piątek, 16 listopada 2012

Portugalia - wybrzeżem na południe (część 2)

Dzień kolejny w Porto. Nie pada, ale bedzie zapewne padało. Czyli bez zmian, od wielu dni. Chyba miesiąc za późno wyruszylismy do tego kraju? No, ale wcześniej były wakacje z wnuczką. Po śniadaniu, ruszamy do miasta. Ale nie do historycznego centrum, lecz w kierunku ujścia rzeki Douro, gdzie znajduje się rezerwat ptaków. Tak, tak, w Porto i takie rzeczy możemy zobaczyć. Wybrzeże Portugalia znajduje się przecież na trasie migracji ptaków do Afryki Zachodniej. Wiem, że nie czas i pora teraz na obserwację ornitologiczne, ale byłem ciekaw jak taki rezerwat wygląda.

Tablica informacyjna rezerwatu ptaków w Porto.
Okazało się, że chyba całkiem profesjonalnie. Punkt informacyjny, z możliwością otrzymania folderów. Tablice ze zdjęciami, czego na danym terenie możemy się spodziewać. Budki do obserwacji i fotografowania z ukrycia.


Jakiś ptak :-)
Nawet coś udał mi się uwiecznić aparatem, choć z klasyfikacja u mnie jeszcze cieniutko. Koło południa byliśmy już w historycznej części Porto.


Casa do Infante
Na pierwszy ogień poszedł jeden z najstarszych budynków w mieście. Na zdjęciu wejście do niego, a właściwie do muzeum. którym otoczono ten dom. Uważa się, że w XIV wieku, w tym domu urodził się książe Henryk zwany "Żeglarzem". To ten, który wysyłał okręty na lewo i prawo, choć sam nigdy nie żeglował. Ale to między innymi dokonano odkryć geograficznych w Afryce, Indiach, Japonii czy też Ameryce Południowej. Wiedziałem, że jutro ruszamy dalej, dlatego na deser pozostawiłem sobie ..... San Francisco.


Igreja de Sao Francisco.
Tak oto wygląda obecnie kościół klasztoru zakonu św.Franciszka. Jego budowę zakończono w 1425 roku. Architektura jest prosta, typowa dla zakonów żebraczych. Najpierw odwiedzam muzeum zakonne.


Sala das Sessoes.
Zbiory nie powiem, ciekawe. Natomiast zamurowało mnie po wejściu do Sali Sesyjnej (powiedzmy sala narad). Tu juz mi coś nie pasowało do zakonu żebraczego. Wspaniały kasetonowy sufit. Bogaty wystrój. Z tym, że sala ta powstała juz w wieku XVIII. W niecałe 100 lat później w całej Portugalii zostały rozwiązane wszystkie zakony kościelne. Nie wiem jakie były tego przyczyna, ale czy czasami nie zbytnie bogactwo? Doczytam to kiedyś zapewne.


Piwnice Casa do Despacho.
Potem schodzę do katakumb klasztornych. Labirynt piwnic. Jestem sam, innych turystów odstraszył zapewne padający deszcz. Mam nadzieję, że posiadają tu zapasowe źródło zasilania, na wypadek awarii oświetlenia? Nie zabrałem ze sobą żadnej latarki. Brak informacji w "strawnym" dla mnie języku, ale domyślam się, że pod ścianami pochowani są ważniejsze osoby w klasztorze.
I agle popatrzyłem pod nogi i ...............


Zbiorowa mogiła?
Widzę sterty wymieszanych kości !!! Zapewne są to osoby mniej znaczące. Nie mam kogo zapytać.


Drzewo Jessego.
Na koniec pozostawiam sobie zwiedzenie wnętrza kościoła. Jednak nie jest to już czynny kościół. Jest to muzeum. I znowu szok. W środku nie ma praktycznie jednej wolnej ściany. Wszystko zapełnione wspaniałymi rzeźbami. Wszystko kipi bogactwem. Z przewodnika dowiaduje się, że na złocenia wnętrza kścioła wykorzystano (różne sposoby obliczeń) od 400 do 600 kg czystego złota.
Franciszkanie tyle "wyżebrali"?  Ale zostawmy ten dylemat na boku i przez moment zerknijmy (foto)na wspaniałą rzeźbę przedstawiające drzewo genealogiczne Jezusa. Dla tej jednej rzeczy warto było tu przyjść. Drzewo Jessego. Polecam.


Bajkowy zamek.
Po trzech dniach opuszczamy Porto.
Aha, zapomniałem napisać słów kilka o porto. Trunku porto. Wieczorami zgłębialiśmy jego tajemnicę, teoretycznie i praktycznie :-). Zainteresowani znajdą wszystkie szczegóły w internecie. Ja napiszę tylko tyle, że:
- jest to wino z dodatkiem spirytusu, stąd jego moc około 20%,
- cena butelk zależy od konkretnego rocznika, który specjalna komisja uważa za wyjątkowo udany,
- degustowanie w specjalnie przygotowanych piwnicach, to sporo frajdy,
- są różne rodzaje poro, jedne spożywamy np. z mięsami, a inne smakuje wyśmienicie z ... czekoladą.

Wracajmy na trasę. Daliśmy się namówić na zwiedzeniemiasteczka Santa Maria da Feira. Stoi tam ponad miastem, baśniowy zamek. Jednak jego dzieje są dość pokręcone. Wybudowany w XI wieku, zamienił się w ruinę. W wieku XV ojciec z synem, na podstawie znalezionych wizerunków i swojej fantazji, odbudowali go. Jest to więc pewnego rodzaju ....... atrapa. Choć sympatyczna.
Godzinę później, jedziemy dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kamperem przez świat. Irak 2021

             Matko Boska! Krzyknąłem, gdy zobaczyłem swoje zaległości w prowadzeniu PPP (praktycznych porad podróżników) na naszym blogu. Gd...