Znowu chciał ktoś coś ulepszyć i wyszło jak zawsze !
Wracamy więc na trasę.
Kolejny punkt naszej wycieczki, to miasto Meknes. Trochę rywalizujące w przeszłości z Fezem. Ma swój plac, podobny do Jemaa el-Fna w Marakeszu, tylko ............ prawie bez turystów.
Meknes posiada fajne muzeum Dar Jamaii. Mieści się ono w XIX wiecznej rezydencji wielkiego wezyra. I dzięki temu większe wrażenie na nas zrobiły wnętrza muzealne, niż eksponaty w nich umieszczone.
No może z wyjątkiem minbaru z XVII wieku. Jest to kazalnica z meczetu.
Potem biegamy trochę po medinie. Jak każde szanujące się miasto arabskie i Meknes ma medinę i to interesującą ! Patrząc oczywiście z naszego punktu widzenia 3 medin dopiero.
I znowu coś ciekawego zobaczyliśmy na stary mieście. Suk "niciarzy" (?) Jest to jedna uliczka, na której obok siebie mieści się kilkanaście sklepików tylko z nićmi. W każdym setki kolorowych szpulek, a na podwórkach kilka zakładów nawijających nici na szpulki. Jak im się to opłaca ?
Jeszcze jedna ciekawostka rodem z Meknes. To ten region od setek lat słynął z techniki zdobienia przedmiotów metalowych zwanej demaskinażem. Wygląda to z grubsza tak. Mamy jakiś przedmiot surowy z miekkiego metalu. Na nim wykonujemy rylcem rowki o grubości nitki. W rowkach tych umieszczamy srebrną nitkę, którą tam zaklepujemy. Proste?
Co jeszcze ciekawego jest w tym marokańskim mieście? Może trochę kontrastu? Za widocznym w tle murem jest biedna dzielnica mieszkaniowa, taka stara medina. Tymczasem po tej stronie - królewskie pole golfowe. Ale grają tam sami początkujący, bo piłeczka przeleciała kilka metrów ode mnie.
Po trzech dniach ruszamy bocznymi drogami, gdzieś pomiędzy Atlasem Średnim, a niziną Al-Gharb, w kierunku starożytnych ruin miasta Volubilis. Jedno nas uderzyło w czasie tej jazdy. Wydaje się, że żaden skrawek ziemi nie leży tu odłogiem.
Po drodze zobaczyliśmy malowniczy widok. Na dwóch wzgórzach zabudowania małego miasteczka Maulaj Idris. Rzut okiem do przewodnika i ...... trzeba tu na moment się zatrzymać. Dookoła kręci się sporo pielgrzymów, a to wszystko za sprawą grobowca jaki zlokalizowany jest w tym miasteczku. Grobowiec Irdisa I. Potomka proroka Mahometa.
Miałem ochotę zobaczyć go z bliska ale niestety. Niewiernym nie wolno przekraczać belki, za którą jest święty teren, tak zwany borm.
Dwa kilometry za miasteczkiem, zaczynają ruiny starożytnego miasta Volubilis. Noc można spędzić nei bliżej niż 500 metrów od jego granicy. Takie policyjne przepisy. My wybraliśmy miejsce w gaju oliwnym, obok kramów miejscowego kupca, mówiącego chyba we wszystkich językach świata.
Wieczorem mały spacer po ruinach, a następnego dnia przewodnik do ręki, do drugiej aparat foto, do trzeciej kamera i ruszamy w gruzowisko.
Dla mnie Volubilis to był ważny punkt w turystycznych planach. Kilka znalezionych tu, w czasie prowadzonych wykopalisk zabytków, oglądaliśmy wcześniej w muzeach. Przedmioty tu znalezione nie odbiegają kunsztem od wyrobów z czasów rzymskich, choć są od nich o setki lat starsze. Bo tak na prawdę, to Volubilis założono w okresie panowania królów mauretańskich! Czyli Maurowie, których śledem podążamy, tworzyli kiedyć całkiem potężną cywilizację.
Kolejne sto kilometrów przemierzamy niziną Al-Gharb, centrum rolnictwa marokańskiego.
Aby w końcu wylądować na kempingu La Chenaie w nadmorskiej miejscowości Kenitra.
Tu spędzamy Święta, poznajemy szalenie miłe małżeństwo Martę i Chakiba, zwiedzamy najbliższe okolicę miasta i zgłębiamy wiele marokańskich tajemnic.
Nawet tych, które są w kręgu zainteresowań polskich służb specjalnych. Ale o tym sza !!!
Marzenie mojego Małża... :) a patrząc na te zdjęcia robi się i moim.. genialne fotografie:)
OdpowiedzUsuń