Trasa od Uralu do Mongolii.
Nasza trasa pomiędzy 26 maja, a 6 czerwca 2018 roku. |
Czy po przekroczeniu Uralu, a nawiasem mówiąc, to nawet nie odczuliśmy kiedy to nastąpiło, coś się zmienia w otoczeniu? Prawdę mówiąc, to trudno zauważyć różnicę. Wioski są do siebie podobne.
Zauralskie widoki |
Wioska Bor |
Na obwodnicy miasteczka Pyszma stop. Zatrzymują nas młodzi policjanci z drogówki. Co to będzie? Proszą mnie o dokumenty. Dostają paszport. Starszy stopniem bierze go do ręki i mówi: ja tu nic nie rozumiem, dajcie rosyjskie tłumaczenie. W tym momencie robię minę jak Jaś Fasola i pytam: co? Na to policjant, że już nie trzeba, że sobie poradzi. Potem przez kilkadziesiąt sekund przeglądał paszport, niczym przedszkolak kolorowankę, aby w końcu oddać go i podziękować.
Po czasie ktoś nam wytłumaczył, że młodzi chłopcy zobaczyli dziwne samochody, więc chcieli się z nimi zapoznać. Przy okazji zrobili sobie samokształcenie z wyglądu paszportu obcokrajowca.
Wioska Zavjalovo. Odjeżdża delegacja. |
Staramy się nawiązać kontakt z miejscowym księdzem katolickim. Kościół zamknięty. Ojciec Leszek nie odbiera telefonów. Czy my za Uralem spotkamy jakąś Polonię?
W ciągu dnia robimy ponad 400 kilometrów. Stajemy w małej wiosce, oczywiście obowiązkowo zjeżdżając z głównej trasy, Zavjalovo. Bez problemu tankujemy wodę. Rano mamy odwiedziny.
Wioska z parkiem rozrywki. |
Wszedłem jeszcze do małego wiejskiego sklepiku, aby ..... kupić jakieś świeże bułeczki na śniadanie. Bez szans. Są tylko słodkie. O bułkach, takich na śniadanie, mogę na długie miesiące zapomnieć.
Ruszamy na wschód. Pogoda się psuje. Pomimo, że nie jest to zima, to dopada nas jeszcze silny, zimny wiatr z północy. Buran. No cóż, widziały gały gdzie wyjazd planowały.
Skręcamy do większej wioski, albo małego miasteczka Tiukalińsk. Na zakupy. Mnie zaskoczyła tu jedna rzecz. Mały park, a w nim wielkie koło młyńskie. Stoi tu chyba od lat, bo samym wyglądem, nie budzi zaufania. Kto tego jeszcze używa?
Syberyjskie wioski. Bieda i serdeczność. |
Opuszczamy więc Omsk i nocujemy byle gdzie, za miastem. Wiatr i deszcz nie odpuszczają przez całą noc. Kamper kołysze się na boki, więc szybko usypiamy. Nocna temperatura, to tylko +4 stopnie.
Wakacyjne dzieci. |
Ałtajski Kraj. |
Ustalam zasadę, kto przeczyta ma pożyczyć następnemu i basta. Śniadanie dokończyliśmy już spokojnie.
Dzieci na całym świecie są podobne.
Gdzieś po drodze tankuję propan. Swoim patentem, przez wlew do tankowania osobówek. Butli, oficjalnie w Rosji nie zatankujemy. Drożeją paliwa. W zachodniej Rosji było najtaniej.
Obwodnicą omijamy Nowosybirsk. Zostawiamy sobie, to ciekawe miasto, na drogę powrotną. Gdy będziemy wracali z Mongolii, przez Bajkał, do Kazachstanu.
Pomnik ofiar promieniowania. |
Po ponad 500 kilometrowym maratonie, stajemy na nocleg w mieście Bijsk.
Tajemniczym mieście Bijsk. Dzieją się tutaj, od wielu już lat, dziwne rzeczy. Pisano o nich książki, artykułu. Realizowano programy telewizyjne. Czy to za sprawą szamanizmu, który sięga w te rejony?
Groby polskich zesłańców i Władysława Jaruzelskiego. |
Kolejnego dnia muzem Czujskiego Traktu i odwiedzenie grobu ojca generała Jaruzelskiego.
Miałem w planie, jako żołnierz wyklęty LWP, zapalenie znicza pod Lenino. Tym razem nie udało się. Terminy wiz tranzytowych nas pogoniły. Ale nadrobię. To jestem winien poległym pod Lenino.
W Kraju Ałtajskim, co krok są jakieś atrakcje, muzea, skanseny, galerie itp.
To wszystko, to dopiero wstęp do Republiki Ałtaju, do której zmierzamy.
Diorama z Czujskim Traktem. |
Stajemy na noc, obok muzeum Ałtaju. Wieczorem degustujemy wino z miodu ałtajskiego. Takie sobie.
Jak dla mnie: wino to Włochy, jak Włochy to wino chianti. No ewentualnie montepulciano. No i jeszcze coś z Gruzji.
Tymczasem jesteśmy w muzeum Ałtaju, gdzie numerem jeden jest księżniczka, przy której zasuszone mumie egipskich faraonów, to pikuś. No, może nie pikuś, ale coś równorzędnego. Tak odebrałem tą ekspozycję.
Dział poświęcony szamanizmowi.
Szamańska ekspozycja. |
Mamy jeszcze kilka dni wolnego. W tym rozumieniu, że mamy jeszcze czas, na wjazd do Mongolii.
Trzeba bowiem wiedzieć, że do Mongolii musimy wjechać w ciągu 3 miesięcy od momentu wydania wizy.
