niedziela, 17 marca 2019

Recenzja w kamperze pisana.


              Po powrocie, w jesieni 2018 roku, z naszej karawaningowej wycieczki do Mongolii i krajów Azji Środkowej, chciałem skonfrontować swoje obserwacje i odczucia z innymi wędrowcami w tamte rejony świata.
                     Książki o Mongolii, wydane w języku polskim, policzyć można na palcach jednej ręki. Oprócz kultowej już pozycji „Mongolia. Wyprawy w tajgę i step”, którą napisał Bolesław A.Uryn, a z którą zapoznałem się przed wyruszeniem na wschód i kilku przewodników turystycznych – nic innego nie zdołałem przeczytać.
                    Teraz, po upływie kilku miesięcy od powrotu do Polski, gdy sama Mongolia, z upływem czasu staje się coraz bardziej intrygująca, dzięki Wydawnictwu Bernardinum z malutkiego Pelplina (www.bernardinum.com.pl), udało mi się przeczytać książkę „Mongolskie historie wilczym pazurem pisane” autora Paweł Serafin.

                   Długo się zastanawiałem, do jakiego gatunku literackiego zakwalifikować ten tytuł? Bez wątpienia jest to książka. Notabene pięknie wydana, twarda okładka, dobry papier, ozdobne krawędzie stron, zszyte kartki – to już typowe rzeczy dla Wydawnictwa Bernardinum. Ale czy to przewodnik? Może książka podróżnicza, a może monografia o Mongolii? Lepiej nazwijmy ją ….. wspomnienia z urlopu. Kilkunastu urlopów, w jednym miejscu.

                            Autor książki, Paweł Serafin, jak sam siebie charakteryzuje, z zamiłowania jest podróżnikiem-włóczęgą. Pracował to tu, to tam, ale jedenaście urlopów spędził w Mongolii. W sumie ponad rok. Właśnie te osobiste przeżycia i doświadczenia urlopowe, zainspirowały Go do napisania książki. Napisania i ozdobienia swoimi fotografiami, gdyż trzeba podkreślić, że Paweł Serafin, to również bardzo klimatyczny fotograf. Szczególnie w fotografii czarno-białej, którą prezentuje, ze swoich wyjazdów w świat, w internecie (www.czono.com).
Musimy więc zdać sobie sprawę, że książka o mongolskich historiach wilczym pazurem pisanych, nie jest wyłącznie o Mongolii. Jest raczej o sposobie zorganizowania sobie wypoczynku urlopowego. Genialnego wypoczynku, zorganizowanego samodzielnie, no może niezupełnie samodzielnie, bo jednak z pomocą mongolskich przyjaciół i znajomych, tysiące kilometrów od domu. W zgodzie z naturą, gdzie jeszcze biura podróży nie docierają. To jest wielki atut tej książki. Pokazać i przekonać czytelników, że można inaczej, że można ciekawiej, że można spełniać swoje marzenia. Wystarczy tylko chcieć.
                       Musimy jednak zdać sobie sprawę, że zakres „znajomości Mongolii” przez autora jest, w pewnym sensie, ograniczony. Choć spędzenie roku w jednym kraju to sporo czasu, to jednak autor ze swoimi kompanami, spędził go głównie w tajdze północnej Mongolii. Lasy, rzeki i jeziora, torfowiska – to główne elementy krajobrazu, które towarzyszyły im, w czasie urlopowych wędrówek. Tymczasem Mongolia to głównie Wielki Step i pustynia Gobi. Do tego słone jeziora i wysokie góry. Autor książki odbył, na początku swojego romansu z Mongolią, jedną wycieczkę samochodową na Gobi, ale w kolejnych latach to była głównie północ tego kraju. Dlatego śmiem napisać, że spoglądali Oni na Mongolię zza uchylonych drzwi. Dlatego zapewne nie ustrzegli się kilku istotnych błędów faktograficznych. Przykładowo:  napisać, że (cyt.) Ułan Bator jest wyjątkowo mało ciekawym miejscem – jest raczej mocno nietrafione. Półtora miliona mieszkańców stolicy, to połowa populacji całego kraju! Jakże odmienna od ludzi zamieszkałych w ajmakach, czy sumach (somonach), porozrzucanych po całym kraju. No i jak zrozumieć Mongołów, nie poznając jednocześnie ich historii i kultury? Wszystko to warto, a nawet trzeba zobaczyć w stołecznych muzeach, klasztorach, czy też pałacach.
                               Konsekwencją powyższego są drobniejsze potknięcia, zresztą często powtarzane w publikacjach o Mongolii. Określenie „jurta” jest błędną nazwą mongolskiego domu. W Mongolii budowane są gery, które wprawdzie wyglądają jak jurty, ale ich konstrukcja i materiał, z którego są wykonane, pozwalają mieszkańcom przeżyć srogie zimy, w tym kontynentalnym klimacie. Jurta, to lekka konstrukcja użytkowana głównie w Kazachstanie i sezonowo w Kirgistanie.
Teraz powiem kilka słów o atutach „Mongolskich historii”, bo takowe posiada i dla nich warto tę książkę przeczytać.
                 Jak już wspomniałem powyżej, książkę napisał człowiek, który potrafił sam zorganizować i pokierować swoim urlopowym wypoczynkiem i spędzeniem wolnego czasu w sposób, który wielu może mu pozazdrościć.

          Paweł Serafin jest wielkim miłośnikiem i znawcą dwóch tematów: jazdy konnej i wędkarstwa. Może dlatego, mówiąc ogólnikowo, akcja książki toczy się głównie na koniu, lub z wędką w rękach.  Tylko czasami autor schodzi z konia, aby spędzić noc, w towarzystwie kompanów,  w namiocie rozbitym gdzieś na polanie, pod rozgwieżdżonym niebem, w blasku ogniska.
Mało tu dialogów. 
W zamian jest dużo dobrych zdjęć i opisów tego, co widać wokół, z końskiego siodła. Opisy dzikich rzek, wędkowania i walki z rybami, o których w Polsce możemy tylko pomarzyć, to kolejny plus tej książki. 
No i jeszcze wisienka na torcie. To kilkanaście stron, bardzo praktycznego słownika polsko-mongolskiego i mongolsko-polskiego.
             Kto był w Mongolii, lub otarł się kiedyś o język mongolski, to dobrze wie, że podobny on jest tylko do języka …… mongolskiego, a sami Mongołowie są chyba święcie przekonani, że co najmniej od czasów Czyngis Chana, wszyscy na świecie mówią, lub powinni mówić ich językiem!
Jeśli więc ktoś jeszcze się wacha, czy warto zejść z utartych szlaków turystyki masowej, czy warto pokosztować Mongolii, niekoniecznie pokonując ją na koniu, śmiało może sięgnąć po te dobrze napisane i starannie wydane Mongolskie historie wilczym pazurem pisane.

1 komentarz:

  1. Dlatego tytuł jest Mongolskie historie, a nie Historia Mongolii.
    Pozdrawiam - Paweł Serafin - autor.

    OdpowiedzUsuń

Kamperem przez świat. Irak 2021

             Matko Boska! Krzyknąłem, gdy zobaczyłem swoje zaległości w prowadzeniu PPP (praktycznych porad podróżników) na naszym blogu. Gd...