Najpierw
miejscowość Tomar i górujący nad
miastem zamek i klasztor Templariuszy. Pogoda normalna, czyli pada, kropi lub
na moment wyjdzie słońce. W takich oto okolicznościach przyrody zatrzymujemy
się na 3 dni, pod murami tajemniczego zamku. W nocy, jak akurat nie pada,
pohukują sobie sowy. Bezgłośnie (dla ludzi) latają nietoperze. Z miejsca gdzie
stoimy jest wspaniała panorama na miasto i okolicę.
Widać na
przykład Nossa Senhora da Conceicao z
połowy XVI wieku. Z daleka widać, że chyba „mało uczęszczany”. Tutaj należy się
mała uwaga. W Portugalii wszystkie (?) kościoły są własnością Państwa i są
udostępniane czasowo (msza lub inne uroczystości religijne) parafiom lub
związkom wyznaniowym. Dlatego, do wielu obiektów religijnych, wstęp jest
płatny, a część z nich jest stale zamknięta.
Nieco dalej
widać kaplicę Nossa Senhora da Piedade
z XVII wieku z jakże typowym podejściem do niej. Przypomniało nam to schody do
Bom Jesus. Ale deszcz nie nastraja do ich forsowania.
W dzień
ruszamy za zamkową bramę. Do klasztoru i jednocześnie zamku templariuszy. Tu
znowu musimy kilka słów historii (portugalskiej) wtrącić. W końcu już kilka
tygodni poznajemy ten kraj. Więc, jak pierwszy (samozwańczy) król Portugalii
wyzwalał swój przyszły kraj z rąk Maurów, to był trochę za słaby na taką
wojaczkę. Zaprosił więc do wspólnej walki, pod hasłem rekonkwisty, czyli
nawracania niewiernych na chrześcijaństwo, najbardziej wojownicze zakony. W tym
i templariuszy. Po każdej zwycięskiej bitwie (wiadomo, łupy wojenne) budowano
kościoły, klasztory, przyznawano zakonom ziemię. I było miło do roku 1312, w
którym to papież Klemens V rozwiązał ten bogaty i wpływowy zakon. Król
Portugalii nie mógł się nie liczyć ze zdaniem papieża. Zakon rozwiązał ale na
jego miejsce, powołał następnego dnia Zakon
Chrystusa, który odziedziczył całą własność i przywileje …… templariuszy. I
kto tu był najbardziej sprytny? Papież, król czy zakonnicy? No ale dzięki tej
operacji, dzisiaj mamy okazję zobaczyć, kawał historii. Zdjęcia „zewnętrzne”
pokazaliśmy na fejsie, teraz trochę fotek wnętrz.
Tak zwana
nowa zakrystia.
Refektarz, czyli jadalnia.
Późnym
popołudniem zjeżdżamy z zamku do miasta. Zostawiamy nasz dom na kółkach koło
siedziby sądu i ruszamy w miasto.
Na pierwszy
ogień poszedł stary, gotycki kościół Sao
Joao Baptista. To jeszcze nic, takich kościołów w Portugalii sporo. Jednak
w tym miejscu, co cztery lata, ma miejsce dziwne (nie znane w kościołach
katolickich) święto dos Tabuleiros.
Procesja
ubranych na biało dziewcząt, które niosą na głowie, wysokie tace z chlebem i
kwiatami. Oto jedno z takich nakryć głowy, o wysokości blisko 2 metry.
Potem szybka
wizyta w najstarszej (1430 rok) portugalskiej synagodze. Oj, nasłuchałem się
tutaj opinii na temat inkwizycji, przymusowym chrzczeniu Żydów lub ich
wysiedlaniu z Portugalii w wieku XV.
Obok starego
mostu Ponte Velha (XV wiek), idziemy
do muzeum zapałek.
Zbiór zapałek
z całego świata, mieszkańca Tomaru, po jego śmierci wystawia miasto. Jest to
największa kolekcja w Europie (prawie 50 tysięcy pudełek). Tylko ta nazwa jakaś
dziwaczna J : Muzeum Fosforu.
Chwilę
spędzamy w małej fabryczce azulejos. Choć nie tylko. Są tam też wykonywane na
naszych oczach, i ręcznie malowane, inne wyroby z gliny.
Późnym
wieczorem pędzimy do miasteczka Golega.
Centrum hodowli portugalskiego konia. Pierwsze dwa tygodnie listopada, to
spokojne miasteczko jest gospodarzem Feira
Nacional do Cavalo. Czyli setki miejscowych i przywiezionych koni. Kilka
tysięcy gości. Około 100 kamperów (w tym jeden z Francji i jeden z Polski J). Od rana do nocy zawody hippiczne
(mistrzostwa Portugalii), pokazy ujeżdżania na specjalnych obiektach, stukot
podków na ulicach miasteczka, bryczki, policja konna, markiz i kilka hrabianek
na koniach, wspaniałe stroje portugalskiej arystokracji. Można by tak wymieniać
i wymieniać.
Dla nas
piechurów, do niedawna latających co najwyżej na paralotni, otarcie się o świat
miłośników konia, był rzeczą absolutnie zjawiskową. I już nikt nam w kraju nie
wmówi, że koń nie zawsze potrzebuje podkowy, a w stajni musi być choć trochę
brudno. Z żalem opuszczamy to ciekawe miejsce, wywożąc ze sobą setki zdjęć i
sporo materiału video. No ale czeka nas teraz, prawdziwa i wielka miłość, a
właściwie, to jej romantyczne (?) zakończenie.
Największy w
Portugalii kościół Mosteiro de Santa
Maria w miejscowości Alcobaca.
Wraz z królem Alfonsem I, który „gonił” Maurów z północy na południe, szli
również cystersi. W 1147 roku król rozpoczął budowę dla nich tego olbrzymiego
kompleksu. Zakonników przybywało. Maksymalnie było ich 999. Msze święte
odprawiano przez całą dobę. Niestety kilku średniowiecznych kronikarzy opisuję
coraz bardziej hulaszcze życie miejscowych zakonników.
Na zdjęciu
drzwi kuchenne, przez które karmiono ubogich, tym co zostało na zakonnych
stołach.
Nawa główna
kościoła robi niesamowite wrażenie. To zdjęcie wykonałem w czasie niedzielnej
mszy świętej.
W nawach
bocznych, naprzeciw siebie, stoją dwa grobowce romantycznych kochanków. Po
prawej stronie ołtarza króla Piotra I.
Po stronie lewej królowej (?) Ines de
Castro. Oba wspaniałe groby zwrócone są do siebie w ten sposób, aby w dzień
zmartwychwstania, Piotr i Ines, mogli na siebie spojrzeć jako pierwsi. Ich
tragiczną historię poznaliśmy w Coimbrze.
W dużym
skrócie było to tak. Wiek XIV. Młody królewicz Piotr zmuszony jest poślubić
kastylijską księżniczkę. Wraz z nią, do Portugalii przyjeżdża dama dworu – Ines
de Castro. Młodzi zakochują się w sobie. Jednak ojciec młodego księcia, czyli
król, nakazuje odesłać Ines do
Hiszpanii. Gdy wkrótce umiera prawowita żona Piotra, ten sprowadza Ines i oboje
zamieszkują w Coimbrze. Jednak ich
szczęściem nie trwa długo. Trzej szlachcice, na rozkaz króla, z obawy o
powiązania polityczne, mordują Ines. Dwa
lata później umiera król, a tron obejmuje Piotr I. Demaskuje dwóch zabójców i
osobiście wyrywa im serca. Następnie nakazuje ekshumować zwłoki Ines, ubrać ją
w królewskie szaty i posadzić na tronie. Cały dwór był zmuszony oddać cześć
królowej (?) i całować jej dłonie.
Dalszą część
już znamy. Dwa grobowce w Alcobaca.
Może dla
poprawy humoru. Popatrzmy na piękne, w stylu manuelińskim obramowane, drzwi prowadzące
do zakrystii kościoła w Alcobaca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz