Poprzedni post dość niezapowiedzianie zakończyłem. Ale takie jest graniczne prawo, a dokładniej to zasady obowiązujące w czasie przekraczania granicy rosyjsko-ukraińskiej. Czyli najpierw wielogodzinne czekanie, a potem galopem do przodu, że człowiek nawet bloga nie może spokojnie zakończyć. Ale o tym będzie później. Teraz jesteśmy w Rosji i jedziemy z Miednoje, w kierunku miejscowości Uglich. Robimy to "na skróty", czyli Tver, a potem na Kashin. Droga III klasy, w porównaniu do tych, którymi się do tej pory poruszaliśmy. Ale generalnie da się żyć.
 |
Spotkanie z Wołgą. |
Czasami jezdnia gładka jak stół, czasami trochę garbata. Ale największe moje zdziwienie budzi i jednocześnie nie pozwala zrozumieć logiki rosyjskich urzędników, gdy przykładowo mamy 10 kilometrów dobrej drogi, potem 200 metrów dziur na jezdni, które trzeba omijać poboczem, a potem kolejne 15 kilometrów nowej nawierzchni. Z takimi przypadkami spotkaliśmy się już 2-3 razy. Gdzie tu sens? Ale o to nich się martwią Rosjanie.
Tymczasem jesteśmy 50-60 kilometrów za Tverem. Zaczyna się
szarówka. Trzeba gdzieś zanocować. Nasza sprawdzona metoda – skręcamy do
jakiejś wioski. Pierwsza nie – droga szybko zmienia się w dziurawy trakt. W
drugiej domy wyglądają na niezamieszkałe od lat. Trzecia to Pogorelcy. Jakiś sklepik czynny jeszcze
na skrzyżowaniu. Czyli są mieszkańcy.
 |
Ruiny cerkwi w Pogorelcy |
W oddali widzę ruiny cerkwi. Nawet dość
fotogeniczne. Może gdzieś w jej cieniu zanocujemy? Ale dojazdu brak.
Zatrzymujemy się obok jakiegoś domu. Podchodzę do bramki i wołam, aby zapytać,
czy nie będziemy tu intruzami? Podchodzi do bramki mężczyzna i odpowiada –
możecie zostać, ale najpierw chodźcie do mnie coś zjeść. Odpowiadam, że my mamy
wszystko, że tylko ……. Nie ma dyskusji – jesteście gośćmi i nie przyjmuje
odmów. Gospodarz ma na imię Władymir. Jego żona szybko coś przygotowuje do
zjedzenia. Sałatka, jajka, jakieś wędliny i sery. Szybko znajdujemy wspólne
tematy. Jest czas i na politykę i na historię. I na jeden, czy drugi kieliszek
czegoś mocniejszego też. Potem Władymir zaprasza na ………….. polowanie. Jest jeszcze
trochę widoczności na zewnątrz.
Polowanie nie będzie takie zwyczajne. Pojedziemy „wszędołazem” na bagna.
Na łosia. Bagna zaczynają się zaraz za zabudowaniami i ciągną przez 50
kilometrów! Wszędołaz, to monstrum na czterech niskociśnieniowych kołach. Każde
o szerokości blisko jednego metra. I to właśnie te koła sprawiają, że bestia
wjedzie wszędzie. Justa aż piszczy z radości. Teresa przezornie zostaje z
gospodynią „na stałym lądzie”.
 |
Moja broń na łosia i niedźwiedzia. |
Ja dostaje do ręki coś takiego, jak widać na
fotografii. Dobrze, że w swoim krótkim życiu byłem i trochę myśliwym i w wojsko
też się bawiłem. To sobie z obsługą poradzę. Władymir opowiada nam o
napotykanych roślinach, o łosiach, których jednak nie spotykamy. Oddalamy się
od wioski na wiele kilometrów. Żaden człowiek nie dojdzie pieszo w te rejony.
Gdyby tak to monstrum odmówiło posłuszeństwa? Hmmm. Zasięgu komórki od dawna
już nie ma. My nie wyjdziemy z pojazdu, bo zaraz nas bagno pochłonie. Nikt nas
nie znajdzie. Ale gdybyśmy w naszych podróżach rozważali tylko czarne scenariusze,
to zapewne do tej pory siedzielibyśmy w ciepłych bamboszach, przed telewizorem.
Taka wizja jest dla mnie bardziej przerażająca od oczekiwania na pomoc, gdzieś
na rosyjskich bagnach.
 |
Wszędołazem przez bagna. |
Nie mniej generalnie, to łosia nawet nie zobaczyliśmy.
To znaczy były dwa razy jakieś dalekie sylwetki widoczne, ale o strzale nie
mogło być mowy. No to jeszcze jedna próba. W ciemnościach zmieniamy łowisko.
Wracamy na stały ląd i w czasie jazdy przez leśne ostępy, będziemy próbowali
wypatrzyć w świetle naszych reflektorów, niedźwiedzia albo dziki. Po kilku
kilometrach rezygnujemy i z tego. Nic na siłę! Komenda „rozładuj broń” i
wracamy z bezkrwawych łowów do …….. zastawionego stołu. Dodam jeszcze, że w te
zabagnione rejony tverskiej oblasti (województwa twerskiego) przyjeżdżają
myśliwi z Europy, na tokowiska głuszców. Czy ktoś pamięta jeszcze takiego
ptaka? Rarytas!
Trochę dokładniej opisałem to nasze poszukiwanie noclegu
na trasie, aby pokazać, do jakich fantastycznych spotkań może dojść.
Przypadkowo, poznaliśmy miłych ludzi. Uczestniczyliśmy w polowaniu na bagnach.
W poszukiwaniu brunatnych niedźwiedzi. Wszystko z zaskoczenia. W tym dniu Justa
umyła się wcześniej, aby położyć się zaraz po zatrzymaniu na noc. Tymczasem
przeżyła wspaniałą przygodę, a uśmiech nawet w śnie nie znikał z jej twarzy do
samego rana. Bo tak właśnie wygląda podróżowanie kamperem.
Rano żegnamy się, wymieniamy między sobą trochę pamiątek
i ruszamy w dalszą drogę, aby w końcu wjechać na szlak wokół Moskwy. Szlak Złotym
Pierścieniem zwany.
Tak naprawdę, to do końca nie wiadomo, jaki jest szlak
tego „pierścienia”. Coraz więcej miast pretenduje do tego tytułu. Wiadomo.
Turyści = pieniądze. Sama nazwa została wymyślona w latach sześćdziesiątych,
aby uhonorować miasta położone na północny wschód od Moskwy. Miasta, które mają
duże znaczenie dla historii Rosji. Które powstały, gdy od XI wieku Kijów,
ówczesna stolica Rusi Kijowskiej, była coraz częściej najeżdżana przez dzikie
hordy z południa. Wtedy mieszkańcy przenosili się na północ i zakładali nowe
miasta – z Moskwą włącznie.
 |
Pierwsze międzynarodowe kontakty Justy. |
Koło południa zatrzymujemy się w miasteczku Kashin. Ma tu być przepiękna, stara
cerkiew nad rzeką. Cerkwi nie znaleźliśmy, ale za to udało się kupić w kiosku
fajny przewodnik po złotym pierścieniu. Wspominam o tym, gdyż Rosja cierpi na
brak aktualnych przewodników w języku polskim. Z Kashina jedziemy na Uglicz.
Tutaj wpadamy na minę. Nie na taką wojenną, ale na drogę, którą możemy jechać
na pierwszym biegu. Dziury i rozjechane pobocze. I tak przez 20-30 kilometrów.
 |
Cerkiew na kremlu w Uglichu. |
Uglich
(Uglicz). Miasto, które pretenduje do złotego pierścienia, i które naszym
zdaniem warto zobaczyć. Wszystko, co ciekawe znajduje się w centrum i tu warto
się zatrzymać. My staliśmy na oświetlonym skwerze N 57.52618 E 38.32090. Do dyspozycji mamy: dobrą
informację turystyczną, co w Rosji nie jest takie oczywiste! Niestety.
Natomiast tu pamiętam strzałki kierunkowskazów z napisami „informacja 116
metrów”, „kreml 340 metrów” itp. Jak już o kremlu wspomniałem, to w Ugliczu
jest to miejsce, które odegrało ważną rolę w dziejach Rosji. Kilka przecznic w
jedną, czy drugą stronę mamy dwa ciekawe monastyry. Młodzież nawiązała pierwsze
kontakty międzynarodowe, a ja bez trudu znalazłem kilka kałonek z wodą. Ceny biletów wstępu są dla nas atrakcyjne. Przykładowo za dwie wybrane ekspozycje muzealne na kremlu w Ugliczu zapłacimy 95 rubli. I tak
minął nam dzień, a następnego ranka pojechaliśmy w kierunku Rostova.

Jednak najpierw był krótki
postój N 57.25986 E 39.15224 w
miejscowości Borisoglebskiy.
Chciałem zobaczyć miejscowy monastyr, z którego zdobycia zrezygnowały polskie
wojska w XVII wieku. Mieli rację. Mury obronne jeszcze dzisiaj budzą szacunek.
Można było zostać ostrzelanym przez piechotę, poniżej otwory do polewania
wrzątkiem, albo inną smołą, a na dole murów, co 4-5 metrów otwory strzelnicze
dla armat. Więc nasi poszli na pobliski Rostov.
My też tam pojechaliśmy.
 |
Mury Borisoglebskiy. |
 |
W Borisoglebskiym moanstyrze. |
Najpierw trzeba było poszukać jakiegoś miejsca na
nocleg. Nie było to takie proste, bo mamy już swoje wymagania. Ma być
spokojnie, cicho, bezpiecznie i niedaleko do miejsc, które chcemy zwiedzać.
 |
Nasz SP w Rostovie. |
Stanęło więc na N 57.18257 E 39.41761.
Ciekawym miejscu nad jeziorem Nero.
Następnego dnia okazało się, że są jeszcze inne miejsca na postój kamperem: N
57.18525 E 39.41834, to raczej tylko na
krótki postój lub przy cerkwi Izydora
Błażiennowo N 57.18808 E 39.41949.
Szczególnie to ostatnie miejsce jest godne polecenia. Wszędzie blisko. Sam
Rostov? Teraz z perspektywy czasu mogę napisać, że w pierwszej trójce miast,
które zwiedzaliśmy w tym roku, mieści się na pewno. Sam kreml, jest zaraz po
moskiewskim Kremlu. Wspaniałe zabytki.
 |
Rostovski kreml. |
Kawał historii Rosji. Na każdym kroku
spotykamy się tu ze wspomnieniami z początku XVII wieku. O wojskach naszego
dzielnego Jana Piotra Sapiehy. Jego chorągwie mordowały wszystkich. W jednej
cerkwi zasiekano kilkaset osób, które tam się ukryły. Krew płynęła ulicami, a
przez wiele tygodni ludzkie zwłoki psy zjadały, gdyż nie było nikogo żywego,
kto mógłby pochować zabitych. Jak by tego było mało, to polscy żołnierze
pootwierali wszystkie grobowce miejscowych świętych i cudotwórców. Zrabowano
wszystkie kosztowności, a kości porozrzucano. Taką też mieliśmy historię, o
której w Polsce niechętnie się wspomina. O tym wszystkim dowiedziałem się
dopiero tu, w Rostovie. Od kilku osób, z kilku tablic umieszczonych na
zabytkach, które wspominają wielką smutę i jak to napisano: interwencję obcych
wojsk.
 |
Rostov. Cerkiew Izydora Błażennowo....... |
 |
.... oraz nasz SP obok niej (widok z dzwonnicy) |
Co ciekawe, nie spotkaliśmy się tu nigdzie z wrogością, gdy nasi
rozmówcy dowiadywali się, iż jesteśmy Polakami. To wszystko historia. Trzeba o
niej pamiętać, ale nie rozpamiętywać i nie udawać niewiniątek skrzywdzonych
przez wszystkich sąsiadów. Zmęczył nas ten Rostov zwiedzaniem. Atrakcji było
sporo. Wyjątkowo też upalne jest lato tego roku.
 |
Nie tylko kreml jest w Rostovie. |
Starczyło jeszcze sił na
zobaczenie, oddalonego o kilka kilometrów od centrum, monastyru świętego
Jakuba (foto po prawej). Na upartego można by i było zanocować pod jego murami. Przykładowe ceny
biletów: rostowski kreml 50, rostowski kreml – muzeum 100, dzwonnica 120,
My
jednak po trzech dniach pojechaliśmy do miasta Jaroslav. Prawie dojechaliśmy,
bo na dalekich przedmieściach w m.Dubki
jest delfinarium. Justa miała frajdę w czasie ponad godzinnego show. Chodziły
po jej nogach, chlapały na nią jakieś delfiny, foki i inne potwory morskie. Są
trzy lub 4 seanse dziennie, Wstęp 1000 rubli. Zakaz foto i video.
Jaroslav.
 |
Jaroslav. Pierwsza przymiarka do SP. To nie to. |
 |
Jaroslav. Spacer po parku Striełka. |
 |
Jaroslav. Wieże kremla nocą. |
 |
Jaroslav. Nasz SP w klubie jachtowym |
 |
Jaroslavski kreml. Wystawa prac dzieci. |
 |
Jaroslav. Walentyna Tierieszkowa. |
 |
Jaroslav. Zabytek UNESCO. |
To największe miasto Złotego
Kręgu. Najpierw zatrzymujemy się nad rzeką, obok murów kremla. N 57.620495 E 39.889002. Ale cicho to tu nie będzie. Biorę
więc rower i szukam czegoś lepszego. To, co kiedyś było kiedyś miejscem dla
autobusów – dzisiaj jest torem kartingowym. Ale po drugiej stronie rzeki jest
klub jachtowy. Stajemy i za ochronę płacimy 100 rubli. Zwiedzania było na jeden
cały dzień. No, w końcu UNESCO nie bierze byle czego pod swoje skrzydła. Ale i
inne rzeczy warte były spaceru. Park
Striełka, uliczki starego miasta, a mnie udało się nawet spotkać tablicę
pamiątkową na budynku, gdzie kiedyś mieścił się jarosławski aeroklub. W tym
aeroklubie w latach 1959-1961 uczyła się latać Walentyna Tierieszkowa. Mała
rzecz, a cieszy. Przykładowe ceny wstępu: kreml 30, dzwonnica na kremlu 150,

Potem Kostroma.
 |
Ipatiewski monastyr. |
Na nocleg wybraliśmy parking z dala od centrum, obok klasztoru Ipatiewskiego. N 57.77856
E 40.89538 To najcenniejszy zabytek tego miasta. Wieczorem pusto tam i
cicho. Dopiero rano obudziliśmy się w niezłym tłoku i gwarze. Ważne to miejsce
dla prawosławia, to i pielgrzymów nie brakuje. Po zwiedzeniu zabytków jedziemy
do centrum, a tam ………. , za Moskiewską
Bramą, nad brzegiem Wołgi, gdzie również można spokojnie zanocować N
57.76479 E 40.92135, wyprawę włoskich i
hiszpańskich kamperów z Versilia Camper
Club.
 |
Kostroma i Włosi. |
Gdy zobaczyli, że my sami podróżujemy po Rosji byli pełni podziwu i
skwitowali to po rosyjsku – gieroje. Potem pojechali w swoją stronę, a my po
krótkim spacerze, po kilku okolicznych uliczkach, pojechaliśmy dalej. Z tego
pobytu w Kostromie utkwiło mi jeszcze kilka rzeczy. Czystość na targu i w
sklepach spożywczych. Identyfikatory u osób sprzedających żywność. Wiesz co, od
kogo kupujesz. No i pomnik pewnego ruskiego chłopa, który przeszedł do historii,
a nawet przysłów rosyjskich. Wszystko za sprawą ………. polskich okupantów. W roku
1613 w Ipatiewskim Monastyrze mieszkał Michał Romanow. Przyszły car, wybrany
glosami bojarów, którzy chcieli zakończenia wielkiej
smuty (kryzysu państwa). Gdy dowiedzieli się o tym polscy żołnierze,
postanowili zgładzić cara-elekta. Jednak najpierw trzeba było dostać się do
monastyru. Groźbami i biciem zmuszono prostego chłopa Iwana Susanina, aby ten wskazał im drogę do klasztoru. Ten długo
kluczył po okolicznych bagnach, potopiło się wielu żołnierzy i koni, aż w końcu
Polacy zrozumieli, że są wodzeni za nos i zamordowali Susanina. Tym samym
wynosząc go na pomniki, jako wzór rosyjskiego patriotyzmu. A gdzie przysło
 |
Kostroma. Pomnik Susanina. |
wie?
Otóż obecnie, gdy domorosły przewodnik turystyczny prowadzi wycieczkę nie
wiadomo gdzie, mówi się o nim, że
udaje Susanina. W języku rosyjskim, nawet to jakoś się rymuje. Dla porządku dodam
jeszcze jedno miejsce, gdzie możemy zanocować w kamperze. Parking N
57.76198 E 40.92966. Dodam jeszcze, że
Kostroma jest najdalej na północ położonym miastem, jakie obecnie odwiedzamy i
są tu widoczne jakieś namiastki białych
nocy. Horyzont jest wyraźnie jasny i widać jak słońce przemieszcza się za
nim z zachodu na wschód.
 |
Kostroma. Wnętrze monastyru |
 |
Kostroma. Brama moskiewska. |
 |
Kostroma. Riady, czyli sklepy w halach. |
 |
Kostroma. Justa kupuje sobie knige z bukwami. |
Plos. Znane z twórczości
rosyjskich malarzy-pejzażystów. Głównie Isaaka Lewitana.
 |
Plos. Widok z Wołgi. |
Stajemy w strzeżonej
strefie obok prywatnej willi N 57.45774
E 41.53636. Cena 200 rubli za dobę z prądem i dostępem do wody)
Poznajemy jej właścicieli, a z Ilią zawieramy bliższą znajomość. Miło spędzamy
trzy dni. Na wodzie, na rowerze, w muzeach i na spacerach. Ten Plos ma coś w
sobie, co przyciąga w sezonie wiele osób. Do tego stopnia, że w weekendy, od
piątkowego wieczoru obowiązuje zakaz wjazdu samochodów do centrum, a wszystkie
pojazdy kierowane są na wielki parking N 57.45310 E 41.53153 (bezpłatny), gdzie też możemy
zanocować w kamperze.
 |
Plos. Nasz SP na Górze Lewitana. |
Na ostatnią noc wybraliśmy dla siebie inne, romantyczne
miejsce N 57.45674 E 41.52560. Na górze
Lewitana. Wśród zabytkowych krzyży, obok drewnianej cerkwi. Z pomnikiem malarza
i cudownym widokiem na Wołgę. Tylko dla tej jednej nocy warto było tu przyjechać.
No i zrobiliśmy kolejny mały krok, ku zrozumieniu rosyjskiej duszy. Ponieważ ostatnie dni mieliśmy dość intensywne, postanowiliśmy
kilka dni odpocząć, a przy okazji zobaczyć to dość ciekawe miejsce nad Wołgą.
Wspomnienia z wypoczynku w Plos.
 |
Spacer nabrzeżem Wołgi. |
 |
Popisy znajomych Rosjan. |
 |
Bokser i Justa. |
 |
Pomnik Lewitana nad Wołgą. |
 |
Rowerem, gdzieś po wioskach okolicznych. |
 |
Dom starego komucha. Jako atrakcja Plos. |
 |
Panorama Plos. |
 |
Ilia uczy się na czymś takim .... |
 |
.... bo na tym już umie. |
 |
Młody Ilia lepiej surfuje za motorówką. |
 |
Zaraz zaczynamy 230 koni pod maską. |
 |
Przy 112 km/h obcina obroty. |
 |
Miałem do dyspozycji 450 koni. To robi falę, na której można surfować. I po co Hawaje? |
 |
Wodne zabawy. |
 |
Nocna Wzgórzu Lewitana. |
 |
Nocne krzyże. |
Miasteczko Suzdal.
Miasteczko z zabytkami UNESCO, gdzie nakręcono dziesiątki rosyjskich filmów
historycznych. Kupujemy plan z zaznaczonymi zabytkami Jest ich prawie 100 !!! I
jak tu coś sensownego zaplanować?
 |
Suzdal i święto ogórca. |
Dodatkowo jest weekend i trafiliśmy na
doroczne święto ogórków. Bo ogórki prawdopodobnie tu dorodne i smaczne rosną.
Czyli mamy wokół tłumy ludzi. Co nam nie przeszkadza, bo dzięki temu poznajemy
miejscowe obyczaje. Jak Rosjanie bawią się i świętują. Wszędzie sprzedawane są
ogórki. Atrakcja goni atrakcję. Zatrzymujemy się na jedynym strzeżonym
parkingu, który wskazywany jest, jako miejsce dla kamperów. N 56.43230 E 40.44513. Trochę oddalony od kremla.
Najlepiej zapłacić w euro. Za dobę 5. Wodę można dotankować, ale przy głównej
ulicy są, co najmniej dwie czynne kałonki.
 |
Suzdal. Nasz SP za 5 EUR. |
Dopiero w czasie zwiedzania
trafiliśmy na jeszcze jedno ciekawe miejsce dla kamperów. Przy kąpielisku
rzecznym N 56.42562 E 40.43688. To
trochę bliżej centrum i free. Przy Pokrawskim
monastyrze też można spokojnie stać N 56.42852 E 40.43429. I tak nam dwa pełne dni minęły na
zwiedzanie muzeów, cerkwi, monastyrów. Warto było.
 |
Widok na Suzdal z dzwonnicy . |
 |
SP obok kąpieliska |
 |
Cerkiew Borysa i Gleba. |
 |
Nasz SP w Kideksza. |
 |
Wieczorowa kąpiel rzeczna. |
Jak już jesteśmy w Suzdal,
to nie sposób nie podjechać kilku kilometrów do wioski Kideksza. Tylko po to, aby zobaczyć perełkę architektoniczną.
Pięknie odrestaurowaną cerkiew Borysa i Gleba z XII wieku. Ekspozycja jest na
światowym poziomie. Pomieszczenie klimatyzowane, Odrestaurowane fragmenty
fresków z okresu budowy cerkwi. Kto będzie chciał, to sobie resztę doczyta. My
zostaliśmy tam na noc. Przy pomniku poległych N 56.42421 E 40.52654. Wieczorem, wspólnie z
miejscowymi, kąpiel w pobliskiej rzeczce. Nauka pływania przy silnym prądzie.
Bo to nie basen, czy inny aquapark. Rozmowy z mieszkankami sprzedającymi swoje
ogródkowe zbiory. Zakupy w wiejskim sklepiku. Szybko minął wieczór i poranek.
 |
Cerkiew na Nerli |
Rano krótki etap. Zjeżdżamy do Vladymira, a dokładniej,
to najpierw na jego przedmieścia, do Bogolubowa,
 |
Ścieżka do cerkwi |
gdzie usytuowana jest tak zwana cerkiew
na Nerli. N 56.19658 E 40.56246 Rówieśniczka cerkwi, którą zwiedzaliśmy
dnia poprzedniego. Ale usytuowana w miejscu, gdzie aparat fotograficzny sam
wciska się w ręce. Do cerkwi prowadzi urocza ścieżka, wśród łąk i rzeki Nerla.
Kampera można pozostawić na parking, przy stacji kolejowej, gdzie zatrzymują
się turystyczne autobusy N 56.19614 E
40.53509.
Potem Vladymir. Tu nie
możemy sobie poradzić ze znalezieniem sensownego miejsca na postój.
Zatrzymujemy się na kilka godzin w bocznej uliczce. Wszystko za sprawą braku
możliwości przejechania na przeciwległy pas ruchu, głównej ulicy miasta. Są tam
rokujące place postojowe, ale na nocleg nie polecam.
 |
Vladymir. Złota Brama. |
No cóż. Miasto
„pierścienia”, dwa zabytki UNESCO, to i utrudnienia spore. Do tego jest
poniedziałek. Więc WSZYSTKO zamknięte. Muzea, to rozumiem. Złota Brama i dwa
najważniejsze Sobory – tego już nie rozumiem. Jak można robić przerwy od
modlitwy? Niebo też jest nieczynne w poniedziałki? Może lepiej nie umierać w
ten dzień? Ale dopiero najlepsze przede mną. Jak już odnalazłem budynek
informacji turystycznej (na placu Sobornym), co jak wiadomo w Rosji jest rzeczą
nie często spotykaną, to okazało się, że biuro jest w poniedziałki nieczynne!
Moim zdaniem, w tym Włodzimierzu, to się nieźle w głowach poprzewracało.
 |
Vladymir. Sobór Zaśnięcia Bogurodzicy. |
Nie
łaska na rogatkach miasta umieścić tablicę, że w poniedziałki miasto dla
turystów zamknięte? Obszedłem się smakiem i obszedłem najważniejsze miejscówki spacerem,
podziwiając ich zewnętrzne powłoki. W tym wszystkim była jedna wisienka. Przez
przypadek znalazłem kościół katolicki (polski), jedyny w oblasti i do tego
otwarty i z możliwością porozmawiania po polsku z kościelnym (?), bo ksiądz to
nie był. Aby ostudzić zapędy misyjnego myślenia powiem, że na niedzielnych
mszach jest tutaj zaledwie kilka osób, a w czasie świąt Bożego Narodzenia nieco
więcej – czasami kilkadziesiąt. Późnym popołudniem zostawiamy zabytki
Włodzimierza i jedziemy na nocleg do Yurijew
Polsky.
 |
Yurijew Polsky. |
Samo miasteczko nie jest zapewne oddzielnym celem w podróży po
Rosji. Przynajmniej na razie, bo widać, że kilka zabytków kremla jest aktualnie
restaurowanych. Za to następnego dnia, oprócz krótkiego zwiedzania kremla,
mieliśmy niepowtarzalną okazję zobaczenia jak się żyje na rosyjskiej prowincji.
Powiem tak. Biednie, ale godnie. Nie ma żebractwa, nachalności. Są dziury w
jezdniach, są biedne zaułki. Widać bezrobocie tu spore. Jednak jest czysto. I o
tym powiem kilka słów. Rosja, którą do tej pory widzieliśmy, zaskoczyła nas
swoją schludnością. Znajdowaliśmy czasami w lasach sterty śmieci, ale w
większości były to odpadki z przed kilkudziesięciu lat. Często już pozarastane.
Tymczasem obecnie pobocza dróg są koszone na bieżąco.
 |
Yurijew Polsky. Kreml w "odbudowie". |
Nawet w miejscach, gdzie
nawierzchnie jezdni są w opłakanym stanie. Widzieliśmy wiele ekip, w składzie
dwie kosy spalinowe i jeden zbierający śmieci. Efekty widoczne są na każdym
kroku. Efekty miłe dla oka. Dla porządku dodam jeszcze, że nazwa miasteczka nie
ma nic wspólnego z Polską, tylko z polami. Na nocleg zatrzymaliśmy się na dużym,
oświetlonym parkingu N 56.49511 E 39.67825. Do zwiedzania kremla można
podjechać bliżej centrum, nabierając po drodze wody, z kałonki zlokalizowanej
obok placu targowego.
 |
Jezioro Pleszczewo |
Kolejny nasz cel, to Pereslavl-Zalesskiy
i tu doznajemy największej porażki. Kilkadziesiąt kilometrów drogi jest w
katastrofalnym stanie. W sumie stu kilometrowy odcinek pokonujemy w pięć
godzin! Inaczej się tego nie udało zaplanować, ale tak to bywa jak się korzysta
z dróg III kategorii, bo tak czas nas goni, a człowiek zobaczyć by chciał jak
najwięcej. W końcu docieramy do Pereslavia, i przez przypadek trafiamy nad jezioro Pleszczewo, gdzie miejsc do
postoju kamperem jest, jak to mówią starożytni Grecy – skolka ugodno. I już na
pierwszy rzut oka widać, ze 2-3 dni to w tym miasteczku wypada zostać. Dużo tu zabytków
i atrakcji wszelakich. O zabytkach każdy zainteresowany poczytać sobie sam
może. Ja napisze o innych atrakcjach. Najpierw nasze miejsce postawienia domu
na kółkach. Łąki nad jeziorem, jak by przygotowane dla karawaningowców. Prawie
jedynymi ich gospodarzami są turyści z namiotami. Głównie, chyba fani pływania
na deskach z latawcami. Są tu dostępne toytoy’e.
 |
Nasz SP |
My staliśmy N 56.77732 E 38.83549. Kilometr dalej jest zlokalizowany
„cud natury”, tak zwany Niebieski Kamień. Długo by o nim i jego historii
opowiadać. Od pradawnych czasów był miejscem kultu. Teraz też chyba ma coraz
więcej wyznawców. Za czasów chrześcijańskich był ukrywany i topiony. Nic z
tego. Zawsze pojawiał się na powierzchni ziemi. N 56.78417 E 38.82727. Do miejsca N 56.83259 E 38.72849 dojedziemy już gruntową drogą, ale
za to na miejscu jest zlokalizowane, znane od wieków, źródełko z cudowną wodą. W
miasteczku są oczywiście kałonki z wodą. Wszystkie wysokie na półtora metra.
Przykładowo N 56.74123 E 38.85375, lub N
56.73587 E 38.85163. Jak nie chcemy stać
nad jeziorem, a preferujemy miejskie parkingi, to do naszej dyspozycji są
wszystkie miejscowe monastyry. Przed każdym sporo miejsca, na nocleg nawet.
 |
Fragment rakiety balistycznej R-29 |
Kolejne
interesujące miejsce, to muzeum poświęcone żeglarskim zainteresowaniom Piotra
Pierwszego. Cara uwielbianego przez Rosjan N 56.72387 E 38.77353. Wszedłem tam,
ale nie dla cara, ale dla pewnej ekspozycji ukrytej w lesie, na terenie tego
muzeum. Dokładnie w miejscu N 56.72345 E
38.77172. Jest tam umieszczonych kilka egzemplarzy broni używanej przez
marynarkę wojenną Rosji. No, w końcu Piotr I, to twórca morskiej potęgi tego
kraju. Na mnie największe wrażenie zrobił umieszczony tam jeden stopień balistycznej
rakiety typu R-29, wystrzeliwanej z atomowych okrętów podwodnych typu Kalmar. Wszystko można było zobaczyć i
dotknąć. Rzeczy, o których szeptem mówiło się przed laty, są teraz wystawione
niczym zabawki dla dużych chłopców. Duża frajda.
 |
Muzeum kolejek wąskotorowych. |
Jednak obok zainteresowania
militariami w muzealnym tylko wydaniu, jestem obecnie zatwardziałym pacyfistą,
więc chętnie popedałowałem wokół jeziora Plezczewo i dodatkowo, polnymi drogami
(innych tam nie ma) do Muzeum Kolejek Wąskotorowych N 56.80269 E 38.64751. Wcale nie żałuje tych nadłożonych
kilometrów. Było ciekawie. Po sąsiedzku jest jakiś skansen pojazdów
militarnych, których można poużywać na pobliskich bezdrożach. Jak już wspominam
o różnych małych, często nieujętych nawet w internecie prywatnych zbiorach, to
dopowiem, że w rejonie Muzeum Piotra I widziałem jeszcze muzeum radia i muzeum
gramofonów.
 |
Niemieccy kamperowcy w Rosji. |
Na koniec powiem jeszcze, ze przed jednym z monastyrów spotkałem
kilka niemieckich kamperów, bez zawartości ludzkiej, które były prowadzone
przez znaną mi z czasopism karawaningowych firmę HEKA. Za kilka dni okaże się,
że właścicielami i przewodnikami w jednej osobie jest małżeństwo rodowitych
Polaków. Przykładowe ceny biletów: kreml 50, Uspieński sobor 60,
 |
Pereslavl-Zalesskiy. Nikicki monaster. |
 |
Pereslavl-Zalesskiy. Kałonka. |
 |
Pereslavl-Zalesskiy. Sobór w monasterze Gorickim |
 |
Rowerowy szlak wokół jeziora. |
 |
Pereslavl-Zalesskiy. Reklama. |
 |
Pereslavl-Zalesskiy. Cudowne źródełko. |
 |
Niebieski kamień. |
 |
Ławra. |
Kolejny nasz etap, to kilkadziesiąt kilometrów bezpłatną
autostradą w stronę Moskwy i docieramy do miasteczka Sergiev Posad, gdzie znajduje się między innymi Ławra Troicko-Siergijewska. To
najważniejszy chyba ośrodek religijny w Rosji i cel pielgrzymek. Jest to
również zabytek klasy UNESCO. Znaleźliśmy tu, nie bez trudu, strzeżony parking
N 56.32550 E 38.13266, w cenie 150 rubli
za sutku.
 |
Nasz SP w Sergiev Posad. |
Tego rosyjskiego słowa też warto się nauczyć, a oznacza ono dobę. Na
zwiedzenie Ławry wystarczą 2-3 godziny. Pozostałe atrakcje miasta odpuszczamy
sobie. No może z wyjątkiem jednej. Zauważyłem, ze na placu przed Ławrą stoją
sobie, niedaleko od siebie, dwa pomniki. Jeden z nich to pomnik Sergiusza z
Radoneża. Założyciela Ławry, osoby świętej i najczęściej fotografowanej przez
turystów i pielgrzymów. Nieopodal stoi sobie samotny, opuszczony, choć wcale nie
zaniedbany pomnik …….. Lenina. Stoi i patrzy na Ławrę myśląc sobie, że jego
idee wcale nie zostały takie wieczne. Amen.
 |
Autostrada do Moskwy. |
Teraz miała być Moskwa, ale czytając to i owo, grzebiąc w
internecie (o jak dobrze sobie żyją ludzie, którzy nic nie czytają!) znalazłem,
na tych kilku ostatnich kilometrach, jeszcze kilka ciekawych punktów. Więc
nasza droga znowu się zakrzywia.
Najpierw Gwiezdne
Miasteczko. N 55.87191 E 38.10734
Tak nazywa się miejscowość, a w nim zlokalizowane jest centrum przygotowań
kosmonautów. Gratka niesamowita. Można zwiedzać w zorganizowanych grupach. Bierzemy
go „z marszu”. Stajemy na parkingu, przed wejściem zbiera się akurat
kilkunastoosobowa grupa turystów. Wartownik pyta przewodniczki, czy dopisze do
listy jeszcze 3 osoby. Ale jak dowiaduje się, że my z Polszy, a jak wiadomo
Polsza pod obecnymi władzami szykuje się do akcji odwetowych albo, co najmniej
jakiegoś kontruderzenia na Rosję, więc o wejściu możemy zapomnieć. Jeszcze coś
próbowałem napomnieć o naszym rodaku Hermaszewskim, który tu się uczył, ale to
wszystko na nic. Musimy zgłosić minimum miesiąc wcześniej chęć zwiedzenia
ośrodka, a uzyskanie zgody nie jest takie oczywiste, nawet dla Rosjan
rodowitych. Ośrodek ciągle pracuje i szkolą się w nim przyszli kosmonauci.

No, więc punkt kolejny. Kilkanaście kilometrów dalej
miejscowość Monino i Centralne
Muzeum Lotnicze Armii Rosyjskiej. Parking przed wejściem N 55.83120 E 38.18830. Możemy zanocować? Nie ma
problemu. Następnego dnia 5 godzin zwiedzania, tego jednego z największych na
świecie muzeum lotniczego. Dla niespełnionego pilota, to miód na serce. Dwie
zapełnione karty w aparacie i nawet Justa wytrzymała prawie w całości ten
maraton.
 |
SP przed wejściem do muzeum w Monino. |
Była zajęta czytaniem na głos, dla potrzeb naszego filmu amatorskiego,
tabliczek informacyjnych: co to za model samolotu, z którego roku, jak
uzbrojony itp. To taka nowa metoda nauki nastolatków żywego języka rosyjskiego.
No i efekt już prawie trzytygodniowej podróży po Rosji. Zna się te bukwy, mówi
Justa. To tyle w temacie Monino.
Jeszcze jedna generalna uwaga: do muzeów (za wyjątkiem
militarnych) i innych historycznych atrakcji na terenie Rosji, wstęp dla dzieci
do 16 roku życia jest BEZPŁATNY. Tak tu
się uczy historii i kultury swojego kraju. Generalnie dla studentów i
rosyjskich emerytów ceny biletów są o 50% niższe.