niedziela, 3 maja 2020

Kamperem przez Świat. Kirgistan

        Do małego Kirgistanu wjeżdżamy z wielkiego Kazachstanu.
Małego, bo ma zaledwie 1/6 ludności polski, a powierzchnię tylko o 1/3 mniejszą od Polski.
Ale za to wszędzie góry, góry, góry. Również te ponad 7 000 metrów wysokości.
Wjeżdżamy nie od strony kanionu Szaryńskiego, bo i tak nie planowaliśmy jego zwiedzania, a ponadto zapewniano nas, ze droga tam koszmarna jest i szkoda kampera.

Droga z KAZ do Biszkek.
       Wybraliśmy więc jazdę dobrą drogą A2, prosto do stolicy, czyli do Biszkek.
        Na granicy bez problemów. Kazachowie wypisują za nas, jakieś swoje kwity.
Kubuś po stronie kirgiskiej zapytał tylko, czy nie mamy czasami jakiegoś souveniru? Powiedziałem, że nie i szlaban w górę.
Droga do stolicy jest ok, a sam Biszkek jawił się nam jak jakieś nasze, powiatowe miasto. Powiedzmy taki większy Chrzanów.
      Kirgistan musimy dobrze zaplanować, bo za 2 tygodnie startuje nam e'wiza Uzbekistanu. Początkowo myśleliśmy o miesięcznym pobycie tu, bo i góry i jeziora i jedyny na świecie  siedmiotysięcznik (!), na który może wejść w miarę sprawny turysta. Niestety, dwa tygodnie muszą nam, na ten kraj wystarczyć.


Uliczne napitki. Nawet kwas trochę inny.
        Z jazdą po mieście nie ma problemów. Kultura wydaje się większa, od tej kazachskiej. Noc spędziliśmy w ....... dziwnym miejscu. Na jednym z parkingów, przed urzędem premiera. Rano chciałem zobaczyć muzeum Frunzego (N  42.880596°  E 74.605040°), więc zapytałem kręcących się nieopodal policjantów, gdzie tu można zostać na noc? Wskazali miejsce i było ok. Rano kupujemy internet (30 złotych za 35 GB) i wybieramy gotówkę z bankomatu. Tu mały problem, bo za mastercardem (Revolut) trzeba się nachodzić! Dominują karty viso podobne.
Informacji turystycznej brak! Wszyscy pytani namawiają do korzystania z agencji turystycznych.

Nasz spokojny SP w dolinie Alamedin.
        Wieczorem ruszamy w góry. które zaczynają się zaraz za Biszkek. Do nieodległej doliny Alamedin.  Stajemy na nocleg dopiero wtedy, gdy droga robi się wyboista. Na placyku, nad górską rzeką (N 42.616524°  E 74.665310°).
Przed laty dolina Alamedin słynęła z ciepłych źródeł, ale to chyba czasy ZSRR były. Obecnie ruiny, dzikie "dacze" nad rzeką i punkt startowy do ciekawych wycieczek w góry.








Tu rozpoczynamy trekking w dolinie.
        Cały dzień spędzam w górach jest pięknie. Problemem są jedynie mostki, które czasami przypominają kładki dla .... , nie nie wiem. Jakieś liny, na nich gałęzie rzucone, a pod spodem wartka woda, która, jak napisy ostrzegają, co roku zabiera ze sobą kilku topielców. Tymczasem ja w plecaku mam sprzęt foto i drona. Czyli nie zła jazda.









Nocleg nad Issyk-Kul
         Kolejny nasz punkt, to jezioro Issyk-Kul (gorące jezioro). To słonawe jezioro górskie, ustępuje wielkością tylko Titicaca. Krajobrazy są przednie. Wielkie jezioro, a wokoło góry sięgające ponad cztery tysiące metrów wysokości.
Objazd jeziora zaczynamy od południowej strony, tej bardzie dzikiej, mniej zaludnionej. Znajdujemy sobie nocleg nad brzegiem (N 42.170222°  E 77.531045°). Rano mamy ruszyć dalej, ale w międzyczasie zagaduje nas miejscowy, pyta o plany, skąd, dokąd i namawia do jazdy w góry, gdzie odpoczywali radzieccy kosmonauci. Tłumaczę mu, że według mapy droga tam kiepska. Kirgiz twierdzi, że szutrowa, ale lepszy niż asfalt wokół jeziora.
Fakt, że droga, którą jedziemy, pomimo, że jest asfaltowa, to pełna dziur i wybojów.

Droga do Barksoon.
        Więc ulegamy namowie i rano, przy słonecznej pogodzie, ruszamy w pasmo Terskey Ala-too (max ponad 5200 metrów npm), które wchodzi w skład gór Tienszan. Jedziemy doliną Barksoon. Droga jak na foto, dobrze utrzymana, gdyż prowadzi do kanadyjskiej kopalni złota.
Po 30 kilometrach docieramy do wodospadów i pomnika Gagarina, umieszczonego na dużej polanie. Wokoło góry. lasy, konie i szum górskiej rzeki. Droga gruntowa, ale równa. W kilku miejscach można tankować górską wodę.
        Nieco wyżej szlaban i rejestracja na punkcie ekologicznym (N 41.927000°  E 77.643968°). Spisują dane z paszportów i dowodu rejestracyjnego pojazdu. Potem się zaczyna. Serpentyny i w górę. Stajemy 2, czy trzy razy, aby ostudzić silnik.  Jest. Tablica informująca o wjeździe na przełęcz i płaskowyż Barksoon (3819 m npm). Co za widoki! Wokół szczyty grubo ponad 4000 metrów, a prawie z każdego schodzi lodowiec. Potem kilkanaście kilometrów jazdy ...... po płaskim! Ciekaw jestem dokąd dojedziemy? droga do kopalni złota Kumtor skręca w lewo. My jedziemy prosto. Teraz już wspinamy się w górę. Po czasie doczytuję, że jesteśmy na jednej z odnóg Jedwabnego Szlaku, która prowadzi przez przełęcz Bedel (4284 m) do Chin.

Pereval Suyek.
        Po kwadransie wjeżdżamy, ciągle znośną drogą, na przełęcz Suyek (4028 m).
To nasz rekord kamperowy. Spędzamy tam kilka godzin. W międzyczasie dron, foto, spacery w góry. Co kilka minut, Teresa i ja, musimy głęboko zaczerpnąć powietrza. Dziwne to odczucie. Brak aklimatyzacji.
Jedziemy dalej? Pytamy innych, gdyż w międzyczasie pojawiają się na przełęczy dwa, albo trzy samochody (osobowe), a nawet motocyklista z Rosji. Ci co znają ten teren - odradzają. Droga po drugiej stronie przełęczy jest o wiele gorsza.
        Wieczorem zjeżdżamy na płaskowyż i stajemy na noc na 3800 m (N 41.840053°  E 77.750396°) .
Kolejny dzień to jazda rowerem (elektrycznym!) po okolicznych dolinkach i do lodowców też.
        Wieczorem zjazd nad Issyk-Kul i dalsza jazda wokół tego wielkiego zbiornika wodnego. Północny brzeg, to już strefa turystyczna. Miasteczka, ośrodki, hotele. Trudno się dziwić. Latem wypoczywają tu Kirgizi, Kazachowie i Rosjanie z pobliskich republik.


Podjazd od strony Biszkek
       Kolejny kierunek - miasto Osz.
Po drodze jeszcze jakieś drobne zabytki zwiedzamy, a potem trzeba się przebić, przez wysokie góry, do kotliny Fergańskiej, podzielonej pomiędzy Kirgistan, Uzbekistan i Tadżykistan.

Opłata tunelowa
       Tu trochę śmiesznie jest , bo droga przez góry nazywana jest autostradą, a jaka ona jest, widać obok. W większości to zwykła droga, miejscami z bardzo dziurawą nawierzchnią.
Ale płacić trzeba. Na punkcie poboru opłat (N 42.651458°  E 73.904229°). Za przejazd tunelem Too Ashuu, o długości prawie 3 kilometry. Tunel znajduje się na wysokości prawie 3200 metrów (N 42.356431°  E 73.815428°). Inna cena jest dla miejscowych, a inna (w dolarach US) dla obcokrajowców. Przy okazji wspomnę, że do Kirgistanu trzeba zabrać dolary, a nie euro, a wniesione opłaty są kontrolowane również w czasie zjazdu z "autostrady".
Około 50-70 kilometrów za tunelem (bardzo fajny zjazd), po prawej i lewej stronie zobaczymy jurty, w których mieszkają Kirgizi, wypasający latem swoje stada: owiec, kóz, albo koni.  Jeżeli znajdziemy dogodny zjazd z drogi, możemy liczyć na spokojny nocleg, a nawet odwiedziny sąsiadów na koniach.

Rzeka Naryn.
       Gdy kolejnego ranka ruszymy dalej, w kierunku Osz, znowu wjedziemy w góry. Droga będzie wiodła delikatnie w dół, ale miejsc do zatrzymania na noc, nie ma tu za wiele. Za to widoki zapierają dech w piersi. Najpierw zobaczymy sztuczne jezioro Toktogul. Pięknie położone pomiędzy górami, a kolejne kilometry będziemy jechali wzdłuż rzeki Naryn, wypływającej z jeziora.
Po drodze przejedziemy jeszcze przez punkt kontroli opłat drogowych - wspominałem już o tym powyżej (N 41.613248°  E 72.618529°).
Gdy skończą się krajobrazy i góry, to oznaka, że zjechaliśmy do kotliny Fergańskiej. Długo by o niej opowiadać, ale jedno jest pewne. To punkt zapalny pomiędzy trzema sąsiadującymi republikami. Dlatego warto wiedzieć, w czym rzecz, aby sobie biedy nie narobić, mówiąc o czymś w najmniej odpowiednim miejscu. Praktycznie nie ma roku, aby nie dochodziło tu do napięć i incydentów granicznych.

Osz. Idziemy na pyszny obiad. 
        Dużo o tym miejscu opowiedział nam przypadkowo spotkany Andrzej, kolega z wojska, który tam, to znaczy w mieście Osz, pracuje (pracował) i skarbnicą wiedzy o tym regionie jest.
Osz to miasto turystyczne i punkt wypadowy na różne kierunki.        Sporo tu atrakcji, tak na minimum 2-3 dni postoju.
Postój można sobie zafundować w samym centrum, na takim trochę ukrytym, ciasnym parkingu z wodą i innymi udogodnieniami, za 50 som/doba (N 40.530963°  E 72.795856°).
Półtora kilometra na południe mamy coś na wzór kempingu, ale tam zapłacimy już za dobę 500 somów.
Tak oto, pod koniec sierpnia opuszczamy Kirgistan, przez oddalone o kilka kilometrów przejście w Kyzył-Kysztak. Wcześniej zakupy, tankowanie na full, a w przygranicznym kantorze, wymieniamy  kirgiskie somy na ........ pół kilograma (!) uzbeckich sumów.







==============================================

To tyle w temacie praktycznych porad o Kirgistanie.
Jeśli ktoś czuje jeszcze niedosyt, to może przeczytać poniższy tekst, który przybliży mu przekraczanie granicy, akurat w tym miejscu i czasie.
Pokażemy też jak my się dostosowujemy do działania urzędników, w egzotycznych krajach,
a było to tak.

