Pierwsze 200 km dość spokojne.
No może z wyjątkiem koloru pustyni. Jest śnieżnobiała.
No może z wyjątkiem koloru pustyni. Jest śnieżnobiała.
Czasami wyminie nas jakiś pojazd z dziwnie
umiejscowionymi pasażerami. Zastanawiamy się, co będzie się działo w czasie ostrzejszego
hamowania?
Potem pustynia zmienia kolor na żółty.
Kolejno na czarny. Tak, tak. W tym rejonie Sahara
bogata jest w złoża rud metali i wszystko dookoła jest czarne. Skały piasek,
kamienie, pył.
Kolejne 100 kilometrów i mamy kolor brązowy.
Potem wjeżdżamy w Góry Adrar. Dla takich widoków warto było jechać dwa dni w tym upale.
No właśnie, o temperaturach nic nie napisałem. Jest koniec stycznia, tutaj też
jest zima. W dzień temperatura sięga co najwyżej 35 stopni. W nocy jest koło
20. Wilgotność powietrza kilka procent. Tylko ten wiatr. Wieje non stop od
kilku dni. Ze wschodu. Mamy pierwsze problemy z drogami oddechowymi. Wszystko
zapylone. Jakiś dziwny katar i kaszel. Ja już praktycznie nie rozstaje się ze
swoim czerwa. Tak w miejscowym języku hassani mówi na tzw. turban.
Jednak do Ataru nie docieramy. Coś nam
podpowiada, że warto zboczyć kilkanaście kilometrów i zobaczyć naszą pierwszą
saharyjską oazę. Oazę Terjit.
Nasza oaza ma dwa oblicza. Tutaj to turystyczne.
Okrągłe domki tzw. czikit,
przygotowane są na przyjęcie pierwszych francuskich gości. Prawie wszyscy
napotkani mieszkańcy oazy witają Cię słowem: kadu. Oznacza to, że turyści tu już byli i prezenty dawali. Z około
20 zabudowań oazy, połowa to budynki z szyldami: restauracja, oberża lub
camping.
Idąc ścieżką w cieniu palm, można się poczuć jak w raju. Miły chłód, w końcu trochę wilgoci we wdychanym powietrzu, śpiew ptaków i cichy szum płynącej wody.
Kolejnego dnia wracamy do głównej drogi N1,
pokonujemy jeszcze trochę wysokości, między pasmami gór Adrar.
I w końcu, po 3 dniach jazdy, docieramy do
osławionego miasta Atar. Jednego z ważniejszych celów turystycznych w Mauretanii. To centrum
nomadów, pasterzy saharyjskich, którzy
ze swoimi stadami wielbłądów przemierzali (i nadal to robią, ale już przy użyciu
samochodów terenowych Toyota) setki kilometrów Sahary.
Miasta, które leży na trasie karawan idących z
północy kontynentu afrykańskiego, nad rzekę Senegal. Miasta, gdzie mieszkańcy
zachowują jeszcze sporo ze swoich tradycji, jak choć by ubiór zwany bubu. (na zdjęciu)
W Atarze jest dobrze funkcjonujący rynek. Można
tu kupić nawet marchewkę, abo buraczki czerwone. Pewno przemycone od amii francuskiej z Mali, bo to niedaleko. No i jest tu, w porównaniu z pozostałą
częścią Mauretanii, nadzwyczaj czysto!!
Wykonując rowerowy rekonesans po okolicach
miasta, spotkałem muzułmański cmentarz. Typowy chyba tylko dla tego regionu.
Wszyscy demokratycznie w piasku, nad głową większy kamień, często nawet nie
podpisany. Nad nogami zmarłego kamień mniejszy.
Jak dla mnie to folklor.
Potem prawie przypadkiem, trafiam na kapitalne
miejsce. Święte miasto Azougui. Położone
10 kilometrów na zachód od Ataru, za niewysokim pasmem górskim, z daleka
sprawia wrażenie spokoju i harmonii. Miasto (w tym saharyjskim pojęciu miasto) zostało założone na przełomie XI
i XII wieku, przez dynastię Almoravidów.
W dwie godziny później staliśmy już tu kamperem.
Today, I went to the beach with my kids. I found a sea shell and gave it to
OdpowiedzUsuńmy 4 year old daughter and said "You can hear the ocean if you put this to your ear." She placed the shell
to her ear and screamed. There was a hermit crab inside and
it pinched her ear. She never wants to go back! LoL I know
this is completely off topic but I had to tell
someone!
Feel free to visit my web-site Discount Dental Plans