Z tego prawie miesiąc oczekiwaliśmy w Polsce, na wydanie mi właściwej wizy rosyjskiej. Teraz nadrobiliśmy już stracony czas i możemy zwolnić, odpocząć. Zresztą jak tu przegnać przez Ałtaj, skoro można tu spędzić wiele tygodni na wędrówce?
Szamańska ekspozycja |
Obok wioski Ust-Sema.
Za postój na polanie płacimy 300 rubli za noc. Gdzieś w okolicy, można było znaleźć miejsce bezpłatne, ale zauroczyła nas nasza polanka, źródło z pitną wodą, wokół wiosenne kwiaty i delikatny szum pobliskiej rzeki.
Ujeżdżam tu rower i przekonuje się, ze na utwardzone, równe drogi, elektryczny rower, na wielkich, grubych kołach, wcale nie jest niezbędny. Może dalej?
Za to bardzo sprawdził się dron. Mógł bym go godzinami utrzymywać w powietrzu, aby oglądać okoliczne góry i doliny
Roman Kułtubajev z żoną (po lewej) |
Kolejnego dnia poznałem samego artystę i zaciekawiła mnie jego metoda pracy. Bierze płótna, farby i co tam jeszcze potrzeba, rusza na wiele dni w góry. Gdy jakiś motyw go zainteresuje, rozkłada majdan i przez kilka godzin maluje.
Potem rusza dalej, na szlak.
Kupiłem dwa jego obrazy. Bardzo do mnie przemawiają. Ałtajem.
Pomnik "Chłopiec z susłem". |
Znowu rower i znowu DJI Mavic. Choć do tego drugiego, to pogoda nie rozpieszcza. Wieje, a więc o nieporuszonych zdjęciach, można tylko pomarzyć. W samej dolinie zlokalizowanych jest kilka wiosek. Żyją tu ludzie, którzy chyba nigdy się nie uśmiechają. Zahartowała ich przyroda? Czy duchy zmarłych, które przemierzają tę okolicę?
Mamy dużo czasu dla siebie. To pierwsze miejsce w Rosji, gdzie nie ma zasięgu internetu. Z tego, ale nie tylko z tego powodu - również z braku czasu w podróży - o pewnych rzeczach dowiaduję się dopiero teraz. Gdy wywołuje zdjęcia , z formatu RAW, a każde chcę opisać.
Tajemnicze kamienie Doliny Karakol. |
Stąd złoty pomnik "Chłopiec z susłem".
Wiem to wszystko dzięki trzeciemu etapowi podróży.
Zdradzę teraz swoją filozofię podróżowania.
Najpierw etap pierwszy. To przygotowanie do drogi, kompletowanie materiałów poznawczych, wertowanie książek i internetu.
Etap drugi, to droga, w czasie której żal każdej straconej godziny. Tyle ciekawych rzeczy dzieje się wokół nas. Nie ma czasu ani na pracę z grafiką, filmami, czy też pisanie bloga. Ledwo, nocami postawimy jakieś informacje, w swoich mediach społecznościowych, Że żyjemy, jesteśmy tu i kierujemy się tam.
Trzeci etap następuje po powrocie z podróży.
Wiejska biblioteka. Są takie u nas? |
To też jest czas na zaskoczenie i ........... rozczarowanie.
Zaskakuje mnie wielokrotnie informacja, że ten rejon, ta rzecz, ten zabytek to ........... Rozczarowuje, gdy przy okazji dowiaduję się, iż niedaleko naszego miejsca pobytu, było coś zajefajnego! Coś, czego już w życiu nie zobaczymy, bo drugi raz tą samą drogą już nie pojedziemy.
Tymczasem chciało by się w dolinie Karakol pozostać tu na dłużej. Jednak do Mongolii mamy jeszcze 400 kilometrów, a po drodze?
Nasz postój w Dolinie Karakol. Widok z drona. |
Dwa słowa, co to jest ten Czujski Trakt? To górska droga, o długości ponad 500 kilometrów. Przed wiekami trakt handlowy, prowadzący stromymi dolinami, łączący regiony zaałtajskie z Mongolią. Obecnie cała droga, aż do granicy, jest asfaltowa, w bardzo dobrym stanie.
Droga prowadzi nas malowniczą doliną rzeki Katuń. Potem wzdłuż mniejszej, ale jeszcze bardziej urokliwej rzeki Chuya. Ta pierwsza ma długość prawie 700 kilometrów i wypływa z lodowców wysokiego Ałtaju. Druga rzeka jest jej dopływem, a na stokach doliny, przez który przepływa, zlokalizowane są miejsca, z tysiącami petroglifów. kopce oowo, a okoliczne widoki powalają nas swoim urokiem.
Pierwsze oowo na naszej drodze |
Około południa, dnia 6 czerwca 2018 opuszczamy Rosję. Przesuwamy swoje zegarki o 6 godzin do przodu.
I jak tu nie zauroczyć się Ałtajem?
Zakola rzeki Chuya. W promieniu wielu kilometrów nie spotkamy żadnego człowieka.
Panorama na świętą górę Biełucha - najwyższy szczyt gór Ałtaj (4506 m), w paśmie gór Katuńskich
Czujski Trakt. Wioska Jodro. Do Mongolii około 100 kilometrów.
Miejsce zwane Chuy-Oozy. Tu zaczyna się centrum petroglifów. Naskalnych rysunków. W ich największym skupisku, zwanym Kalbak-Tash, udostępniono do oglądania tylko ich część. Na inne, położone na północ od drogi, nie zgadzają się miejscowi szamani.
Słońce pozostawiamy na zachodzie, a sami kierujemy się dalej. Na wschód. Do Mongolii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz