wedle wielu opinii, dalej jest niebezpiecznie. Jest to oczywiście bzdura, ale nie o tym jest ten wpis.

                 Jest jeszcze mniejszość kurdyjska w Iranie, ale pomimo, że jest ich blisko 5 mln, to nie mają w tym kraju za dużo do powiedzenia. Syria? Syria to autonomiczny region Rozawa. Zamieszkały przez ponad 2 mln Kurdów, którzy posiadają największe zasługi w walce z kalifatem i państwem islamskim.

              Tutaj tylko zasygnalizowałem polityczne aspekty regionu Kurdystanu, które przed wyruszeniem na te tereny warto dokładnie samemu poznać. Nie będziemy wtedy zdziwieni, dlaczego nie możemy wjechać w niektóre górskie regiony irackiego Kurdystanu? Dlaczego nad głową latają nam bojowe drony? Dlaczego po zmroku nie powinniśmy wyruszać z miasta? I wiele, wiele innych. Nie warto myśleć o tym regionie, że to zbyt niebezpieczne? Bzdury. Warto i trzeba, aby mieć swój pogląd na konflikty w tym regionie Azji, aby mieć swój obraz współczesnego świata, aby rozszerzyć swoje horyzonty, aby mieć swoje zdanie. No i nie zapomnijmy o słowie Mezopotamia.  To właśnie gdzieś tam, przed tysiącami lat, wszystko się zaczęło. Kawał historii świata.

* Jak zaplanować trasę? Wielkiego wyboru tutaj nie mamy. Albo wiza zdobyta w ambasadzie Iraku, ale wtedy wjazd drogą lądową z ościennych krajów jest więcej niż problematyczny. Albo wlot samolotem do Bagdadu i uzyskanie wizy na lotnisku (?) Dla rozwiania marzeń. Obecnie indywidualne wizy turystyczne nie są wydawane. Pozostaje więc tylko wjazd (wlot) do regionu irackiego Kurdystanu. Skupmy się na drodze lądowej. Od strony tureckiej jest tylko jedno przejście graniczne, na drodze E90 i nazywa się Habur. Położone jest na południe od jeziora Van. Innego wjazdu ani wyjazdu nie ma, no chyba że do Iranu. Nam ta sztuczka się nie udała. Od wiosny 2021 Iran nie wydawał wiz turystycznych. Pandemia. Wizy wróciły pod koniec października, ale pod koniec grudnia 2021 powtórnie zostały wstrzymane. Oj ciężko, w obecnych covidowych czasach, zaplanować jakiś ciekawy kierunek pozaeuropejski. Do ostatniego większego miasta w Turcji, do Cizre, dojedziemy dobrymi drogami (omijając góry!). Posterunków jandarmów tureckich, co nie miara, ale trudno się dziwić, czasami jedziemy kilometr od granicy z Syrią. Pomiędzy Cizre, a przejściem granicznym trwają budowy drogi, więc miejscami jest pozbawiona nawierzchni, albo rozjeżdżona przez tiry. Przed samym przejściem będziesz wystawiony na próbę inteligencji, bo zaczyna się plątanina dróg, rozjazdów, skrzyżowań, a wszystkie opisane po arabsku, turecku lub kurdyjsku. Trzeba mieć trochę siły przebicia, aby wjechać za szlaban na stronę tureckich budek. 

 
Granica po stronie tureckiej i nasz przyjaciel
który koniecznie chciał nam pomóc. Nie pomógł.
                Mam tu na myśli, aby nikogo   nie wpuszczać przed siebie, samemu   egzekwować   prawo do ruchu do   przodu i nie dać się   upolować   żadnemu frojndowi, który chce   zabrać   Wasze paszporty i za kilka EUR         załatwić stemple wyjazdowe. Zasada jest jedna. Nikomu, nigdy nie dajemy  żadnych dokumentów! Macie przecież czas i sami znajdziecie odpowiednie okienko, pospacerujecie sobie po przejściu, a na ogół, to strażnicy graniczni sami Was wyłowią z grupy i zaproszą do obsługi poza kolejnością. 




Kilka przykładowych
dokumentów irackich.

        Granicę przekraczaliśmy koło północy, ale to bardziej ze względu na cholernie wysokie temperatury w dzień. Po godzinie opuszczamy granicę turecką i po przejechaniu jakiejś rzeczki, podnosi się szlaban i ....... co dalej? Tu już nawet tabliczek, ani napisów na murze nie ma! Masakra. Ktoś pokazuje nam kierunek jazdy, ze dwa razy nawracamy i w końcu stajemy na małym placu, przed oszklonym budynkiem służb granicznych. Najpierw testowanie na Covid. Na nic zdają się nasze paszporty covidowe, które były wystarczające do wjazdu do Turcji. Wygląda to tak, że w jednym okienku wpłata gotówką 35 USD od osoby (dzieci też), w drugim podanie danych osobowych, łącznie z numerem telefonu, na który mają przyjść wyniki testu. W okienku trzecim pobieranie do testów, czegoś z końca języka. Ot, takie tam maźnięcie patyczkiem po końcu języka. Nie muszę chyba dodawać, że wyników swoich testów nadal nie znamy. Ale cierpliwie czekamy! Teraz wybiegnę do przodu, bo w czasie wjazdu do Iraku nie wiedzieliśmy jeszcze, że w tym kraju zaszczepionych jest jedynie 5 - 8% populacji! Plotka niesie, że szczepionki przeciwko covidowi posiadają w sobie kod genetyczny świni, a wiadomym jest, że żaden muzułmanin nie chce mieć nic wspólnego z tymi zwierzętami. Coś trzeba dodać? O ile to jest prawda, to pandemiczna masakra! Może ktoś potwierdzić wyszczepienie populacji w krajach islamu?


                  Tymczasem w środku budynku mała kolejka do stanowisk strażników granicznych. Jednak ich bystre oko wyłowiło nas i zostaliśmy obsłużeni poza kolejnością. Było to takie średnio miłe, choć nikt ze stojących osób nie protestował. Panowała cisza. No i okazało się, że oficer straży granicznej rozmawiał po angielsku. Niestety jako jedyny na przejściu. Mniej miłe było natomiast, gdy dowiedzieliśmy się, że do końca 2020 roku wizy do kurdyjskiej części Iraku wydawane były bezpłatnie. My płaciliśmy już po 70 USD od osoby, to znaczy nie za wizy, ale za pieczątkę wjazdu. Dokładniej, to płaciliśmy nie w dolarach, ale w równowartości tej kwoty, którą trzeba było wymienić, w mieszczącym się tuż obok bufecie. Potem zaprowadzono nas do budynku obok, do małego pomieszczenia, przed oblicze grubego celnika. Ten wydukał, że dokumenty wozu chce. Daliśmy mu (z Grzegorzem) dowody rejestracyjne kamperów, a ten zaczął nimi machać i coś gulgotać po swojemu, aż w końcu rzucił je na swoje biurko. Mnie to zachowanie trochę wkurzyło, ale nadal spokojnie siedzimy i patrzymy co dalej. Celnik kogoś zawołał. W międzyczasie wchodzi jakiś petent, wręcza piękne wydanie koranu (?). Celnik coś gulgoce, petent wycofuje się tyłem. Wchodzi ktoś z zawartością reklamówki, celnik zagląda, kiwa z aprobata głową i chowa zawartość do szafki. Wchodzi młody celnik i coś tłumaczy staremu, a stary macha ręką, zwraca dowody rejestracyjne i jesteśmy wolni. Tymczasowo, bo musimy jeszcze poczekać, aż ktoś łaskawie zaglądnie do kamperów. Jak zaglądnął, to wskazano nam kierunek wyjazdu. No to jedziemy, rozglądamy się za bramą wyjazdową, kluczymy pomiędzy betonowymi barierkami i nagle stop. Ki czort? Może to jakiś check point policyjny? Nie, to znowu coś granicznego. Jakiś kolejny punkt kontrolny.
       

         Sprawdzanie numerów VIN, opisywanie jakichś dokumentów, a po kwadransie skierowani jesteśmy do sąsiedniego budynku. Tam już tragedia prawdziwa. Coś od nas chcą, ale nie mówią w żadnym ludzkim języku. Domyślamy się, że nie możemy wjechać, ale za moment inkasują od nas 30 USD za wjazd samochodu do Iraku. Zapewne oplata ekologiczna, czy czort wie co? Ale oni nadal coś do nas mówią, gdzieś dzwonią i dzwonią. Po głębokiej analizie i dyskusjach, czego od nas chcieli, doszliśmy do wniosku, że najprawdopodobniej CDP, czyli Carnet de Passage, czyli druk celny wymagany w czasie wjazdu do kilku jeszcze krajów świata. Tymczasem na granicy jest już piąta rano. W końcu machają ręką i możemy jechać. Kawałek dalej, na kolejnym punkcie sprawdzają nas, czy wszystko mamy załatwione. Część dokumentów nam zabierają, część wypisują nowych. Ostatni punkt kontrolny na bramie wyjazdowej z granicy. Sprawdzenie, czy my to na pewno my. I już koło godziny szóstej szukamy spokojnego miejsca na sen, w bocznej uliczce miasteczka Zachu. 

        Teraz zrobimy teleportację o 4 tygodnie do przodu, czyli w kilku zdaniach postaram się opisać, jak wygląda wyjazd z Iraku, tym samym przejściem granicznym. 





Iracka granica

        Najpierw trzeba trafić we właściwą bramę, a jest ich kilka przed przejściem granicznym. Wjazdy dla tirów, do jakichś magazynów i czort wie czego jeszcze. Ktoś podpowiedział, udało się. Potem kilku naganiaczy stara się nas przechwycić. Pozbywamy się ich szybko. Jakiś mundurowy wskazuje nam dalszą drogę jazdy, bo oczywiście tabliczek tu nie uświadczysz. Jedziemy kawałek i stop, bo trzeba przejechać pod zadaszeniem o wysokości 3 metrów. Kamper się nie zmieści. Objeżdżamy. Trochę kluczymy, aż trafiamy na oszklony budynek pograniczników. Strażnicy graniczni szybko nas odprawiają, a dokładnie to ten sam, który nas załatwiał przy wjeździe. Stempel wyjazdowy wbity w paszport i dalej. Dalej, to znaczy do celników, czy tym podobnych, bo ciągle nie wiemy kto od nas czego chce, a jak nie mówi w znanych nam językach, to jest problem. 

Magiczne, małe, pieprzone okienko,
najważniejszy punkt na granicy.

        Z małego okienka, zlokalizowanego obok toalety dostajemy jakieś kwity. Idziemy do kolejnego, tym razem dużego okna. Tam nam drukują jakieś dokumenty po arabsku i każą iść do małego okienka, gdzie przed chwilą byliśmy i zrobić ksero dokumentu, który nam wręczono. Zaciskamy zęby i pytamy, czy nie może sobie wydrukować jednego egzemplarza więcej? Mówi, że nie bo musi być kopia. Próbujemy jeszcze negocjować, aby zostawił sobie ten egzemplarz, który nam wręczył, bo nam do niczego nie będzie potrzebny. Nie. Wracamy więc do małego okienka, a tu okazuje się, że kserokopia A4 stoi 2 EUR!!! Odmawiamy. Teraz my się zaczniemy bawić. Od razu przypomniał mi się nasz kilkudniowy strajk, na przejściu graniczny w Mauretanii. To były czasy. Tymczasem za kamperami stoi już jakiś rejsowy autobus. Jedna czy dwie osobówki. Nie rusza nas to. Jeszcze ostatni raz próbujemy przekonać człowieka (cywila) z dużego okienka, że nie będziemy płacić za ksero absurdalnej kwoty. Nie? To nie. Teraz nastał nasz czas.

Nasze graniczne biuro. Nikt nam
nie podskoczył. Full zaskoczenie.

        Mamy swój komputer, drukarkę z funkcją ksero, więc zaraz wydrukujemy mu tą cholerną kopię, tego cholernego dokumentu. Rozkładamy stoliczek, krzesełko, laptopa z peryferiami i wykonujemy kopie potrzebnych dokumentów. Trwa to kilkanaście minut. Ktoś podchodzi i mówi ksero, pokazując na małe okienko. Ja mu na to odpowiadam w czystej polszczyźnie: chłopie, jak my Ci zrobimy tutaj ksero, to nie ma bola we wsi! Będzie najpiękniejsze. Odchodzi. Jakieś samochody przeciskają się, chcąc nas ominąć. Fajnie jest. Dokument wydrukowany, oddany. Potem jeszcze ze 2 posterunki kontrolne i granica turecka. Tam już myk, myk i zostajemy na pierwszym parkingu, aby odespać zarwaną noc. Uffff.

       Nie pisze tych porad, aby przestraszyć, albo zniechęcić kogokolwiek do wjazdu na terytorium Iraku, przez naziemne przejście graniczne. Celem tego opisu jest przedstawienie stanu faktycznego i egzotyki irackich (kurdyjskich) służb granicznych. Nie wiem ile w tych machinacjach jest egzekwowania obowiązującego prawa, jeśli tak to totalnie głupiego, a ile chęć osiągnięcia korzyści materialnych i powiązań przestępczych na granicy. Faktem jest, że nie spotkaliśmy jeszcze takiej granicy, takich niezrozumiałych przepisów, takiej organizacji przekraczania granicy jak w Habur. Nawet w egzotycznych krajach środkowej Afryki, czy też Azji. 

Czyli generalnie - uodpornij się, nie stresuj, nie bój. Wszystko się da. Nawet wjechać kamperem do Iraku.

        * No dobra, wjechaliśmy i na co możemy sobie dalej pozwolić?  Na etapie planowania miałem taki chytry plan. Ponieważ iracki region Kurdystanu położony jest na granicy gór i terenów półpustynnych, a właśnie na tych terenach znajduje się większość interesujących miejsc do zwiedzania, więc naturalnym wydawało mi się 2 dni zwiedzania  a potem odskok na 2-3 dni w góry, a gór na północy Kurdystanu nie brakuje. Są piękne rejony, doliny, kaniony, wodospady. Jest tylko jeden problem. Jak coś fajnego sobie zaplanujesz w tych górach, to najczęściej okazuje się, że przy wylocie doliny jest posterunek peszmergów i dalej w góry nie pojedziemy. Nie, bo nie i koniec !

Peszmergowie i Polka.
        Tu należy się słowo wyjaśnienia, kim są peszmergowie, których często będziemy w irackim Kurdystanie spotykać i o nich słyszeć. W języku kurdyjskim słowo to oznacza "patrzący śmierci w oczy". Jest to bojownik, partyzant, a obecnie żołnierz regionu Kurdystanu. Wszyscy peszmergowie otoczeni są niesamowitą czcią i szacunkiem. Zarówno kobiety jak i mężczyźni. Wsławili się oni w walce z ISIS, a obecnie z grupami terrorystycznymi Daesh (ISIL). Dlaczego nie byliśmy wpuszczani w górskie doliny? Otóż w górach graniczących z Turcją i Iranem mają swoje kryjówki partyzanci PPK i nie tylko oni. Wygląda to tak, że PPK (Partia Pracująca Kurdystanu) organizuje akcje na terenie Turcji lub Syrii, a następnie wycofuje się w góry irackiego Kurdystanu. Za nimi lecą bojowe drony, takie kilkumetrowej wielkości, a jak namierzą cel, to odpalają rakiety. Jak nie Turcy, to do akcji wkraczają miejscowi peszmergowie i zaczyna się wymiana ognia. Gdy my staliśmy w mieście Duhok, to w tym samym czasie miała miejsce akcja w nieodległych górach, w której poległo kilku peszmergów i partyzantów (terrorystów?) PPK. Liczby rannych nie podano. 

* Warunki klimatyczne. Na wstępie wspomniałem, że postawiliśmy swoją poprzeczkę niezmiernie wysoko. Zwiedzanie północnej części Iraku w środku lata? Bez problemu można wyczytać, że północna część tego kraju to strefa podzwrotnikowa. Jednak zostawię teraz na boku teorię i napiszę co nas spotkało? Muszę jednak podkreślić, że lato 2021 było w Azji Mniejszej, a właśnie tam jest zlokalizowany Irak, wyjątkowo upalne.
Nawet dla miejscowych. 

średnia wielodniowa.
        Czyli: deszczu nie spotkaliśmy, a temperatury w dzień, w cieniu oscylowały wokół 40 stopni. Bywały też pojedyncze dni, gdy temperatura przekroczyła 45 stopni, a kolorytu dodaje fakt, że zewnętrzny, elektroniczny czujnik temperatury, który jest wyskalowany do + 70° C, kilkakrotnie zgłaszał na wyświetlaczu "Error". Czyli temperatura w słońcu przekraczała tą wartość. Masakra. Co nas spotkało nocami? Nie było już tak źle. Średnia temperatura oscylowała wokół 25°C, czyli też nie była to pora do komfortowego wypoczynku. Jedynym plusem w tym pogodowym armagedonie było diabelnie suche powietrze. To właśnie brak wilgoci pozwala człowiekowi znosić wysokie temperatury. Czy da się w takich warunkach funkcjonować? Faceci, czyli Grzegorz i ja, radzili sobie w tych warunkach w miarę dobrze. Natomiast kobiety i dzieci o wiele gorzej. Trudno się temu dziwić, gdyż miejscowi sami mówili, że w ciągu dnia trzeba siedzieć w klimatyzowanych pomieszczeniach, a na zewnątrz wychodzi się dopiero wieczorem. Łatwo im tak mówić, gdy ma się miesięczną wizę i ochotę, aby jak najwięcej zobaczyć.


Część bardziej techniczna

 Czy i jak możemy zminimalizować skutki tak wysokich temperatur? Jest na to sposób. Klimatyzacja dachowa na kamperach. My nadal korzystamy z klimatyzatora FreshJet 2200 firmy DOMETIC

Staję kamperem na noc,
obok takiego słupa,
a miejscowi chcą mnie
podłączyć.
W Iraku był on wyjątkowo długo, a mówiąc prawdę to ciągle używany. Gdy staliśmy 2-3 dni w jednym miejscu, podłączeni do 230V, to klimatyzacja pracowała bez przerwy. Pod warunkiem, że prąd nie jest wyłączony. Niestety prawie wszędzie są zaplanowane wyłączenie 2 - 6 godzin na dobę. Większość mieszkańców, ale nie wszyscy, mają awaryjne agregaty prądotwórcze. Od takich małych 5 kV, aż do olbrzymów wielkości samochodu ciężarowego, które obsługują całą ulicę. Dlaczego brakuje prądu?
To już mistrzostwo świata.
Idziesz chodnikiem w mieście Irbil i musisz
być czujny, by przewodów nie tyknąć!


    Oficjalne stanowisko władz jest: brakuje prądu, bo prąd kradniecie na potęgę. I wszystkim jest z tym dobrze? Raczej nie, W pierwszych dniach naszego pobytu w Iraku, starano się nam wmówić, że to jakieś awarie? Potem, że to godzina, dwie przerwy w dostawie. Potem już nic nie tłumaczono. Jeśli to jest jakieś pocieszenie, to wiadomo nam już (ma się wszędzie swoich ludzi :-), że tak wygląda sytuacja w całym Iraku. 

        No dobra, stoimy gdzieś daleko od miasta, przy jakiejś wiosce kurdyjskiej. Mamy możliwość podłączenia się do sieci i co? I prawie nic nie chce działać! Sprawdzam próbnikiem napięcie, a tam ........... zaledwie 130V i jest problem. Stać w cieniu jakiegoś rachitycznego drzewa, czy też w słońcu, ładować akumulatory z pięciu dachowych paneli słonecznych, każdy o mocy 100 V i korzystać z klimatyzacji w czasie postoju, bo taką możliwość też mamy. Jednak same panele nic nam nie dadzą. 


Nasze aku pokładowe

        Muszą być do tego akumulatory pokładowe. My niezmiennie, już od prawie 10 lat, korzystamy z akumulatorów marki EXIDE Technologies z Poznania. Nasz zestaw to niezmiennie dwie sztuki Exide Equipment Gel ES 1300 o pojemności 120 Ah każdy, które są umieszczone obok siebie, spięte pasami, pod siedzeniem, w części mieszkalnej kampera. Trzeci akumulator to EXIDE 85 Ah zamontowany pod siedzeniem kierowcy, gdzie wykorzystaliśmy całe dostępne tam miejsce. Przez cały okres użytkowania nie zaszkodziły im ani wibracje, ani przechyły, w czasie przejechanych ponad 100 tysięcy kilometrów. Po drogach i bezdrożach Europy, Azji i Afryki. Czyli w sumie mamy do dyspozycji 325 Ah. Potężna ilość, ale i nasze wymagania są ponadprzeciętne. Lodówka kompresorowa, system TV SAT z telewizorem, dwa laptopy, a ponadto w czasie jazdy, jak i na postoju, gdy nie mieliśmy dostępu do prądu z sieci, korzystaliśmy w czasie ostatniego wyjazdu z klimatyzacji zasilanej z akumulatorów pokładowych. No nie, nie tak bezpośrednio, ale za pośrednictwem zestawu DC Kit Dometic, bez problemu zasilaliśmy nasz klimatyzator Dometica (uwaga: model 2200, to już górna granica możliwości korzystania z klimy zasilanej z 12V przez DC Kit) działające w funkcji chłodzenia, gdzie ciągłe zapotrzebowanie energetyczne wynosi około 900 W. Z funkcji grzania nie możemy niestety korzystać. Tam zapotrzebowanie na prąd jest o wiele wyższe. 


Akumulatory mamy od lat umieszczone w tych samych miejscach, może nie najszczęśliwszych, ale nic innego nie przychodzi nam do głowy. Dobrze, że akumulatory Equipment Gel są całkowicie bezobsługowe, zabezpieczone przed iskrzeniem i wyciekami. Dlatego pod siedzeniem możemy umieścić również inne rzeczy, które chcemy mieć pod ręką. Ale tu o jednej rzeczy trzeba bezwzględnie pamiętać! W przestrzeni, gdzie mamy zamocowane akumulatory, bezwzględnie nie powinny być przechowywane żadne metalowe przedmioty. Nawet gdy nam się wydaje, że są dobrze zamocowane. Wstrząsy w czasie jazdy mogą doprowadzić do zwarcia, a tu już tylko jeden krok do zniszczenia akumulatorów lub pożaru. 

Jak u nas radziły sobie akumulatory EXIDE umieszczone pod kanapą? Miejmy tu na uwadze temperatury panujące w czasie naszej podróży po północnym Iraku. Miejsce pod kanapą nie jest praktycznie wietrzone. To nie jest dobre. Umieszczony tam czujnik wskazywał temperatury podobne do tych z wnętrza kampera. Bywało, że około 40°C. Okresowo może i więcej? Gdy zaglądałem do schowka z akumulatorami, to główną uwagę kierowałem na kształt obudowy. Czy nie ma wybrzuszeń większych niż 2 - 4 milimetry, co ma miejsce w wysokiej temperaturze, przy dużym prądzie ładowania akumulatorów. Duży prąd ładowania pochodził z paneli słonecznych, a jeśli nie mamy czujnika temperatury, dedykowanego do naszego regulatora ładowania, to może być kiepsko! Regulatory zaprogramowane są na prąd ładowania dla akumulatorów o temperaturze +25° Jeśli nie powiemy mu, aby przy wyższej temperaturze zmniejszył prąd ładowania, to ucierpi na tym żywotność naszych baterii. Trzeba również pamiętać, że idealna dla żywotności akumulatorów temperatura wynosi +20°C. Przy temperaturze 40 stopni akumulatory żelowe starzeją się dwa razy szybciej. Dlatego my ze swej strony staramy się świadomie eksploatować swoje akumulatory, dawać im możliwie najlepsze warunki do pracy, a w zamian oczekujemy , że będą nam długo i wydajnie służyć. Muszę jeszcze wspomnieć o zasadach eksploatacji akumulatorów w czasie, gdy nie korzystamy z kampera, gdy przez długi czas jest zaparkowany, obojętnie czy zimą, czy latem. W takim okresie najlepiej podłączyć nasze baterie na stałe z 230V, ale poprzez automatyczny prostownik, który po osiągnięciu maksymalnego stopnia naładowania, nie rozłącza ładowania, tylko podtrzymuje stałą wartość napięcia. Są jeszcze lepsze prostowniki, które posiadają np. funkcję automatycznego odsiarczania, testowania obwodu ładowania, automatyczny tryb diagnostyki, czy też konserwacji akumulatora. I jeśli tak podziałamy, przed wyruszeniem w podróż, to potem możemy zapomnieć o pokładowym akumulatorze. Wszystko będzie ok. 

Nasze EXIDE w Iraku

      Jak na razie, to na  nasze akumulatory EXIDE nie możemy złego słowa powiedzieć. Spełniają nasze wszystkie oczekiwania, a jakie to były oczekiwania w Iraku? Głównie zasilanie wspomnianego powyżej klimatyzatora. Zarówno w czasie jazdy, jak i na postoju. Rozpatrzmy taki układ. Stoimy w pełnym słońcu, bo jak sami wymyśliliśmy hasło: w Iraku cień jest na wagę złota! Trzeba przygotować obiad i w znośnej temperaturze zjeść go. Napięcie akumulatorów 13,2V. Uruchamiamy klimatyzator. Lodówka kompresorowa też swoje 65 W pobiera. W ciszy relaksujemy się w coraz niższej temperaturze. Z dachu mamy 300, no może 350 wat mocy. Pozostała ilość pobierana jest z akumulatorów pokładowych. Po godzinie-dwóch napięcie akumulatorów spada do około 11 V. Czas uruchomić silnik kampera i skorzystać z jego tysiąc watowego alternatora. Mamy więc kolejną godzinę luksusu, aż temperatura silnika na postoju nie osiągnie 80 stopni. Wtedy koniec przyjemności. Ale w tym czasie obiad zrobiony, zjedzony i czas wyjść z kampera na eksploracje ziem Kurdystanu. Podsumowując ten wątek, akumulatory EXIDE są dla nas ok i możemy je z czystym sumieniem polecić. Bo tak prawdę mówiąc, to mamy do nich tak duże zaufanie, że pomimo, iż obecny komplet użytkujemy już z 5 lat, to najczęściej zapominamy o ich istnieniu. Zajmujemy się sprawami związanymi z podróżą, a z prądu korzystamy ile potrzeba, bez kontroli, badań i analiz. Prąd jest i w kamperze ma być. Czego i Wam życzymy.  Jednak czasami zerkam w kierunku akumulatorów AGM. Takie również produkuje EXIDE Technologies. To trochę taka hybryda. Można go głęboko rozładować, ale nie tak głęboko jak akumulator z serii Gel. Za to może służyć do napędu np. wyciągarki, tak jak akumulator rozruchowy. No tak, ale my nie mamy wyciągarki, więc nie będziemy kombinować. Nie ulepszajmy rzeczy, które dobrze nam służą. Eksperymenty pozostawimy innym właścicielom kamperów. Ale zaraz, jest jeszcze jeden akumulator. EXIDE Premium 95 Ah, którym uruchamiamy silnik naszego kampera. Akumulator rozruchowy. Powiem krótko, działa od lat, nie zauważyliśmy żadnych problemów, ale najgorsze jest to, że nie pamiętam od kiedy go użytkujemy? Ile ma lat? Muszę do tego dojść, a tymczasem w Iraku, w tamtejszych upałach, sprawował się ok. W wypadku akumulatora pokładowego wystarczy zastosować jeden raz w roku, aktualną od ponad 100 lat czynność - czyszczenie klem i zacisków. Mamy do tego specjalną szczotkę, a czasami korzystamy z bardzo drobnego papieru ściernego. Na koniec wazelina techniczna, albo jakiś elektrosol (smar do styków) i na rok mamy spokój. To by było w temacie naszych akumulatorów EXIDE, prądu niskiego napięcia, w wysokich temperaturach (Iraku) wykorzystywanych.




Porady cenowe 



Tu nie tankuj


Co i za ile? Z punktu widzenia finansowego, wyjazd do Iraku, czy dokładniej mówiąc jego północnej części, to strzał w dziesiątkę. W całym kraju obowiązuje jedna waluta - iracki dinar, o oficjalnym kursie 1000 IQD = 2.80 pln. Nawet przy wypłacaniu pieniędzy z bankomatów, prowizje wcale nie są duże - za 30.000 IQD wydatkowaliśmy 83.12 pln 
Tu nie myśl o tankowaniu

Tu jest ok


Paliwo, a dokładniej ON. Jego cena uzależniona jest od odległości od centrum miasta. Im dalej, tym taniej. Jednak jest nieprzekraczalna granica 10 kilometrów w dużych miastach, poza którą nie warto tankować, gdyż paliwo przypomina bardziej mazut niż ON. Cena dobrego ON wynosi 675-875 IQD za litr, czyli około 2 złotych. Można żyć. Za miastem kupimy ON za poniżej 2 złote, ale będzie on zapewne pochodził z przemytu, gdzieś z okolic Mosulu, albo Kirkuku. Jeśli chodzi o gaz LPG, to jest on dostępny na większości stacji benzynowych, a jego cena, na dobrych stacjach wynosi 350 IQD za litr, czyli poniżej złotego.
Na dobrej stacji dostaniesz 
gratis picie

Teraz coś do jedzenia: chleb po 250 IQD (70 groszy), basen, a raczej park wodny w Irbilu 25.000 IQD/dzień (około 70 pln). Drogi, bo przeznaczony głównie dla Arabów z południowego Iraku, którzy w okresie lata pozostawiają swoje szyby naftowe i wyjeżdżają na północ, na wypoczynek. Paczka 10 bułek 2000 IQD (ponad 5 złotych), litr ajranu z Iranu (napój mleczny) 1250 IQD, pomidory 860 IQD/kg,  szklanka soku ze świeżych owoców 1000 IQD, pida (płaski, arabski chleb) 250 IQD, 200gram kostka masła 750 IQD, nektary do picia 2000 IQD, mleko 1 litr 1500-2000 IQD, mleko kawowe 1 litr też 1500 IQD, 7up lub Pepsi w puszce 150ml x 30 sztuk - 6500 IQD, woda 330 ml x 24 butelki - 2000 IQD. Najczęściej korzystaliśmy z sieci sklepów Carrefour, które zlokalizowane są w większych miastach. Tam jest możliwość płacenia kartami europejskimi. W sklepach irackich nie zawsze to się udawało. TAXI do której weszła nasza cała siódemka (+kierowca) i objechaliśmy nią kilka miejsc w mieście, to koszt 20.000 IQD. 

Trochę zdjęć powinno jeszcze lepiej zobrazować nasze bytowe historie z Iraku.


Dzień pierwszy w Iraku. Poznajemy ceny, tylko te arabskie cyfry!

Wybór warzyw i owoców jest spory, ale to prawie wszystko import.

Przykładowe knajpiane jedzenie. Wbrew pozorom całkiem smaczne.

Albo coś takiego? Nie jest żle!

Byle nie kurdyjska pizza, bo to jakaś masakra. Sam widok odrzuca, a smak jeszcze gorszy.


Sklepy w irackim Kurdystanie są różne. Takie małe, gdzie śmieci lądują na ulicy.

W dużych miastach są centra handlowe, specjalnie chronione, a w nich np. Carrefour'y.

W takich większych sklepach poczujesz zapach polskości. 

W nabiale głównie liczy się import z Iranu i Polski.

I po co brać zapasy z domu?

Potem jeszcze zdrowe napoje chłodzące.

Albo takie, lepiej nam znane.

Słodycze. Widać, że jesteśmy w kraju arabskim. No minimum w Turcji.

Ale tu kalorii, jak żyć?

Tutaj, to już wyraźnie zalatuje mi Gruzją.

Tutaj są widoczne ceny, w irackich dinarach, cyfry arabskie. Wszystko jasne?

W Iraku produkowane jest jedno wino. SHAQLAWA zwane. Dowcip polega na tym, że kraj to 
prawie w całości muzułmański. Jednak cena tego trunku dorównuje chyba cenie dobrego
włoskiego Montepulciano. Odpuściłem. W środku to zapewne jakiś bimber.

       Jak będziecie bardzo ciekawi i poprosicie w małym sklepie o rachunek za zakupione towary, żeby rozkminić co ile kosztuje, to możecie dostać coś takiego, jak na lewo i dalej będziecie tyle wiedzieli, co przed zakupami














                         Jedyny bank, w którym możliwa była wypłata gotówki z kart europejskich to National Bank of Iraq. Niestety, tylko jedną jego placówkę znaleźliśmy w stolicy Kurdystanu,  w Irbil. Inna możliwość, to wymiana euro lub dolarów amerykańskich w punktach Western Union. Co prawda znalezienie takich lokalizacji jest trudne, bo albo już ich w danym miejscu nie ma, albo są otwarte lub zamknięte itd. No i sama wymiana twardej waluty na irackie dinary (IQD) jest pewnym zaskoczeniem, ze względu na kurs. I tak za 100 EUR otrzymaliśmy 142.000 IQD, a za 100 USD (dolarów amerykańskich) 146.500 IQD. Widać więc, że waluta okupanta, to znaczy wyzwoliciela zza wielkiej wody, stoi lepiej!

                Na początku swojego niniejszego wpisu obiecałem, że odpowiem, czy warto na wakacje, czyli w miesiącach letnich, wybrać się z dziećmi do Iraku, albo inne podobne regiony świata? 

Moje subiektywna odpowiedź brzmi NIE. Cała nasza trójka małolatów, w wieku od dziesięciu do prawie szesnastu lat, nie była jakoś specjalnie zainteresowana zwiedzaniem, oglądaniem, poznawaniem tego ciekawego regionu Azji Mniejszej. Miejsc, gdzie sięgała potęga Mezopotamii, czy też Asyrii. Natomiast młodzi z utęsknieniem czekali na możliwość wizyty w parku wodnym, na basenie, albo nad rzeką, czy jeziorem. Można się było tego spodziewać.

Ciekawość świata jednak zwyciężyła. Dlatego tam byliśmy. I nie żałujemy.



piątek, 31 grudnia 2021

Kamperem przez Świat. Ararat w 2021 roku zdobyty.

         Na opisy przyjdzie czas, za pewien czas.
Tymczasem dziergam filmy z kamperowej wycieczki w 2021 roku
i stopniowo publikuję je w mediach.
Najważniejszym w 2021 wydarzeniem dla nas był wejście na górę Ararat (5137 m npm)


czwartek, 17 grudnia 2020

Jak nam się DOMETIC sprawdza w trasie?

         
W Eliste, stolicy Kałmucji.
Elista - stolica Kałmucji (Rosja)
            Nie ukrywamy, że firma DOMETIC Polska jest głównym wspierającym nasz karawaningowy projekt Kamperem przez Świat.       
        Dzięki temu mamy możliwość korzystania i oceniania wielu urządzeń przydatnych w karawaningu, a dzięki tym urządzeniom, życie w podróży stał się dla nas łatwiejsze.
Dometic Polska

        W tym odcinku naszego blogu napiszemy co, naszym zdaniem, warto zamontować w swoim kamperze lub przyczepie i dlaczego jest to dobry pomysł. 

  

Kaukaz. Kabardyno-Bałkaria.
            
     Jeszcze tylko  mała uwaga. Na wszystko patrzymy z perspektywy raczej długich wyjazdów karawaningowych. To, z czego korzystamy przez kilka miesięcy życia w kamperze, nie zawsze będzie przydatne w czasie weekendowego, czy urlopowego wyjazdu.

       Nasz kamper jest już pełnoletni. W ciągu 10 lat, spędziliśmy w nim, czyli był naszym domem, przez 1396 dni, czyli 47 miesięcy, czyli prawie 4 lata naszego emeryckiego żywota.

         

Nasze złomowisko.
        W tym okresie miały miejsce pewne rewolucyjne zmiany wyposażeniowe. Na śmietnik, a raczej złomowisko, poszła płyta kuchenna (rdza i przepalenia palników), okap kuchenny (ze starości więcej szkodził niż pomagał),  piekarnik (słaba wydajność), lodówka kompresorowa (szukaliśmy większej), klimatyzacja dachowa (bo jej nie mieliśmy) DC Kit DSP-T 12 (bo dopiero tej klasy inwerter, a dokładniej to cały zestaw urządzeń, zapewnia pracę klimatyzatora w czasie jazdy kamperem).

Siedziba Elcamp.

           W tym miejscu muszę dopowiedzieć, że w montażu wyposażenia kampera wspomaga nas od lat Grupa Elcamp z Krakowa. No cóż, w szkole oficerskiej uczono mnie raczej jak niszczyć (wroga - nie kampery), niż montować wyrafinowane urządzenia elektroniczne, czy nawet elektryczne. Dlatego doceniamy pomoc serwisu Elcamp.
Grupa Elcamp

      Teraz już do rzeczy, co i dlaczego polubiliśmy wyposażenie oferowane przez firmę Dometic.


       

        Zacznijmy od klimatyzatora dachowego. Od dwóch lat korzystamy z modelu FreshJet 2200. Przeznaczony on jest do pojazdów o długości do 7 metrów. Przez okres użytkowania najbardziej przemówiły do nas: możliwość korzystania z klimatyzacji w czasie jazdy kampera. Tu nieodzownym jest dedykowany Dometic DC Kit. Inwerter 12V -> 230V. Przyznam się, że korzystaliśmy z niego również w czasie postoju, gdy Teresa przygotowywała obiad, na nasłonecznionym placu, w letnie popołudnie, w miejscowości Szali (Czeczenia). Silnik kampera pracował na wolnych obrotach. Dało się żyć! 

Drugim atutem jest miłe dla oka oświetlenie wnętrza kampera, a gdy już wrócimy z wyjazdu i pozostawimy swój mobilny dom, na zimowe miesiące, gdzieś pod przysłowiową chmurką, to docenimy opcje "zimowania", gdy klimatyzator utrzymuje wewnątrz kampera (przyczepy) temperaturę 7 do 10 stopni. O normalnym ogrzewaniu wnętrza nie będę wspominał, bo taką możliwość mają wszystkie współczesne systemy klimatyzacji. Te domowe również.

Nasz klimatyzator

Zestaw Dometic DC Kit DSP-T 12

          

          Tak wygląda, wspomniany powyżej Dometic DC Kit

          Bez tego urządzenia, klimatyzatory powinni kupować użytkownicy preferujący karawaning stacjonarny, z dostępem do gniazdka 230V. Inaczej wożenie na dachu, czy gdzieś pod siedzeniem, klimatyzatora traci sens. Nie jest to tania zabawka, ale alternatywy nie mamy.



        Trzypalnikowa płyta gazowa ze szklaną pokrywą dOMETIC pI8063M.                       

      Lśni teraz nowością i zapewne posłuży kolejne 20 lat? To chyba jedyna rzecz, której wymianę możemy zaryzykować sami.

Płyta gazowa




Pieczeń z piekarnika.


 Piekarnik gazowy DOMETIC OG 3000.

        Choć "stary" jeszcze zipał, to dopiero nowy model pokazał co potrafi. Temperatura od 130 do 240 stopni, Funkcja grillowania, a co najważniejsze? Obrotowa taca. To najbardziej przypadło do gustu Teresie. Skończyło się ręczne obracanie potrawy. 
Teraz jest ok. Pizza? Ciasto? Nie ma problemu.😀
 

CRX140

         

          Duża lodówka marzyła nam się od dawna. Zabierane na wyjazdy świąteczne półprodukty zajmują sporo miejsca. Dodatkowo, jako pies na mączne dania, chętnie coś na drogę zabieram. 
Więc pomierzyłem, obliczyłem, przeanalizowałem i wyszło mi, że Dometic Coolmatic CRX 140 spełni nasze oczekiwania i jakoś "wejdzie" na miejsce poprzedniej lodówki. 
     To jakoś wejdzie - odbiło się czkawką. Z naszej winy. Praw fizyki nie oszukamy i jeśli w instrukcji montażu lodówki kompresorowej (na prąd) jest napisane, że trzeba pozostawić 5 cm wolnej przestrzeni nad lodówką - to trzeba. Bez dyskusji.            W przeciwnym wypadku gorące powietrze będzie nam ogrzewało obudowę.             
Największy plus naszej lodówki? Olbrzymia pojemność, 135 litrów. To prawie tyle, ile mają lodówki dwudrzwiowe.  
Lodówka CRX 140

        

Okap Dometic z dwoma filtrami.
          Jeśli ktoś gotuje w swoim kamperze (czy też przyczepie) tylko wodę na herbatę, to może sobie ten fragment opuścić. Jeśli jednak korzystamy z kuchni, na normalnych, domowych zasadach, to dobrze trafiliśmy, gdyż okap kuchenny Dometic CK 2000 to wydajne i oszczędne urządzenie w mobilnej kuchni.                  

Do tej pory korzystaliśmy z okapu wyciągowego.                      

Teraz wybraliśmy, trochę z ciekawości, jedyny na świecie okap z recyrkulacją, czyli nie wymagający wyrzutu powietrza na zewnątrz. Niski pobór mocy, dobre oświetlenie i filtr z węgla aktywowanego - spełniają nasze oczekiwania.

Okap z cyrkulacją.

       

To zabieramy w drogę
         Na koniec chciał bym wspomnieć o środkach chemicznych, z których korzystamy w czasie naszych podróży. 
      W tym temacie Dometic oferuje kompletną linię innowacyjnych produktów do zachowania czystości urządzeń sanitarnych i wnętrza kampera. Nie zabieramy ze sobą wszystkich środków, bo jest ich co najmniej kilkanaście rodzajów.
My najwyżej cenimy sobie:

    * tabletki do zbiorników toalet Powercare Tabs
    * płyn do czyszczenia stali nierdzewnej Stainless           Stell Cleaner
    * środek do czyszczenia okien akrylowych Acrylic Glass Cleaner (UWAGA! Czym czyścicie okna?         (łatwo tu o nieodwracalne zmatowienie!)
 
          Z innych środków chemicznych Dometica korzystamy już po powrotach z wojaży - czyszczenie grilla, lodówki, plastików, markizy.


Podsumowanie. 
        Gdyby komuś się chciało, może odszukać nazwy podmiotów wszelakich, które w ostatnich 10 latach przekazywały nam do testów różne swoje produkty. Z niektórymi rozstaliśmy się po jednym sezonie, gdyż oferowane nam rzeczy nie spełniały naszych oczekiwań. 
Dlatego często o nich nie wspominaliśmy, a ślad pozostał tylko na archiwalnych zdjęciach reklam na kamperze.
        Tymczasem (naszym zdaniem)      jest        







 


Kamperem przez świat. Irak 2021

             Matko Boska! Krzyknąłem, gdy zobaczyłem swoje zaległości w prowadzeniu PPP (praktycznych porad podróżników) na naszym blogu. Gd...