Małego, bo ma zaledwie 1/6 ludności polski, a powierzchnię tylko o 1/3 mniejszą od Polski.
Ale za to wszędzie góry, góry, góry. Również te ponad 7 000 metrów wysokości.
Wjeżdżamy nie od strony kanionu Szaryńskiego, bo i tak nie planowaliśmy jego zwiedzania, a ponadto zapewniano nas, ze droga tam koszmarna jest i szkoda kampera.
Droga z KAZ do Biszkek. |
Na granicy bez problemów. Kazachowie wypisują za nas, jakieś swoje kwity.
Kubuś po stronie kirgiskiej zapytał tylko, czy nie mamy czasami jakiegoś souveniru? Powiedziałem, że nie i szlaban w górę.
Droga do stolicy jest ok, a sam Biszkek jawił się nam jak jakieś nasze, powiatowe miasto. Powiedzmy taki większy Chrzanów.
Kirgistan musimy dobrze zaplanować, bo za 2 tygodnie startuje nam e'wiza Uzbekistanu. Początkowo myśleliśmy o miesięcznym pobycie tu, bo i góry i jeziora i jedyny na świecie siedmiotysięcznik (!), na który może wejść w miarę sprawny turysta. Niestety, dwa tygodnie muszą nam, na ten kraj wystarczyć.
Uliczne napitki. Nawet kwas trochę inny. |
Informacji turystycznej brak! Wszyscy pytani namawiają do korzystania z agencji turystycznych.
Nasz spokojny SP w dolinie Alamedin. |
Przed laty dolina Alamedin słynęła z ciepłych źródeł, ale to chyba czasy ZSRR były. Obecnie ruiny, dzikie "dacze" nad rzeką i punkt startowy do ciekawych wycieczek w góry.
Tu rozpoczynamy trekking w dolinie. |
Nocleg nad Issyk-Kul |
Objazd jeziora zaczynamy od południowej strony, tej bardzie dzikiej, mniej zaludnionej. Znajdujemy sobie nocleg nad brzegiem (N 42.170222° E 77.531045°). Rano mamy ruszyć dalej, ale w międzyczasie zagaduje nas miejscowy, pyta o plany, skąd, dokąd i namawia do jazdy w góry, gdzie odpoczywali radzieccy kosmonauci. Tłumaczę mu, że według mapy droga tam kiepska. Kirgiz twierdzi, że szutrowa, ale lepszy niż asfalt wokół jeziora.
Fakt, że droga, którą jedziemy, pomimo, że jest asfaltowa, to pełna dziur i wybojów.
Droga do Barksoon. |
Po 30 kilometrach docieramy do wodospadów i pomnika Gagarina, umieszczonego na dużej polanie. Wokoło góry. lasy, konie i szum górskiej rzeki. Droga gruntowa, ale równa. W kilku miejscach można tankować górską wodę.
Nieco wyżej szlaban i rejestracja na punkcie ekologicznym (N 41.927000° E 77.643968°). Spisują dane z paszportów i dowodu rejestracyjnego pojazdu. Potem się zaczyna. Serpentyny i w górę. Stajemy 2, czy trzy razy, aby ostudzić silnik. Jest. Tablica informująca o wjeździe na przełęcz i płaskowyż Barksoon (3819 m npm). Co za widoki! Wokół szczyty grubo ponad 4000 metrów, a prawie z każdego schodzi lodowiec. Potem kilkanaście kilometrów jazdy ...... po płaskim! Ciekaw jestem dokąd dojedziemy? droga do kopalni złota Kumtor skręca w lewo. My jedziemy prosto. Teraz już wspinamy się w górę. Po czasie doczytuję, że jesteśmy na jednej z odnóg Jedwabnego Szlaku, która prowadzi przez przełęcz Bedel (4284 m) do Chin.
Pereval Suyek. |
To nasz rekord kamperowy. Spędzamy tam kilka godzin. W międzyczasie dron, foto, spacery w góry. Co kilka minut, Teresa i ja, musimy głęboko zaczerpnąć powietrza. Dziwne to odczucie. Brak aklimatyzacji.
Jedziemy dalej? Pytamy innych, gdyż w międzyczasie pojawiają się na przełęczy dwa, albo trzy samochody (osobowe), a nawet motocyklista z Rosji. Ci co znają ten teren - odradzają. Droga po drugiej stronie przełęczy jest o wiele gorsza.
Wieczorem zjeżdżamy na płaskowyż i stajemy na noc na 3800 m (N 41.840053° E 77.750396°) .
Kolejny dzień to jazda rowerem (elektrycznym!) po okolicznych dolinkach i do lodowców też.
Wieczorem zjazd nad Issyk-Kul i dalsza jazda wokół tego wielkiego zbiornika wodnego. Północny brzeg, to już strefa turystyczna. Miasteczka, ośrodki, hotele. Trudno się dziwić. Latem wypoczywają tu Kirgizi, Kazachowie i Rosjanie z pobliskich republik.
Podjazd od strony Biszkek |
Po drodze jeszcze jakieś drobne zabytki zwiedzamy, a potem trzeba się przebić, przez wysokie góry, do kotliny Fergańskiej, podzielonej pomiędzy Kirgistan, Uzbekistan i Tadżykistan.
Opłata tunelowa |
Ale płacić trzeba. Na punkcie poboru opłat (N 42.651458° E 73.904229°). Za przejazd tunelem Too Ashuu, o długości prawie 3 kilometry. Tunel znajduje się na wysokości prawie 3200 metrów (N 42.356431° E 73.815428°). Inna cena jest dla miejscowych, a inna (w dolarach US) dla obcokrajowców. Przy okazji wspomnę, że do Kirgistanu trzeba zabrać dolary, a nie euro, a wniesione opłaty są kontrolowane również w czasie zjazdu z "autostrady".
Około 50-70 kilometrów za tunelem (bardzo fajny zjazd), po prawej i lewej stronie zobaczymy jurty, w których mieszkają Kirgizi, wypasający latem swoje stada: owiec, kóz, albo koni. Jeżeli znajdziemy dogodny zjazd z drogi, możemy liczyć na spokojny nocleg, a nawet odwiedziny sąsiadów na koniach.
Rzeka Naryn. |
Po drodze przejedziemy jeszcze przez punkt kontroli opłat drogowych - wspominałem już o tym powyżej (N 41.613248° E 72.618529°).
Gdy skończą się krajobrazy i góry, to oznaka, że zjechaliśmy do kotliny Fergańskiej. Długo by o niej opowiadać, ale jedno jest pewne. To punkt zapalny pomiędzy trzema sąsiadującymi republikami. Dlatego warto wiedzieć, w czym rzecz, aby sobie biedy nie narobić, mówiąc o czymś w najmniej odpowiednim miejscu. Praktycznie nie ma roku, aby nie dochodziło tu do napięć i incydentów granicznych.
Osz. Idziemy na pyszny obiad. |
Osz to miasto turystyczne i punkt wypadowy na różne kierunki. Sporo tu atrakcji, tak na minimum 2-3 dni postoju.
Postój można sobie zafundować w samym centrum, na takim trochę ukrytym, ciasnym parkingu z wodą i innymi udogodnieniami, za 50 som/doba (N 40.530963° E 72.795856°).
Półtora kilometra na południe mamy coś na wzór kempingu, ale tam zapłacimy już za dobę 500 somów.
Tak oto, pod koniec sierpnia opuszczamy Kirgistan, przez oddalone o kilka kilometrów przejście w Kyzył-Kysztak. Wcześniej zakupy, tankowanie na full, a w przygranicznym kantorze, wymieniamy kirgiskie somy na ........ pół kilograma (!) uzbeckich sumów.
==============================================
To tyle w temacie praktycznych porad o Kirgistanie.
Jeśli ktoś czuje jeszcze niedosyt, to może przeczytać poniższy tekst, który przybliży mu przekraczanie granicy, akurat w tym miejscu i czasie.
Pokażemy też jak my się dostosowujemy do działania urzędników, w egzotycznych krajach,
a było to tak.
Przejście graniczne Kirgistan - Uzbekistan |
Ruch samochodowy niezbyt duży, a nas wyłapuje bystre oko żołnierza i bez kolejki proszeni jesteśmy o wjazd do środka. Ale nie do odprawy, tylko na boczny plac, do miejsca prześwietlania ciężarówek. Tam po kwadransie okazuje się, że my nie ciężarówka i jakiś mundurowy pyta, co za dureń nas tu skierował, więc mu odpowiadam, że jakiś dureń w mundurze.
Wracamy na ciasny, o szerokość jednego pojazdu, pas odpraw.
Potem płacimy 1000 somów (tyle jeszcze na pamiątkę sobie zostawiliśmy) opłaty ekologicznej. Następnie wypełniamy dokumenty wyjazdowe i celne. Dość szybko nam to idzie i jesteśmy już pierwsi, na czele samochodów.
Podchodzi mundurowy i mówi, że musimy ksero dowodu rejestracyjnego i paszportów zrobić. W takiej budce na przedzie. Pomyślałem sobie, po kiego ch. przy wyjeździe?
Ale ze mną, jak z dzieckiem.
Idę do budki, a tam młodzieniec mówi, że jakieś grosze za ksero mam zapłacić, ale tylko w ich walucie. Mówię, zgodnie z prawdą, że już nie mam, że jakieś euro mu dam, albo innego dolara. On, że somy muszą być.
Ze mną, jak z dzieckiem.
Mówię strażnikom granicznym, że wracam pieszo kupić kilka somów w kantorze. Kubusiowi na bramce powtarzam to samo. Potem wymieniam jedno euro na somy i wracam bramką graniczną pod prąd. W budce robię ksero i dowiaduje się, że muszę jeszcze szybko do baraku i tam podbiją mi deklaracje.
Ze mną, jak z dzieckiem.
Widzę, że już ładne kilka minut stoimy na pierwszym miejscu do wyjazdu, objazdu nie ma, nowych pojazdów na przejście nie wpuszczają, bo blokujemy cały pas.
Tymczasem w baraku dwóch mundurowych coś sobie dłubie przy komputerach, a na moje stwierdzenie, że kazano mi tu przyjść i szybko (!) mam wracać do samochodu, odpowiedzieli: spokojnie czekać.
Ze mną jak z dzieckiem.
Stoję więc sam w tym celnym baraku, czytam sobie ulotki i nagle, po 10 minutach wpada jakiś starszy mundurowy i do mnie, co ja tu jeszcze robię?
Mówię zgodnie z prawdą, że panowie za ladą są bardzo zajęci i polecili mi czekać.
Facet wpadł w lekki szał, zaczął wydzierać się do celników, wziął moje deklaracje, rzucił celnikom, zrozumiałem, że sami sobie mają teraz wypełnić, a mnie powiedział, że już wszystko i możemy odjeżdżać.
Podziękowałem z szerokim uśmiechem.
Potem dowiedziałem się od Teresy, że mówiono jej, aby zjechała kamperem za przejście, na bok, na co odpowiedziała, że nie da rady, bo jeździć nie umie.
Tak oto, bez dawania w łapę, podjechaliśmy do uzbeckiej odprawy, a tam?
Bez wypełniania jakichkolwiek dokumentów i po pobieżnej kontroli paszportów, wjechaliśmy bez problemów do Uzbekistanu.
============================
Fajna wycieczka, ja jak dotąd najdalszą trasę zrobiłem do Grecji kamperem. Wycieczka też była cudowna, ale jak wracałem, to pod Łodzią uderzyłem w latarnię na parkingu i stłukła mi się lewa tylna lampa do kampera. Całe szczęście udało mi się szybko znaleźć zniszczoną część w sieci i zamówiłem od razu po powrocie do domu
OdpowiedzUsuń