czwartek, 23 maja 2019

Azja 2018 - co polecamy 2.

        Kolejna porcja rzeczy i wyposażenia kampera, z których korzystaliśmy, w czasie naszego wyjazdu w kierunku Azji, w 2018 roku.

Co nam przypasowało, a co było błędną decyzją?

1. Na pierwszy rzut idzie krakowski ELCAMP i ich podpowiedzi, w temacie wyposażenia kampera.
Przed wyjazdem, namówili nas na okno dachowe Fiamma Turbo Vent. Dzięki Wojtek! Okazało się bardzo przydatne. Mieliśmy znacznie większy komfort. W ciągu dnia, jak i w nocy. Dwukierunkowy ruch powietrza. Cicha praca, na najwolniejszych obrotach. Są różne wersje tego wywiecznika: z ręcznymi wyłącznikami, na sensorach (to nasza) i sterowana pilotem, z czujnikiem deszczu, który automatycznie zamyka pokrywę dachową. Okno mamy zamontowane nad łóżkiem i korzystaliśmy z jego dobrodziejstwa również w czasie snu.
        Jeśli już wspominam o montażu, to mogę się pozytywnie wypowiedzieć o pracy serwisu w Elcampie. Przed wyjazdem wymienili nam dwa okna. Dachowe i boczne. Wszystko wytrzymało mongolskie bezdroża. 
Nakładka na podłogę też spełnia swoją rolę. Choć to chyba mój awangardowy pomysł, aby na podłogę położyć dodatkowe panele. Poradzili sobie, poprzycinali (stolarza mają w załodze?) i jest ok.

2. Fotografia w podróży. Tym razem otrzymaliśmy do testów aparat Lumix GH4 marki Panasonic.
To już nasze kolejne podejście do dużych aparatów, dużych firm. Chcieliśmy spróbować coś nowego w podróży. 
Od lat korzystamy, z leciwego już Olympusa i mamy do niego kilka obiektywów. Dlatego naturalnym było skierowanie się do Panasonica, który korzysta z takiego samego systemu mocowania obiektywów, tak zwane Micro 4/3. Moje wnioski są zaiste niefotograficzne (!). Lumix robi dobre zdjęcia, kręci dobre filmy (choć gorsze od kamer video, ale to problem wszystkich aparatów fotograficznych), ale do wykorzystania w podróży nadaje się niestety średnio.
Jego ciężar i rozmiary, znacząco utrudniają zabieranie na całodniowe szwędanie się po okolicy, czy też jazdę rowerem.
Drugi minus, to brak modułu GPS w aparacie. Zapewne podniosło by to cenę korpusu o dobre trzy dolary, ale ........ dało znaczący komfort w czasie podróży. Moje argumenty, w czasie rozmów z różnymi "fabrycznymi" fotografami, trafiają od lat w próżnię. Różni ambasadorzy marek, mistrzowie fotografii podróżnych, uważają GPS jako zbyteczny dodatek. 
        Zapewne mają rację, gdy jadą na tydzień, w daleką podróż na Kamczatkę, czy inną Grenlandię. Wtedy doskonale pamiętają, gdzie wykonywali swoje zdjęcia.
        Gdy jesteśmy w drodze, przez kilka miesięcy i jedziemy przez kilka krajów, to co najmniej połowa zdjęć pozostaje bez dokładnego opisu. Nie pomagają tu żadne "czary mary", z dodawaniem geotagów, czyli koordynat miejsca wykonani zdjęcia, uzyskiwanych "po czasie" z jakiejś aplikacji smartfona. 
Bo, albo zapomnimy włączyć aplikacji, a zdjęcie trzeba strzelić szybko, albo złapiemy złe koordynaty czasowe, albo apka zeżre nam baterię.
        Wiem, wiem. Jestem wymagający. Zapewne większości wystarczy opis zdjęcia: "dom w Maroku" i będzie zadowolony.
Czas na wnioski.
        Osobiście rezygnujemy z zabierania w drogę dużych lustrzanek, czy bezlusterkowców, na rzecz fotografowania i filmowania (z gimbalem) naszymi podstarzałymi smartfonami. 
Jakość na socjal media będzie wystarczająca. Do zrobienia czegoś na ścianę (duży format) zabierzemy Olympusa E-P5.

        3.  W tym punkcie mamy jasność. Przed ponad rokiem znalazłem nieopodal Krakowa, dużą hurtownię części do busów, czyli ..... do kamperów też. Mieli wszystko, czego potrzebowałem. Do tego, w dobrych cenach. Przed wyjazdem dokonałem wymiany wszystkich wymaganych płynów i filtrów. 
Tak nawiasem mówiąc, to nasz kamper dostaje wszystko, co mu się należy. Może dlatego, od wielu lat odpłaca się nam samym dobrym, a spędziliśmy już razem 150 tysięcy kilometrów. O wcześniejszych kilometrach nie wspomnę.
Wracając do wcześniejszego Celkaru, a obecnie, po zmianie nazwy, Firmy VanKing.
Na drogę zapakowaliśmy i zabraliśmy ze sobą, jeszcze sporo rzeczy eksploatacyjnych, a nawet zapasowy rozrusznik.
Wszystko było w dobrej jakości i dobrych cenach.
Więc dlaczego nie? 
W tym roku bardziej kompleksowo podeszliśmy do sprawności kampera.
Ale o tym, w innym temacie. Teraz dokonujemy samooceny 2018 roku.

4. Sprawy żywotne zaczynamy od energii elektrycznej. Bez niej nie ma w kamperze światła, ciepła, wody, zasilania - nie ma NIC. 
       
        Tymczasem drugi sezon w drodze, spędziły z nami akumulatory Gel ES 1300 (2 x 120Ah plus jakaś seteczka pod fotelem kierowcy) marki EXIDE Technologies Poznań. Samej marce jesteśmy wierni od kilku lat. Ich akumulatory, nigdy nas jeszcze nie zawiodły. Ani te pokładowe, ani rozruchowy. Nasze wcześniejsze przygody z prądem, w przyczepie, a potem w kamperze, opisywaliśmy przed laty.
Ta radość, związana z brakiem prądowych problemów w drodze, obwarowana jest jednak kilkoma uwagami - dbałość eksploatacyjna, właściwe połączenia, właściwe doładowywanie itp. Takie kompedium wiedzy karawaningowca - elektryka, popełnimy jeszcze w tym roku. Sami, na podstawie naszych praktycznych doświadczeń.
Tymczasem, jakże ważnym dodatkiem do najlepszych nawet akumulatorów, musi być instalacja solarna (fotowoltaika), czyli panele słoneczne na dachu przyczepy albo kampera, które doładowują nasze "magazyny prądowe".  
        Do naszej azjatyckiej wycieczki, przygotowywał nas ECO System z Międzyrzecza Górnego k/Bielska. Wprawdzie specjalizują się Oni w dużych projektach fotowoltaicznych, ale jak trzeba, to i kampera okleją.
Napisałem okleją, gdyż zastosowaliśmy u nas cienkie i lekkie panele słoneczne. Od roku wszystko pięknie działa, nic nie odpada, czyli dobrze wykonana robota. 
Nasze długie rozmowy i konsultację z właścicielem Pawłem, były dla nas bardzo inspirujące technicznie.
Trzeci element naszej prądowej układanki, to inwerter DSP 1512, czyli mówiąc popularnie przetwornica, która z prądy stałego o napięciu 12V "zrobi" nam prąd o napięciu 230V i charakterystyce pełnej sinusoidy. Inwerter przekazała nam firma DOMETIC, która bardzo nas wspiera, w naszych emerytalnych podróżach.
Tymczasem, czego to myśmy wcześniej nie mieli?
Z jakich przetwornic nie korzystali? Były takie różne, fajne, bo tanie. Dzięki nim straciłem i ładowarkę indukcyjną szczoteczek do zębów i zasilacz laptopa. Teraz wszystkie problemy odpadły.
DSP 1512 jest łatwy w montażu, wentylator, o ile się włączy, to jest cichy, a 1500 wat mocy, zadowoli nawet właścicielkę suszarki do włosów. Muszę jeszcze dodać, że inwerter znosił bez problemu ośmiogodzinne ładowanie akumulatora do roweru elektrycznego. Już nie rozstaniemy się, w czasie naszych wyjazdach, z przetwornicami Dometica.

5. Sprawy lżejszej wagi, ale żadna podróż bez nich się nie obejdzie. Media i wydawnictwa.
 
       W tej materii mamy różne doświadczenia i odczucia. Na nasz wniosek, patronatem medialny objęło nas Radio Kraków. Podpisana umowa, wyłączność, kontakt z redakcją sportową itp. To na początek. Wydawało nam się, naiwnie jak się okazało, że radio będzie dobrym nośnikiem, do propagowania ciekawego trybu życia dla emerytów, że są oni naturalnym słuchaczem tej rozgłośni, że fajnie będzie pokazać iż jacyś tam mieszkańcy Nowej Huty włóczą się od lat po świecie.
Nic bardziej błędnego. Zero kontaktu przed naszym wyjazdem, w trakcie i po powrocie z Azji. Nie odpowiadają na maile, zero kontaktu telefonicznego, zero zainteresowania.
Wybaczcie, ale nas już nie kręci, jeden czy drugi pustak, czyli pusty sponsor.

Tymczasem dwa wydawnictwa z nami współpracują i jesteśmy z tego dumni.

        Wydawnictwo Bernardinum oraz Wydawnictwo Bezdroża. Z naszego punktu widzenia oba się uzupełniają. Bernardinum wydaje sporo dobrych książek podróżniczych, które przyjemnie wziąć do ręki. Ja poświęcałem im codziennie trochę czasu, jako książki do poduszki.

            Natomiast Bezdroża szybko wydaje przewodniki rodzimych autorów. Szybko, to znaczy z aktualnymi informacjami, na których można polegać. Niestety, swoim zasięgiem nie obejmują wszystkich krajów, ale to wynika raczej z braku autorów. My korzystaliśmy, w czasie ostatniego wyjazdu,  z dwóch pozycji: Trasy Transsyberyjskiej i Azji Środkowej. Codziennie wieczorem, w czasie planowania kolejnego dnia: przewodnik, mapa i internet.

niedziela, 12 maja 2019

Azja 2018 - co polecamy 1.

        Jeszcze nie zakończyłem omówienia naszej trasy po Azji Centralnej, a tu już zaczynamy kolejną wycieczkę. Więc wszystko na raz. Byle nie pogrążyć się w zaległościach na blogu.
        Dzisiaj podzielę się spostrzeżeniami o kilku rzeczach, które zabraliśmy w drogę.
Przypomnę tylko, że nie jest moim zamiarem dokonywać porównań i stanowić jakieś rankingi, w poszczególnych kategoriach.
Nie. Ot, po prostu coś zagościło w mojej głowie, coś zabraliśmy w drogę, co miało nam ułatwić wędrówkę, a podróż sprawić przyjemniejszą.

Co nam przypasowało, a co było błędną decyzją?

1. Zacznę od rzeczy, z której korzystamy już od 8 lat! W roku 2011 nowością było jeszcze zawieszenie pneumatyczne tylnej osi kampera. Skorzystaliśmy z oferty warszawskiej firmy
INTRAK i nie żałujemy tego.
        Osobiście nie wierzyłem, że te gumowe miechy, tak długo wytrzymają. Tyle lat i 130 tysięcy przejechanych kilometrów. Ostatnie dwa lata, to były wymagające trasy po Afryce Zachodniej i do Mongolii. Oceniam, że przejechaliśmy kamperem, kilka tysięcy kilometrów po bezdrożach. Niewiele mniej kilometrów, to były trasy po nie najlepszych drogach: kilkakrotnie na Ukrainie, po Albanii, Tunezji, Mauretanii czy też Gruzji.
        Pamiętam nasze 2-3 podskoki, gdy wjechaliśmy niespodziewanie na jakieś wybrzuszenia w drodze, kamper wykonał podskok, a w środku pojazdu była nie zła demolka.
Biorąc pod uwagę nasze trasy, wiodące w odległe krańce Afryki, czy też Azji, zaopatrzyłem się w jeden zapasowy miech gumowy, trochę przewodów powietrznych i jakieś złączki. Wszystko to wożę ze sobą niewykorzystane.
        W przeciągu tych ośmiu lat, podjechałem dwukrotnie na przegląd zawieszenia do INTRAK'u. Wszystko jest w dobrym stanie.
        Trzeba jeszcze pamiętać, że nasze kampery, a przynajmniej mój, jest zawsze trochę przeładowany. Tak to bywa w czasie półrocznych wycieczek. Nie zaszkodziło to zawieszeniu pneumatycznemu.
Czy mogę coś powiedzieć o poprawie komfortu jazdy? Nie podejmuje się, gdyż zapomniałem już, jak prowadzi się pojazd bez poduszek powietrznych.
Mogę za to napisać, że poduszki ciągle pomagają nam przy poziomowaniu kampera na noc. Wypuszczając powietrze z jednej strony i dopompowując z drugiej, jestem w stanie uzyskać różnicę poziomu do 15 centymetrów. W większości to wystarcza do komfortu spania i nie trzeba nogą zgarniać wodę w brodziku, po kąpieli.

