Granica - część
rosyjska. Nawet nie było tak źle. Dostajemy do wypełnienia karty emigracyjne.
Jedna część z danymi personalnymi zostaje na granicy. Druga część jest do
zwrotu, w czasie wyjazdu z Rosji. Drobne nieporozumienie z malczikiem (jak go
nazywała funkcjonariuszka ichniejszej SG). To taki zbieracz kadu. Ubrany w jakiś roboczy mundur polowy, staje w
drzwiach kampera i pyta: żubrówkę masz? Nie mam – odpowiadam niezgodnie z
prawdą. Ale wszyscy Polacy mają i nam dają. Ja nie mam, a dać Ci mogę folder –
jak podróżować po Krakowie. Ogląda folder, zwraca mi go i mówi – na pewno w
lodówce masz żubrówkę. Otwieram mu lodówkę – żubrówki niet. Tu też nie masz
żubrówki, pyta wskazując na szafkę z ubraniami? Otwieram mu – żubrówki brak.
Robi kwaśną minę i odchodzi. Koniec przygody ze strażnikiem. Podjeżdżamy do
budki celniczki. Bla, bla, bla i zużywamy trzy egzemplarze deklaracji celnej,
którą trzeba wypełnić. Bo, o ile karta emigracyjna jest po rosyjsko-angielsku,
to deklaracja celna tylko po rosyjsku. I na kilku ekonomicznych rubrykach
musieliśmy się zaciąć. Choć przyznać trzeba, że celniczka wykazywała dużo
dobrej woli i pomagała w zawiłościach biurokratycznych i wydawaniu kolejnych czystych blankietów do wypełnienia. Dostała za to foldery o
Małopolsce, aby się na służbie nie nudziła.
No i pojechali dalej. Najpierw przygraniczna
stacja benzynowa, tankowanie, ale czy można płacić kartami? Oczywiście.
Jedziemy full, daję kartę i pierwsze zdziwienie. Łączność z polskim bankiem
trwała krócej, niż w czasie płatności w Polsce!
Kierunek Psków i małe zaskoczenie w czasie zamykania przejazdu kolejowego.
Oprócz dzwonka, czerwonego światła, szlabanu – z jezdni wysuwają się dodatkowe
zapory. Ot, tam władza dba o obywatela. Nikt pod pociąg nie wjedzie. U nas?
Potem
pierwszy kontakt ze sklepem wielkopowierzchniowym w Pskowie. Jest wszystko, a
ceny trochę (czasami bardziej trochę) wyższe niż w Polsce. Pada deszcz,
ściemnia się i przegapiliśmy zjazd na parking, który wcześniej wygooglałem w
necie. Nieco dalej jakiś hotel. Przed nim parking, pytam o cenę – 150 rubli (15
zł). Parkujemy pomiędzy dwoma Porsche 911. Kto bogatemu zabroni?
Rano ochraniarz przynosi nam 30 litrowy kanister wody, a
my idziemy w miasto. Najpierw jakiś pomnik Lenina, informacja turystyczna
(dobrze wyposażona i obsługa gawarit po angielsku), a potem na kreml.
Ten
Wielki Kreml. Najlepiej
ufortyfikowane miasto na wschodzie Europy. Potężne mury i widoczne z odległości
nawet 30 kilometrów złote kopuły cerkwi. To pod tymi murami zjawiły się w XVI
wieku wojska Stefana Batorego. To na widok tych potężnych murów król
powiedział: a) o Jezu, b) o Boże, a według trzeciej wersji, która mówi o
Batorym, jako żołnierzu niejednego pola bitwy – musiało to zabrzmieć: o k ……. I
tej ostatniej wersji trzymał się będę. Poza tym między bajki należy włożyć
przesłanie Jana Matejki, zawarte w obrazie „Batory pod Pskowem”. Batory Pskowa
nie zdobył, a można dodać więcej. Wojska zaczęły mu się z lekka buntować, po
kilkunastu miesiącach mieszkania w namiotach, nieopodal miasta.
Tu miejsce
na kolejną historię. Otóż w Pskowie, kilka kilometrów od Kremla, położony jest Mirożskij monastyr. Założony w XII
wieku, stare zbiory biblioteczne mieści, szkołę pisania ikon itp. Ze wszech miar
warty zwiedzenia. Teraz będzie o tej historii. Gdy Batoremu nie wychodziło
zdobycie Pskowa, to zapewne, jako „cel zastępczy” wskazał ten ufortyfikowany
monastyr. Wiadomo, że nic tak nie wpływa dobrze na morale żołnierzy, jak jakieś
zwycięstwo. Rozpoczęto ostrzał z armat i dokonano nawet wyłomu w murach
obronnych. Miejsce to znane jest obecnie właśnie, jako „wyłom”. Ale co z tego? Obrońcy
umieścili w tym wyłomie ikonę Bogurodzicy, która odrzuciła agresorów i uniemożliwiła
zdobycie klasztoru. Jest więc Matka Jezusa przychylna, nam Polakom, czy też
nie? Sam już nie wiem!
Późnym
popołudniem jedziemy w kierunku Wielkiego Nowgorodu. Do celu zwyczajowo nie dojeżdżamy.
Zatrzymujemy się na nocleg w malutkiej wiosce Bor, jadąc wcześniej 100 kilometrów super drogą. W wiosce spotyka
nas to, co lubię najbardziej – wieczorne rozmowy z tubylcami. Powiem tylko, że
drogę, którą wcześniej jechaliśmy, budowała dwa lata wcześnie polska firma. No
cóż, nasze firmy budują drogi w Rosji, a Chińczycy u nas. Ja tej ekonomii nie
kumam! Idziemy spać.
Ciekawy przejaz kolejowy. |
Psków. Kopuły katedry Troickiej. |
Nasz SP w Pskowie. |
Wnętrze cerkwi Piotra i Pawła. |
Psków. Wejście do kremla. |
Psków. Kreml. Katedra Troicka. |
Wnętrze Katedry Troickiej. |
Psków. Mirożskij monastyr. |
Dieriewnia Bor. Nasz nocleg i miejsce tankowania wody za pomocą żurawia studziennego. Krystalicznie czysta woda, wprost do naszego zbiornika. |
Śledzę uważnie, robi się coraz ciekawiej. Uwaga na znaki stopu i podwójne ciągłe. Zwłaszcza te mocno wyblakłe. Ulubione miejsca do niespodziewanych kontroli milicyjnych. W razie wątpliwości popełnienia wykroczenia najlepiej wyciągnąć telefon i dzwonić do ambasady polskiej. Działa fantastycznie. Jest też wersja na "ja też jestem policjantem. nie nie mam legitymacji, nie wolno nam wywozić z kraju". Ostatecznie można na "nic nie rozumiem" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
PS Ostatnie zdjęcie szczególnie urokliwe.
Myślę, że będąc gościem, trzeba przestrzegać przepisy gospodarzy. Wymaga tego szacunek i problemów też nie ma. Nawet w Rosji, po 2000 km i 3 tygodniach jazdy. Ale na podsumowanie czas nadejdzie i będzie to zapewne zimny prysznic na rusofobów.
OdpowiedzUsuńPani Tereso ,Panie Andrzeju. Oczywiście, że trzeba przestrzegać przepisów. Czasem jednak można się pomylić. Np brak tablicy "koniec terenu zabudowanego", oznakowanie "zakaz wyprzedzania przez 2km", pominięcie znaku STOP itp. Rosja to wspaniały kraj, wymaga troszkę cierpliwości.
OdpowiedzUsuń