Przejście graniczne Kirgistan - Uzbekistan
        Aby wjechać na przejście, czeka się przed bramą. Przez bramkę obok wchodzą piesi i widzimy, że niezła zadyma się tam robi. Czyli nerwowe przejście to jest.
        Ruch samochodowy niezbyt duży, a nas wyłapuje bystre oko żołnierza i bez kolejki proszeni jesteśmy o wjazd do środka. Ale nie do odprawy, tylko na boczny plac, do miejsca prześwietlania ciężarówek. Tam po kwadransie okazuje się, że my nie ciężarówka i jakiś mundurowy pyta, co za dureń nas tu skierował, więc mu odpowiadam, że jakiś dureń w mundurze.
Wracamy na ciasny, o szerokość jednego pojazdu,  pas odpraw.
Potem płacimy 1000 somów (tyle jeszcze na pamiątkę sobie zostawiliśmy) opłaty ekologicznej. Następnie wypełniamy dokumenty wyjazdowe i celne. Dość szybko nam to idzie i jesteśmy już pierwsi, na czele samochodów.
        Podchodzi mundurowy i mówi, że musimy ksero dowodu rejestracyjnego i paszportów zrobić. W takiej budce na przedzie. Pomyślałem sobie, po kiego ch. przy wyjeździe?
Ale ze mną, jak z dzieckiem.
        Idę do budki, a tam młodzieniec mówi, że jakieś grosze za ksero mam zapłacić, ale tylko w ich walucie. Mówię, zgodnie z prawdą, że już nie mam, że jakieś euro mu dam, albo innego dolara.  On,  że somy muszą być.
Ze mną, jak z dzieckiem.
        Mówię strażnikom granicznym, że wracam pieszo kupić kilka somów w kantorze.  Kubusiowi na bramce powtarzam to samo. Potem wymieniam jedno euro na somy i wracam bramką graniczną pod prąd. W budce robię ksero i dowiaduje się, że muszę jeszcze szybko do baraku i tam podbiją mi deklaracje.
Ze mną, jak z dzieckiem.
        Widzę, że już ładne kilka minut stoimy na pierwszym miejscu do wyjazdu, objazdu nie ma, nowych pojazdów na przejście nie wpuszczają, bo blokujemy cały pas.
Tymczasem w baraku dwóch mundurowych coś sobie dłubie przy komputerach, a na moje stwierdzenie, że kazano mi tu przyjść i szybko (!) mam wracać do samochodu, odpowiedzieli: spokojnie czekać.
Ze mną jak z dzieckiem.
        Stoję więc sam w tym celnym baraku, czytam sobie ulotki i nagle, po 10 minutach wpada jakiś starszy mundurowy i do mnie, co ja tu jeszcze robię?
Mówię zgodnie z prawdą, że panowie za ladą są bardzo zajęci i polecili mi czekać.
Facet wpadł w lekki szał, zaczął wydzierać się do celników, wziął moje deklaracje, rzucił celnikom, zrozumiałem, że sami sobie mają teraz wypełnić, a mnie powiedział, że już wszystko i możemy odjeżdżać.
Podziękowałem z szerokim uśmiechem.
        Potem dowiedziałem się od Teresy, że mówiono jej, aby zjechała kamperem za przejście, na bok, na co odpowiedziała, że nie da rady, bo jeździć nie umie.

        Tak oto, bez dawania w łapę, podjechaliśmy do uzbeckiej odprawy, a tam?
Bez wypełniania jakichkolwiek dokumentów i po pobieżnej kontroli paszportów, wjechaliśmy bez problemów do Uzbekistanu.

============================

1 komentarz:

  1. Fajna wycieczka, ja jak dotąd najdalszą trasę zrobiłem do Grecji kamperem. Wycieczka też była cudowna, ale jak wracałem, to pod Łodzią uderzyłem w latarnię na parkingu i stłukła mi się lewa tylna lampa do kampera. Całe szczęście udało mi się szybko znaleźć zniszczoną część w sieci i zamówiłem od razu po powrocie do domu

    OdpowiedzUsuń

Kamperem przez świat. Irak 2021

             Matko Boska! Krzyknąłem, gdy zobaczyłem swoje zaległości w prowadzeniu PPP (praktycznych porad podróżników) na naszym blogu. Gd...