2. Rower elektryczny. W podróży do Mongolii korzystałem, z dość wypasionego modelu X5 firmy ECObike. W drodze widziałem wielokrotnie takie elektryczne pojazdy, na których poruszali się karawaningowcy. Więc może i mnie to ułatwi wędrówkę?
Tym bardziej, że z roweru korzystam prawie codziennie, a pokonanie trasy kilkadziesiąt, czy ponad 100 kilometrów, nie robi na mnie specjalnego wrażenia.
W przeciągu blisko roku, przejechałem na e-rowerze prawie 2 tysiące kilometrów i doszedłem do wniosku, że to nie dla mnie! Że w czasie podróży rower elektryczny jest mało przydatny. Tak na 100 procent, przydał się jedynie 3 razy:
- na poligonie atomowym w Semipałatyńsku (aby nie wdychać kurzu),
- w czasie jazdy w Kirgistanie, na wysokości ponad 4 000 metrów (zadyszka)
- w czasie jazdy po piaskach pustyni Gobi (zwykły rower musiał bym pchać przez kilka kilometrów)
Minusy to:
- znaczny ciężar, z wyposażeniem dodatkowym, to prawie 30 kilogramów,
- praktyczny zasięg, na powiększonym akumulatorze, to około 60 km (nie 110 km)
- ładowarka ma moc 50 wat, a czas ładowania to około 8 godzin. Trzeba mieć nie złą elektrownię.
- silnik elektryczny przegrzewa się często, w czasie jazdy pod górę i wyłącza się.
Wnioski: rowery elektryczne przeznaczone są głównie dla seniorów i osób z przewlekłymi chorobami. Mają też zastosowanie w miastach, w czasie dojazdów do pracy.
        W czasie podróży karawaningowych, e-rowery są raczej nieprzydatne.

3. Płyn do toalet firmy AGACHEM . Bez chemii toaletowej raczej nie można się obejść. Wprawdzie znamy "kaskaderów", którzy są innego zdania, ale my jesteśmy tradycjonalistami w tej materii.
         W czasie kilkunastu lat, gdy aktywnie uprawiamy karawaning, korzystaliśmy z trzech różnych środków chemicznych. Agachem jest czwartym i pozostaniemy przy nim dłużej.
     Po prostu spełnia nasze oczekiwania.
Poprzednio, stosowane środki różnych producentów, niekoniecznie nam pasowały.

Plusy Mobile Toilet to:
- mocny koncentrat, nie trzeba wlewać podwójnej porcji
- miły zapach utrzymuje się nawet 5 dni
- spełnia dobrze swoją rolę rozpuszczalnika
- zachowuje swoje właściwości przy temperaturach od kilku, do prawie 30 stopni. Wyższych temperatur w Azji nie mieliśmy.
- dobry stosunek ceny do ilości i jakości

        Ten płyn możemy spokojnie polecić, do stosowania w czasie karawaningowych podróży.

        Inne rzeczy, z których korzystaliśmy w Azji, ocenimy oczywiście subiektywnie, mam nadzieję, w ciągu najbliższych dni.

        Tymczasem dziękujemy firmom, które przekazały nam do wykorzystania i oceny, powyższe produkty.

Kamperem przez świat. Irak 2021

             Matko Boska! Krzyknąłem, gdy zobaczyłem swoje zaległości w prowadzeniu PPP (praktycznych porad podróżników) na naszym blogu. Gd...