Swoją
przygodę z Portugalią zaczynamy od północnych rejonów, a konkretnie od Trias os Montes. To wiejska część tego
kraju, o trudnych warunkach życia, obszar dziki, gdzie kamperowcy rzadko się
zapuszczają. Nie mamy jeszcze zaplanowanej trasy podróży. W ciągu dwóch
miesięcy chcemy jak najlepiej poznać Portugalię i jej związki z Maurami –
przybyszami z Afryki, którzy byli obecni (podbili go) na tym terenie przez
blisko 500 lat.
Jakoś
tak wyszło, że pierwszy popas robimy w mieście Chaves, kilkanaście kilometrów od granicy hiszpańskiej. Miasto
słynie z wód termalnych – niestety obecnie dostępnych tylko w formie
komercyjnej. W przeszłości bywali tu, w kolejności historycznej: Rzymianie,
barbarzyńcy z północy, Maurowie z południa. Ślady są tylko po imperium
rzymskim.
Dwa dni nad uroczą rzeką. |
Rzymski
most „Ponte Romano” z I wieku. Używany do chwili obecnej.
Spacer po ogrodzie zamkowym. |
Pozostałe
zabytki skupione są wokół starego centrum. Tu wieża obronna (inne źródła podają
więzienna), jaka pozostała z XIV wiecznego zamku.
Na fasadzie widać już wpływy manuelińskie. |
Kościół
Misericordia z XVII wieku, ozdobiony starymi azulejos. Jednak nie było nam dane
ich zobaczyć, gdyż kościół był stale zamknięty.
Zdjęcie rysunku muzealnego. |
Mnie
szczególnie zainteresowała jedna informacja z miejscowego muzeum regionalnego.
Jest tam rysunek opończy wykonanej ze słomy, która była wykorzystywana
do ochrony przed deszczem, przez miejscowych pasterzy.
Uliczka Chaves. |
Uliczka
starego miasta. Na parterach sklepy. W jednym staram się zakupić kartę z
dostępem do Internetu. Pani bezskutecznie próbowała dwóch na moim tabie. W
końcu stwierdziła, że europejskie telefony nie pasują do portugalskich kart SIM
i koniec. W innym sklepie pani przekonała mnie (po angielsku), że to co mi
sprzedaje to karta „pre paid” na 1 GB Internetu. Po trzech dniach otrzymałem od
operatora informacja, abym podał swoje dane personalne (w tym różne nipy i
piny), celem podpisania umowy abonamentowej – tymczasem, internetu nie będzie.
Koniec eksperymentów! Najpierw ja się nauczę portugalskiego albo będę pewien,
że moi rozmówcy dobrze rozumieją moje intencje.
Pęknięte 100 ton żywej wagi. |
Kilkanaście
kilometrów na wschód znaleźliśmy pewną ciekawostkę. Koło wioski Bolideria jest
pęknięty kamień, którego jedną połowę można bez specjalnego wysiłku poruszać o
kilka centymetrów.
Zabytki wiejskiej architektury Portugalii. |
Kolejny
etap to mała, górska wioska Carvalhelhos. Miały tutaj być oryginalne, bo
słodkie wody mineralne. Może i były, ale w rozlewni wód mineralnych. Tymczasem
więc idziemy na spacer po wiosce. Starej wiosce. Najpierw wypatruję
espigueiros. Są to spotykane tylko w Portugalii i hiszpańskiej Galicji stodoły
(magazyny?) do przechowywania kukurydzy lub zboża. Są w złym stanie, ale można
zobaczyć, to co najważniejsze – specjalną konstrukcję czterech, kamiennych nóg,
na jakim stoi konstrukcja. Widać wyraźnie, że żaden gryzoń nie ma szans wejść
po nich do środka espigueiros’a.
Sami przez kilkadziesiąt kilometrów. |
Droga przez przysłowiowe odludzie. |
Jedziemy, a
raczej wspinamy się wąskimi drogami. Ponad 1000 metrów npm. Drogi są w dobrym
stanie. Jednak krajobraz staje się coraz bardziej księżycowy. Parkujemy na
skraju wioski, wchodzimy w wąski i uliczki i ........... szczęki nam opadają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz