NIGER (wymawiamy nidże)
Nowy kraj. Praktycznie nie mamy na jego temat aktualnych
informacji. Z wyjątkiem ostrzeżeń o zagrożeniach terrorystycznych. Stolica i
okolice są ok. Pozostałe 90% kraju? Lepiej nie myśleć. No i oczywiście o
perełce Afryki Zachodniej, Parku Narodowym W, też nie. To obecnie miejsce
ukrycia kryminalnych grup przestępczych. Czyli pole manewru mamy dość
ograniczone. Wjeżdżamy od strony Burkina Faso, a potem jazda na południowy wschód - do
Beninu.
Ale zacznę od początku. Wjeżdżamy do Nigru, o czym informuje nas powitalna
tablica i co? I nic! Jedziemy, jedziemy. Stop. Policja. N 12.74574 W 01.63662 Rzut oka na paszporty i życzą
miłej podróży. Jedziemy, jedziemy. Stop! Żandarmi N 12.79848 W 01.66672
Ustawiają nas w cieniu drzewa i
zapraszają do budynku. Paszporty, dowody rejestracyjne i prawa jazdy. Te nasze,
zwykłe wystarczają.
Wpisywanie jesteśmy do dwóch wielkich ksiąg. Miła atmosfera. Trochę mówią po angielsku. Na pytanie ilu turystów ………. UWAGA: od dwóch lat jesteśmy pierwszymi na tym punkcie, a to przecież główna droga łącząca stolice sąsiednich krajów! Droga. No właśnie. Jak opuściliśmy te makabryczne dziury w Burkina, to jak ręką odjął, droga zmieniła się nie do poznania. Przez wiele kilometrów nie rozpędzam kampera, bo w każdej chwili spodziewam się dziury. Tymczasem takowych brak. Co za ulga. Od żandarmów ruszamy dalej. Ciągle pytamy się, gdzie te służby graniczne? W końcu po kolejnych kilku kilometrach są. Celnicy i policja graniczna razem. N 12.81284 W 01.67304 Rzuca się w oczy tablica pamiątkowa, oprawiona w ramy niczym obraz na ścianie informująca, że obiekt ten został wybudowany w 2015 roku staraniem pana ministra komunikacji – tu podano imię i nazwisko. Cześć jego pamięci! Obiektu, nie ministra. Najpierw podchodzimy do okratowanych okienek, gdzie celnik z trudem i mozołem stara się wypełnić dokument
Laissez-Passer pour vehicules automobiles, jako cel podróży wpisuje
wizyta, a okres przebywania w Nigrze
jeden miesiąc. Potem wypisuje kwit kasowy na 6000 CFA, wpłacający Teresa i po uiszczeniu tej kwoty,
udajemy się do strażnika siedzącego pośrodku. Strażnik mundur ma nienaganny, a
na nogach służbowe (?) japonki. Ale obuwie, to specjalność wszystkich
tutejszych służb mundurowych. Gdyby przyszło atakować, albo uciekać przed
jakimś wrogiem, to zapewne paski od tych japonek by im pierwsze poodpadały!.
Ale to już ich problem. Potem nasze paszporty zanoszone są do budynku, a my
sami mamy czekać w kamperach. Po kilku minutach przychodzi dwóch celników i
zaczyna się kontrola. Jedno trzeba przyznać. Starszy, przed wejściem do kampera
zdejmował swoje półbuty i kontroli dokonywał w skarpetkach. Szczegółowej
kontroli. Szafki, łazienka, szuflady itp. Domyślam się, że uczył młodego jak
dokonywać tych czynności, ale młody dał plamę, bo mu się w służbowych butach sznurowadło
zapętliło i nie mógł zdjąć kamaszy, a jednocześnie nie chciał odłożyć karabinu,
który dzierżył na ramieniu. No, ale jakoś to poszło i pojechaliśmy dalej.
Po 40
kilometrach (równej drogi) STOP policjanty kontrolują paszporty N 13.07567 W 01.79127 i coś o KADU mówią. Tu się żarty
skończyły. Na początku rozmowy informuję z uśmiechem, że nie rozumiem ani po
francusku, ani po angielsku i jedynie ciut, ciut po polsku mówię. Wszystko
okraszone głębokim spojrzeniem w oczy i uśmiechem skromnej panienki. Skutkuje.
Jedziemy dalej. Daleko dalej. Ze 2
kilometry. Znak STOP SYNDYCAT. N 13.08642
W 01.79377 Co to za zjawisko ten „syndycat”? Samochody ciężarowe stoją
wszędzie, a do nas podchodzi jakichś trzech cywili i mówią coś po francusku. Ja
im na to, że nie kumam. Oni po swojemu, a ja swoje – nie kumam. Kolejny cywil
chcę nas do jakiegoś baraku skierować. Olewamy go i jedziemy za śladami do
wyjazdu, a tam sznurek. Z namiotu wychodzą jakieś mundurowe – do niczego nie
podobne, biorą paszporty i dowody rejestracyjne. Po chwili przynoszą i mówią,
co? Kadu, albo kado. Jakoś tak. Więc ja im swoją gadkę, oni machają rękami. Jedziemy
dalej. Kolejne 10 kilometrów. Tu policja znowu sprawdza nasze dokumenty już
wielokrotnie sprawdzone N 13.14768 W
01.81561 Sznurek opada, a za sznurkiem pan podchodzi i kasuje 400 CFA za jazdę
do stolicy. W sumie to niecałe 3 złote, a ponieważ droga jest ok, więc bez
szemrania płacimy. Ale to nic nie daje. Kolejne 10 kilometrów i STOP. Znowu
jakaś służba nas kontroluje. N 13.20638
W 01.85658 Znowu paszporty i chcą zaglądać do kamperów.
Wyrażamy w
języku polskim swoje niezadowolenie. To już 5 kontrola. Obok nas przejeżdżają
busy załadowane pasażerami, gdzie co drugi, a może i wszyscy to terroryści i
ich nikt nie kontroluje, a kampery z turystami, których widzą po raz pierwszy
od dwóch lat kontrolują na okrągło. Ta wypowiedź była okraszona gestami i
pokazywaniem rękami – że tam im jadą terroryści, a tu stoją turyści.
Mundurowy stał i nic nie robił, ale z budyneczku wyszedł jakiś kolejny mundurowy
i ten miał niestety dłuższą broń i polecił jednak otworzyć kampera. Z daleka
popatrzył do środka i pojechaliśmy szukać noclegu. Plany naszej ekipy, na dzień
dzisiejszy, że jak wyjedziemy o siódmej, to zrobimy sobie przerwę w południe, a
na wieczór dojedziemy do Niamey,
zwyczajowo wzięły w łeb.
Bo w podróży, to tak właśnie jest. Nie planuj, nie
obliczaj, nie sprężaj siebie i innych, ale po prostu …… podróżuj! Bez
południowej przerwy, bez osiągnięcia zaplanowanego celu, stanęliśmy za jednym z
masztów radiokomunikacyjnych, które w afrykańskich krajach mają całodobową
ochronę N 13.37940 W 01.95078. Skryci od
ulicy, zapytaliśmy dyplomatycznie o zgodę dziadzia-ochroniarza, a pytanie
podkreśliliśmy kilkoma drobiazgami w formie upominku. Problemów nie było. Od
kilku lat mamy swój styl. Kadu dajemy wtedy kiedy my chcemy, za coś, co uważamy
za ważne dla nas i osobom, które naszym zdaniem, na ten drobny gest zasłużyły.
Rano jedziemy do stolicy. To tylko dwadzieścia kilka kilometrów. Droga do końca
ma dobrą nawierzchnię. Już dawno nie mogliśmy pozwolić sobie na rozglądanie się
dookoła, zamiast wypatrywać pilnie dziur i mieszać biegami.
Przedmieścia Niamey
przypominają inne przedmieścia afrykańskich stolic, które do tej pory poznaliśmy.
Potem most Kennedy’ego, przejazd przez rzekę Niger i zatrzymujemy się przed Grand Hotelem. Niedaleko jest biuro
informacji turystycznej, przy okazji sprawdzimy możliwość zatrzymania się na
hotelowym parkingu. Idę do ONT (tutejsza informacja turystyczna) N
13.50657 E 02.11143, a tam konsternacja.
Jedna kobieta, potem, druga, patrzą na mnie jak na zjawę. Turysta? Tu? O jakieś
mapki pyta? Foldery? Wyszedłem, szybciej niż wszedłem. W międzyczasie okazało
się, że nie można parkować przed hotelem, ale należy wjechać do środka i
zaparkować za darmo na parkingu. Czyli: kontrola kamperów lusterkami do
szukania bomb zamocowanych do podwozia. Potem wyrywkowo jakaś skrytka
zlustrowana, pan otwiera pancerną bramę, Za bramą żołnierz lustruje wszystko.
Slalom pomiędzy szlabanami, lustracja ochroniarzy i stoimy. Jeszcze
ciekawostka. Idąc do hotelowej toalety, która jest na zewnątrz (!) budynku,
zostałem skontrolowany wykrywaczem metali (?). No tak, gdybym odpalił się w
takim miejscu, to niezłego smrodu bym narobił w okolicy!
Czas na muzeum
narodowe. N 13.51122 E 0210704. Jedyne w stolicy kraju. Wstęp 1500 CFA (dla
turystów). Potem przyczepia się jakiś przewodnik samozwańczy. Ostrzega, że nie
można fotografować. Tymczasem zaczynasz kombinować. Gdzie iść? Kasa żadnej mapki
nie daje, a tu spory teren i pawilony wystawiennicze i ZOO i park etnograficzny
i pracownie miejscowych artystów. Troszku zdenerwowany ląduje w Dyrekcji
Muzeum. Dość głośno wyrażam swoje niezadowolenie, że mam bilet, ale nie mam
informacji jak mam się poruszać, że nie interesują mnie małpy, ani przewodnicy,
że ….. itd. Dostaje wyjaśnienie, że mapa jest w gablocie, przed budynkiem
dyrekcji. Jakoś improwizuję, pozbywam się przewodnika. Obserwuję pracę
rzeźbiarzy i tkaczy. Przed godzinę zamknięcia południowego, (12-15) zwiedzam
połowę pawilonów. Generalnie – warto to zobaczyć.
Kilka zdjęć poniżej.
Po południu pojechaliśmy
dalej, pozostawiając bez zerknięcia i wielki meczet (można zwiedzić za 2000
CFA) i wielki rynek. Na nocleg stajemy blisko rezerwatu żyraf, w miejscowości Koure. Wcześniej, na N 13.43209
E 02.25482 pozostawiamy 400 CFA, jako opłatę drogową. Jak widać, to z
tymi miejscami noclegowymi w Afryce Zachodniej, nie ma specjalnie problemów.
Wybieramy sobie drogę w bok. Odjeżdżamy kilometr, stajemy osłonięci od drogi i
jak nas miejscowa ludność nie namierzy i nie zacznie składać wizyt, to mamy do
rana święty spokój. Z tymi żyrafami z Nigru, to jest tak. Kiedyś było ich
tysiące, a zostało około 50 sztuk. Poprzez założenie rezerwatu w Koure udało
się zwiększyć populację do 150 sztuk i jest to obecnie jedyna ostoja tego
gatunku w Afryce Zachodniej.
Do miasta Dosso
dojechaliśmy poprzez dwa checkpointy: pierwszy N 13.10584 E 0283838, a drugi N 13.08778 E 02.93005. W samym mieście zwiedziliśmy z
Teresą muzeum regionalne, które choć głowy nie urywa, to jak na afrykańskie
warunki jest ok. N 13.04299 E 03.19897
Wstęp free. Za foto 2000 CFA, za filmowanie 5000 CFA. Przewodnik i dyrektor w
jednej osobie (z plemienia Fuani) włada i angielskim i włoskim. Po kupieniu
kilku pamiątek, wieczorem kierunek
granica Benin.
Nocleg wypadł nam, tak z marszu na N 12.98573
E 03.19698. Kolejny dzień – koszmar! Jechaliśmy blisko 80 kilometrów
najgorszą drogą w życiu. Pierwszy bieg, 10 kilometrów na godzinę, potworny
kurz, dziury głębokości 20-30 cm. Wystarczy? Nie potrafię zrozumieć mentalności
tutejszych rządów. Trudno się dziwić, że ich często obalają. Jeden jaśniejszy
punkt w tym dniu (czwartek), to wielki targ zwierzyny w wiosce (nie pamiętam
niestety nazwy, a na mapie jej nie ma) N 12.38254 E 03.33871. Uczta dla aparatu i kamery.
Sami zobaczcie.
Nagle
też, od tej wioski, nawierzchniowa drogi zmieniła się na piękną trzypasmówkę
(?). Znowu pędzimy 70 km/h. Do czasu, a dokładniej zabrakło jakieś 6 kilometrów
do granicy z Beninem, na rzece Niger. Na tych ostatnich kilometrach
nawierzchnia zniknęła!
Nie ma. Zero. Czerwona ziemia-piasek. To jest jedyne przejście z Beninem. Pograniczna policja Nigru jest przed mostem. Mówią po angielsku i nawet pomagają wypełnić deklarację wyjazdową – po diabła ją wypełniać? Nikt z funkcjonariuszy nie pamięta, aby tędy przejeżdżali granicę zmotoryzowani turyści. Jesteśmy małą sensacją i ciekawostką. Celnicy nawet nie patrzą na nas. Deklaracji celnej też nie odebrali. Wjeżdżamy na most. Pod nami przepływa rzeka Niger.
Granica Nigru i .......... dalej nic. |
Kontrole, kontrole, kontrole. |
Wpisywanie jesteśmy do dwóch wielkich ksiąg. Miła atmosfera. Trochę mówią po angielsku. Na pytanie ilu turystów ………. UWAGA: od dwóch lat jesteśmy pierwszymi na tym punkcie, a to przecież główna droga łącząca stolice sąsiednich krajów! Droga. No właśnie. Jak opuściliśmy te makabryczne dziury w Burkina, to jak ręką odjął, droga zmieniła się nie do poznania. Przez wiele kilometrów nie rozpędzam kampera, bo w każdej chwili spodziewam się dziury. Tymczasem takowych brak. Co za ulga. Od żandarmów ruszamy dalej. Ciągle pytamy się, gdzie te służby graniczne? W końcu po kolejnych kilku kilometrach są. Celnicy i policja graniczna razem. N 12.81284 W 01.67304 Rzuca się w oczy tablica pamiątkowa, oprawiona w ramy niczym obraz na ścianie informująca, że obiekt ten został wybudowany w 2015 roku staraniem pana ministra komunikacji – tu podano imię i nazwisko. Cześć jego pamięci! Obiektu, nie ministra. Najpierw podchodzimy do okratowanych okienek, gdzie celnik z trudem i mozołem stara się wypełnić dokument
Dokument celny |
Studnie, jak w sąsiednich krajach. Ważne dla nas. |
Wioska Oulendyan,. Selfi z mieszkanką. |
Nocleg za masztem BTS |
Niamey, avenue de la Mairie, pomnik wojenny. |
Droga do muzeum narodowego. |
Kilka zdjęć poniżej.
Zbiory etnograficzne |
Muzealny tkacz przy pracy. |
Szkielet 11 metrowego krokodyla. |
Scenka uliczna z Nigru. |
Dyrektor i kustosz muzeum w Dosso. |
Nocleg w Nigrze. |
Sami zobaczcie.
80 kilometrów męczarni. |
W międzyczasie trzeba zatankować wodę. Codzienność. |
Gonga. Cotygodniowy targ. |
Gonga. Na targu nauczają kaznodzieje wszelakie. |
Gonga. Stoisko z czary-mary na wszystkie choroby. |
Gonga. Producent stolarki. Hamak, pozdrowienia!!! |
Gonga. Na targu kupimu jadalne drzewo pikudu kała. |
Cudowna zmiana oblicza drogi !!! |
Nie ma. Zero. Czerwona ziemia-piasek. To jest jedyne przejście z Beninem. Pograniczna policja Nigru jest przed mostem. Mówią po angielsku i nawet pomagają wypełnić deklarację wyjazdową – po diabła ją wypełniać? Nikt z funkcjonariuszy nie pamięta, aby tędy przejeżdżali granicę zmotoryzowani turyści. Jesteśmy małą sensacją i ciekawostką. Celnicy nawet nie patrzą na nas. Deklaracji celnej też nie odebrali. Wjeżdżamy na most. Pod nami przepływa rzeka Niger.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz