No i w końcu dojeżdżamy do stolicy Mauretanii.
Miasta Nouakchott. I znowu zdobywamy
cenne doświadczenia. Na przykład to:
W mieście jest chyba tyle samo samochodów co i zaprzęgów oślanych. Więc czasami spokojnie jedziemy za wymachującym (nigdy nie wiem czemu to robią) nogami poganiaczem.
W mieście jest chyba tyle samo samochodów co i zaprzęgów oślanych. Więc czasami spokojnie jedziemy za wymachującym (nigdy nie wiem czemu to robią) nogami poganiaczem.
Budowę miasta rozpoczęto w połowie XX wieku. Słodką
wodę i cement dowożono z Senegalu (200 km), piasek był na miejscu (Sahara).
Tylko o kruszywie do betonu, czy asfaltu zapomniano. Więc ktoś pomyślał i
………….. miasto na muszelkach stoi. Zupełnie serio. Na foto fragment nawierzchni
jezdni. Podobnie wyglądają płyty chodnikowe i mury najstarszych budynków.
Ruch na ulicy nie odbiega chyba od innych
afrykańskich miast. Światło czerwone na skrzyżowaniu jest ogólną wskazówką, a
nie nakazem. Więc czasami skrzyżowanie się zakorkuje na kilka minut, bo wszyscy
odważni spotkają się na środku, a między nimi jeszcze ze 2-3 zaprzęgi oślane. Kto ma pierwszeństwo na ruchu okrężnym? Na razie nie wiem. Jak wyczaję – to napiszę.
Jednak w Nouakchott jest jedyne w kraju państwowe
Muzeum Narodowe. Grzechem było by go nie zwiedzić.
Jak na najważniejszą placówkę muzealną przystoi, w środku nie wolno fotografować ani palić. Na ścianach zawieszone kamery, z których wiszą jakieś przewody. Pewno brak funduszy itd. Na dowód braku nadzoru, przedstawiam zdjęcie skóry krokodyla saharyjskiego. Są i żyją takie gady w tym kraju.
Potem próba skorzystania z bankomatów, które
chwalą się obsługą kart Visa. Bez szans. Ciągle ten sam napis – brak kontaktu z
Twoim bankiem. Szukając kolejnego bankomatu, trafiamy na wejście do
Ministerstwa Finansów. Z wartowni otrzymuje informację, że za rogiem jest
pomieszczenie (wszystkie bankomaty w tym kraju są w jakichś pomieszczeniach) z
bankomatem na karty Visa. Już jestem szczęśliwy, no bo gdzie jak gdzie, ale
koło ministerstwa miny być nie może. Spokojnie. Może, może. Nie mogę włożyć do
środka swojej karty. Klnę sobie po polsku, podchodzi jakiś ładnie ubrany
jegomość i w języku inglisz tłumaczy mi, że jest to bankomat dla …..
pracowników ministerstwa, na specjalny rodzaj kart Visa, które tylko Ci
pracownicy otrzymali I już mi przeszedł zły humor, no bo jak tu się nie
rozbawić? Po dwóch dniach dajemy za wygraną. Wymieniamy w banku „wmycone” z
Europy euro.
No i w końcu trzeba podjąć decyzję – gdzie dalej.
Ze stolicy prowadzą cztery drogi. Jedną przyjechaliśmy. Druga prowadzi na
wschód – do Mali. Z wizami nie ma problemów, tylko, że akurat Francuzi rozpoczęli
tam jakieś gry wojenne. Takie mamy informację. Więc poczekamy raczej na
zwycięzcę tych zmagań.
Na południe 200 km mamy zaplanowany Senegal.
Jednak z kilku źródeł wiemy, że szkoda tam jechać naszym kamperem. Zobaczymy co
najwyżej St.Louis i może odważymy się wjechać do slumsów Dakaru. Wszystko co
najpiękniejsze w Senegalu (przyroda, zwierzęta) są dostępne tylko dla pojazdów
4x4. Więc chyba nie ma sensu się „napinać”, płacić po 60 EUR za wizę, dorabiać
drugą wizę powrotną do Maury, a wszystko to po to, aby tylko „zaliczyć” ten
kraj. No i do planowanej również Gambii, wprowadzono w międzyczasie wizy dla
Polaków. Koszt jakieś 40 EUR od osoby.
Ale aby o tym wszystkim się dowiedzieć, trzeba
było wyruszyć w drogę. W internecie, czasopismach czy też przewodnikach o tym
nie przeczytamy (niestety), a szkoda. Na chwilę obecną jesteśmy już
wystarczająco zdegustowani (określenie delikatne) internetowym opisem wyprawy
polskich „podróżników” z 2012 roku,
gdzie wyraźnie stoi, że nie ma sensu nic kupować na zapas w Maroku, bo
wszystko, a nawet więcej produktów żywnościowych kupimy na terenie Sahary
Zachodniej. I to o wiele taniej ! Totalne bzdury !!!
Został nam kierunek „czwarty”. Środek Sahary.
Góry Adrar. Wprawdzie polski dyplomata w Rabacie wspominał coś o kierunku
ucieczek ludności Mali, ale my te informacje kilkakrotnie weryfikowaliśmy już w
międzyczasie. Nie powinno być źle na Saharze.
Czyli przed nami 500 km dobrej, asfaltowej drogi do
miasta Atar. Kierunek północny-wschód.
Na Algerię.
Powodzenia! Trzymamy kciuki i czekamy na dalsze relacje :)
OdpowiedzUsuńRemarkable! Its genuinely remarkable paragraph, I have got much clear idea on the
OdpowiedzUsuńtopic of from this piece of writing.
Here is my website http://www.photographers.ie/groups/the-truth-about-vaginal-yeast-infection/
Also see my website :: oszone.Net