Winny jestem
zaległego wyjaśnienia. Megality, to pionowo ustawione kamienie. Najczęściej o
wysokości jednego metra. Choć są i kilkumetrowe. Są też ustawione w kształcie
stołu. Wtedy nazywają się dolmenami. Okolice miasteczka Carnac, to największe
skupisko tych wielotonowych kamieni, ustawionych w równych rzędach. Jeśli
dodam, że ich wiek wynosi od 2 do 5 tysięcy lat przed naszą erą, jest ich w
całej Bretanii około 4 tysiące i do
chwili obecnej …………….. nie wiadomo, do czego one służyły –
to mamy cały obraz
tajemnicy kultury megalitycznej.
Jedziemy dalej.
Powłóczyliśmy się trochę po bretońskich plażach.
Najpierw Coute Sauvage, czyli „dzikie wybrzeże”, położone obok miejscowości Quiberon. Tutaj po raz pierwszy zobaczyliśmy jak wygląda nauka surfowania na falach. Takich malutkich, do metra wysokości. Również tutaj, w czasie odpływu (dwa razy na dobę), ocean cofa się i wtedy można ruszyć na zbiory darów morza.
Najpierw Coute Sauvage, czyli „dzikie wybrzeże”, położone obok miejscowości Quiberon. Tutaj po raz pierwszy zobaczyliśmy jak wygląda nauka surfowania na falach. Takich malutkich, do metra wysokości. Również tutaj, w czasie odpływu (dwa razy na dobę), ocean cofa się i wtedy można ruszyć na zbiory darów morza.
W rejonie Quiberon zbieraliśmy mule
(małże). To takie morskie żyjątka, w czarnych skorupkach. Wieczorem, w domu
naszych przyjaciół, była suta kolacja.
Tak wyglądał stół. W dużym skrócie: mule jemy
ugotowane, wykorzystując ich płaskie
muszle jak szczypce. Krewetki, również najpierw gotujemy, a przed połknięciem
każdy obiera je ze skorupki i odrywa główkę. Ostrygi jemy na surowo. Najpierw specjalnym
nożem otwieramy skorupę (ktoś musi nam najpierw pokazać, jak to należy robić !).
Potem polewamy ostrygę cytryną i połykamy
w całości. Nie należy patrzeć ostrydze w oczy.
To teraz wiemy, dlaczego taką kolacje trzeba popijać sporą ilością wina.
Co do kraba, to przyznam się, że jego mięso nie przypadło mi do gustu. Może to
już z przesytu darów morza ?
Kolejnego
dnia zwiedzaliśmy miasteczko Sainte-Anne d'Auray. Słynne jest ono z …………..
babci Jezusa. Miała ona na imię Anna i objawiała się, przed wiekami, jednemu z okolicznych mieszkańców, udzielając
rad – jak żyć. Od tej pory Anna uważana jest za protoplastkę wszystkich
Bretonów, a na jej cześć wybudowano bazylikę. Odwiedzał to miejsce również Jan
Paweł II.
Kolejne bretońskie
miasteczko to Vannes – stolica nieustraszonych żeglarzy – Wenetów. Tutaj
podobały nam się dwie rzeczy: Vieux Lavoirs, czyli pralnia zbudowana nad
brzegiem rzeki, z platformą dla praczek oraz ogrody kwiatowe, które urządzono,
w zbędnej w XX wieku, fosie.
Potem stary
Bretończyk Jacek pokazał nam, jak miejscowi kochają kampery. Średnio co 5
spotykany pojazd to kamper. Nawet na zakupy potrafią jeździć tym pojazdem.
Bretończycy nie odbywają dalekich podróży. Wystarczy im ich wybrzeże i
dziesiątki miejsc postojowych. Potem już tylko wielogodzinne dyskusje o
wyposażeniu kamperowym.
Na Ria d'Etel,
piaszczystej plaży widzieliśmy cmentarzysko drewnianych łodzi i statków
rybackich. Niesamowite wrażenie.
Teraz coś dla
wnuczki Justynki, która nie chciała uwierzyć, że we Francji wielbłądy mieszkają
koło kościoła ! Tak jest w Remungol, a jak było naprawdę ? To opowiemy, jak
wrócimy do Krakowa.
Potem
dołączyła do nas polska załoga (2+1) „papamila” z Trójmiasta. Jadę do
Portugalii, więc kilka dni spędzimy zapewne razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz